Nowy numer 17/2024 Archiwum

Problem złej ufności

Myśl wyrachowana: Bardziej niż człowieka należy wybierać to, co on wybiera

Niedzielna Msza na tydzień przed wyborami prezydenckimi. Kaznodzieja mówi, że Polska ginie i musimy ją ratować. Jest tylko jeden człowiek, który ojczyznę ocali przed rozkradzeniem i zniszczeniem. Naszym patriotycznym obowiązkiem jest głosować na niego. Pada jego nazwisko. Atmosfera w kościele tężeje. Ktoś kiwa głową z aprobatą, ktoś ostentacyjnie wychodzi. Co tam cisza wyborcza – zdradzę to nazwisko: Lech Wałęsa. Bo to był rok 1990. Tak jaskrawa agitacja z ambon jest dziś rzadkością. Ja tylko ten jeden raz słyszałem takie kazanie. Jednak problem chyba istnieje i dotyczy nie tylko księży. Polega na złej ufności. Na tym, że ludzie oddani Chrystusowi często tak popierają swoich politycznych faworytów, jakby ci politycy byli samym Chrystusem. To nie skutkuje niczym dobrym. Gdy z polityka robi się zbawcę, z Boga robi się polityka. Niech potem taki duchowny „od Wałęsy” powie coś z zapałem o Chrystusie. Słuchacz mógłby pomyśleć: „Jeśli z Jezusem jest tak samo jak z Wałęsą, to co ja tutaj robię?”. Lepiej popierać sprawę, którą człowiek reprezentuje, niż jego samego. Bo człowiek jest grzeszny i zawsze w czymś zawiedzie, a przy okazji narazi na szwank wiarygodność również tego, co wiary jest naprawdę godne.

Kiedyś bardzo poruszyły mnie słowa Jeremiasza: „Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku” (Jr 17,5). – Czemu tak ostro? Czemu zaraz przeklęty? – zdziwiłem się. Myślę dziś, że nadzieja zbyt mocno złożona w człowieku jest rodzajem bałwochwalstwa. To sprzeciwia się pierwszemu przykazaniu i to chyba dlatego prorok w imieniu Boga wypowiedział tak mocne słowa. Nie wolno żadnemu człowiekowi ufać bardziej niż sobie, a sobie też ufać nie wolno. Kto jest pewien, że nie zawiedzie, ten już zawiódł. To szczęście, że duchowni nie mogą należeć do partii i że w swoje sympatie polityczne nie powinni angażować kapłańskiego autorytetu. Ksiądz ma zbyt wielkie rzeczy do powiedzenia, żeby stworzeniem przesłaniał Stworzyciela. Jest rzecznikiem spraw ponadczasowych, więc lepiej żeby z dystansem traktował sprawy
tego czasu. Ale ten dystans dotyczy nie tylko duchownych.

Jesteśmy chrześcijanami. Dlatego głosując na ludzi, w istocie powinniśmy głosować na sprawy Boga. Skoro mamy demokrację, musimy ją wykorzystać do budowania monarchii – a konkretnie królestwa Bożego. Agitacja w tej sprawie powinna odbywać się na okrągło i do upadłego, w porę i nie w porę, w duchu i na dachu. Zewsząd powinno padać wypowiadane z największą gorliwością imię kandydata na naszego władcę absolutnego – Jezusa Chrystusa. Bo wartość ludzkich kandydatur na cokolwiek mierzy się zgodnością z Jego programem – i tylko z nim. Nasza troska powinna skupiać się na tym, żebyśmy wszyscy znaleźli się w niebie. Gdy 1 maja kończyła się Msza na placu przed Jasną Górą, zebrani tam na pielgrzymce kapłani śpiewali „Dziękujemy Ci, Ojcze nasz”. To fragment wczesnochrześcijańskiego traktatu Didache. Pod koniec rozległy się słowa „I niech przeminie ten świat”. Och, niech przeminie. Niech przyjdzie
Twoje królestwo.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy