Hałas na meczach siatkówki w Polsce jest nie do wytrzymania. Nie chodzi o kibiców, gwizdki, bębny. To jest do przyjęcia.
Chodzi o nadmierne wykorzystywanie wzmacniaczy. Dzięki „Gościowi Niedzielnemu” wiem już, że to panowie Kułaga i Magiera spowodowali u mnie wielogodzinne upośledzenie słuchu po meczu w Łodzi.
Zapewne działają w najlepszej wierze, ale proszę im przekazać, że natężenie hałasu przekracza próg bólu, przynajmniej u niektórych.
Zapewne jest grubo ponad 110 decybeli. Zatyczki do uszu są moim standardowym wyposażeniem, ale niestety psują przyjemność kibicowania.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.