Nowy numer 13/2024 Archiwum

Kochasz i karmisz

Eleganckie, skromne, z klasą sukienki na wyjścia, na imprezy, na chrzciny i do chodzenia po domu. Wyglądają zupełnie zwyczajnie, jeśli pominąć ukryte suwaki, które nadają im dopiero nowe znaczenie. Wywiad z Karoliną Kurzelą, założycielką pionierskiego sklepu "Milk&Love" z sukienkami dla mam w ciąży i karmiących piersią.

Ludwika Kopytowska: Po raz pierwszy zetknęłam się z sukienkami dla mam karmiących piersią podczas wydarzenia z okazji Dnia Kobiet w Warszawie z "Twe Sukienki - Sklep bez spodni" (więcej o tamtym wydarzeniu przeczytasz tutaj). Spodobały mi się, i dopiero potem ktoś mi powiedział, że to są sukienki do karmienia. Ja mówię: ale jak to do karmienia? Przecież one są takie ładne...

Karolina Kurzela: (śmiech)

I to mnie tak zdziwiło, bo sukienki do karmienia wydawały mi się zawsze takie rozchełstane, nieeleganckie...

... z dużym dekoltem...

Tak, i nawet przymierzyłam jakąś i patrzę: o, one mają tu takie fajne suwaki. Potem się okazało, że to są takie suwaki, no... do karmienia (śmiech)

Ale trzeba było się nie przejmować, bo mam klientki, które nie karmią, a noszą moje sukienki, bo im się po prostu podobały i traktuję te zamki jako taki element dekoracyjny.

I ja też tak to skojarzyłam, dlatego się zdziwiłam, że to jest taka moda dla mam. Skąd w ogóle pomysł na powstanie sklepu z taką odzieżą?

Pomysł z życia po prostu. Ja generalnie lubię chodzić w sukienkach, lubię ten strój, fajnie, że trochę możemy się wyróżniać od mężczyzn. Kiedy byłam w ciąży, mogłam jeszcze chodzić w sukienkach, bo były sukienki ciążowe. Ale przy karmieniu piersią nie dało się już zawinąć sukienki i nakarmić dziecka gdzieś, gdzie akurat była taka potrzeba. A że karmiłam tylko piersią, musiałam nosić takie ubrania, które mogłam wykorzystać do karmienia. Kiedy karmiłam swoje pierwsze dziecko, córkę, to jeszcze kombinowałam z jakimiś guzikami, rozpinanymi bluzkami, sukienkami rozsuwanymi z tyłu, żeby w razie czego obnażyć się prawie do połowy i nakarmić dziecko w ukryciu...

To chyba nie było zbyt komfortowe...

(śmiech) Zdecydowanie nie było. Na chrzcinach okazało się, że nie ma, gdzie się schować, więc karmiłam gdzieś na tyłach kuchni z mężem mnie zasłaniającym... To była totalna porażka. Ja też chciałam dobrze wyglądać na rodzinnej uroczystości. Tak przetrwałam pierwsze karmienie. Dwa lata później, kiedy zaszłam w drugą ciążę, pomyślałam: szkoda, nie chcę rezygnować z sukienek. Miałam ulubione sukienki, które służyły mi w ciąży i pomyślałam, że je przerobię. Sama nie umiem szyć, więc zaprojektowałam, jak to ma wyglądać i dałam krawcowej do przeszycia. I tak powstały pierwsze prototypy. Chodziłam w tych sukienkach, między innymi do klubu, który otworzyłam dla mam i tatów. Koleżanki się dopytywały: jakie fajne, a skąd, a jak, a gdzie można takie kupić? I zobaczyłam, że rzeczywiście jest deficyt takich ubrań. Bo są jakieś bardzo eleganckie sukienki do karmienia, ale takich trochę szkoda kupować, bo właściwie tylko raz się je założy w czasie karmienia na jakąś większą uroczystość. Poza tym są bardzo drogie. Zobaczyłam, że potrzeba sukienek trochę casualowych [z angl. casual - zwykły, codzienny], trochę takich bardziej eleganckich np. na obiad niedzielny czy chrzciny. Bardzo dużo mam kupuje moje sukienki na chrzciny, a później nosi je na co dzień, bo to jest taki krój, że przy dobrym doborze dodatków, można go różnie wykorzystać.

Patrzyłam na sukienki na Pani stronie i one w zasadzie są takie proste, można je założyć i na co dzień i na takie wyjście na jakąś imprezę, to tylko kwestia dodatków.

Tak, i dostaję takie sygnały od mam, że dokładnie tak je noszą. Są zachwycone ich uniwersalizmem. Tym, że jak założą szpilki i żakiet to idą w nich na świąteczny obiad, a zakładając tenisówki, chodzą w nich na co dzień. Teraz zaczyna się sezon ślubny i mamy kupują je na wesela.

I widzę, że są też tuniki ciążowe. Wyglądają na zrobione z takiego rozciągliwego materiału.

Tak. To jest to, na czym mi zależało. Swoje prototypy sukienek po jednym założeniu musiałam już uprać, bo wiadomo jak jest z dziećmi. I przy karmieniu czasami mleko gdzieś poleci i dziecko też jest czasem ubrudzone, a to rączki, a to mu się uleje, więc sukienka była prana przynajmniej raz w tygodniu przez ponad 1,5 roku. Dlatego zależało mi bardzo na jakości moich sukienek. Mam zaprzyjaźnioną szwalnię, która zgodziła się szyć dla mnie zaprojektowane przeze mnie ubrania. Mają świetną jakość oraz dostęp do bardzo dobrych gatunkowo dzianin, więc stworzyłam produkt bardzo dobry jakościowo. Nie chcę się chwalić, ale naprawdę ta jakość jest wyróżniająca. I od mam też dostaję wiadomości zwrotne, że one na pierwszy rzut oka tę jakość widzą. Więc sukienki od milk & love można prać n-razy i one nadal dobrze wyglądają. Nie rozciągają się, nie odbarwiają. Na przykład dekolt - gdy się karmi, dziecko często ciągnie za dekolt, to taki odruch, chce się złapać.

I nie rozciągają się od tego sukienki?

Nie, nie rozciągają się. To było dla mnie bardzo ważne, żeby jakość sukienek była po prostu najwyższa.

Takie... odporne.

(śmiech) Dokładnie tak, dziecio-odporne.

« 1 2 »

Zapisane na później

Pobieranie listy