Nowy numer 17/2024 Archiwum

Padłeś? Powstań!

Wielki Post jest dla Ciebie czasem doktrynalnego masochizmu? A może chodzi o to, żeby odrzucić odpustową tandetę i sięgnąć po to, co najlepsze?

Dziś Kościół rozpoczyna 40 dniowy okres Wielkiego Postu. Sypiemy głowy popiołem na znak naszej grzeszności, w kościołach częściej niż zwykle słyszymy wezwanie do nawrócenia. Przez sześć tygodni będziemy sobie odmawiali codziennych przyjemności, które same w sobie nie są wcale złe. Dla uszu współczesnego człowieka to musi brzmieć strasznie! Nic dziwnego, że dla wielu Środa Popielcowa kojarzy się ze smutnym dniem otwierającym 40 dniowy maraton doktrynalnego masochizmu. Może niejeden popatrzy na nas z politowaniem i zapyta w duchu: „jak to pogodzić z bredniami o tym, że chrześcijaństwo to religia radości?”.

Faktycznie, z zewnątrz to może tak wyglądać. Obawiam się, że nawet wielu katolików właśnie w ten sposób widzi Wielki Post. I to też jest znak naszych czasów. Dlaczego? Ano dlatego, że jesteśmy ludźmi chwili. Żyjemy szybko, łapiemy z życia to co się da, ale trudno nam spojrzeć na rzeczywistość z pewnej perspektywy. Spojrzeć całościowo. A takiego spojrzenia potrzebujemy, jeśli chcemy zobaczyć Wielki Post w całej okazałości.

Co jest tą właściwą perspektywą? Triduum Paschalne. Wielkanoc. Męka, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Nie da się spojrzeć na Post inaczej, niż w takiej perspektywie. Każda inna, jakiekolwiek rozdzielenie tych wydarzeń, sprawi, że Wielki Post będzie kolejną okazją do smętnego rozczulani się nad sobą i tęsknego wyczekiwania na to, kiedy w końcu ten posępny czas się skończy. Tyle, że wtedy po 40 dniach wrócimy do starego życia, znowu będziemy szukali tandetnych namiastek szczęścia, zamiast cieszyć się szczęściem prawdziwym. A Wielki Post jest właśnie po to, żebyśmy zostawili odpustową tandetę i wzięli to, co Prawdziwe, najlepszej jakości. Przyjęli Boga, który nam się daje i zaproszenie do Jego życia.

Bóg w Jezusie Chrystusie zrobił wszystko co mógł. Dał mi się cały, bez stawiania żadnych warunków. Jedynym, co może to zepsuć, jest moja wolność. Moja decyzja. Niebezpieczeństwo, że przeoczę przychodzącego do mnie Boga, że zamknę przed Nim drzwi serca, że zwyczajnie nie rozpoznam Go, bo będę akurat zajęty milionem świecidełek i szczątkowych przyjemności, które na co dzień  zaprzątają moje myśli. I tutaj dostaję od Kościoła szczególny dar – Wielki Post. Czas, w którym mogę spokojnie się zatrzymać, zostawić niepotrzebne gadżety i przygotować serce na przyjęcie Boga. Zadać sobie raz jeszcze pytanie: czego tak naprawdę w życiu chcę?

Wielki Post to czas, w którym mam uświadomić sobie kim naprawdę jestem: umiłowanym przez Boga, stworzonym na Jego obraz i podobieństwo. Ten czas ma mi też pomóc stanąć w prawdzie o sobie. Także prawdzie o swojej słabości i grzeszności. Prawdzie, która mówi, że to nie ja jestem bogiem, a Ten, który Nim jest daje mi wszystko. On radzi sobie z moimi grzechami. A patrząc na moje kolejne upadki nie odwraca wzroku, ale spoglądając z miłością mówi do mnie - Padłeś? Powstań! -  i wyciąga ręce, aby przyciągnąć mnie do siebie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, teolog. Uwielbia góry w każdej postaci, szczególnie zaś Tatry w zimowej szacie. Interesuje się historią, teologią, literaturą fantastyczną i średniowieczną oraz muzyką filmową. W wolnych chwilach tropi ślady Bilba Bagginsa w Beskidach i Tatrach. Jego obszar specjalizacji to teologia, historia, tematyka górska.

Kontakt:
wojciech.teister@gosc.pl
Więcej artykułów Wojciecha Teistera