Nowy numer 13/2024 Archiwum

Zlecenie na kardynała

Metropolita krakowski zawiódł polityczne rachuby. Nadszedł więc czas na medialny lincz.

Aleksandra Pawlicka odkrywa w „Newsweeku” całą, nagą prawdę o kardynale Dziwiszu. Przez 27 lat był szarą eminencją Watykanu, od 7 lat jest metropolitą krakowskim, ale dopiero teraz okazało się z kim – naprawdę – mamy do czynienia.

Portret, a raczej paszkwil na kardynała Dziwisza kreślony jest według recepty sprawdzonej w niezapomnianych latach walki z obskurantyzmem. Najpierw jakaś ośmieszająca anegdotka z młodości. Potem kilka faktów pod tezę (że trafił los na loterii, bo spotkał Karola Wojtyłę). I już jest jasne – kardynał wszystko, co w życiu osiągnął, zawdzięcza jedynie papieskiej „protekcji”.

Nie mniej „odkrywcza” (też rodem z podręcznika agitatora) jest analiza porównawcza kardynałów Macharskiego i Dziwisza. Pierwszy: inteligentny, skromny, przystępny, wdający się w pogawędki na Plantach, drugi „syn kolejarza” z podejrzanej proweniencji doktoratem, nieprzystępny, „nie wypuszcza się na krakowskie ulice inaczej niż w limuzynie”. 

Dla osób nawet średnio zorientowanych w krakowskich realiach to są zwyczajne brednie poniżej poziomu tabloidu. Obraźliwe pomówienia nie poparte żadnymi faktami. Co więcej, całkowicie z nimi sprzeczne. Jedną ze słabości kardynała Dziwisza jest bowiem to, że bardzo lubi spotykać się z ludźmi, prowadzi politykę otwartych drzwi, a po Krakowie porusza się bardzo często per pedes lub… tramwajem.

Z nazwisk w tekście pojawia się jedynie instrumentalnie wykorzystany biskup Pieronek, w charakterze Sfinksa („Co się stało z metropolitą krakowskim?” – „Nie znam odpowiedzi”). No i Leszek Mazan, jako uosobienie krakowskości a zarazem sędzia nieubłagany („Kardynał dopuścił się desakralizacji Wawelu i Polacy mu tego nie wybaczą”). Innych opinii nie potrzeba. Zamiast tego pojawia się podmiot zbiorowy „mieszkańcy Krakowa”, którzy mają oczywiście jednoznacznie negatywną opinię o swoim biskupie. Jakieś konkrety? Po co, przecież „wszyscy” tak sądzą i „każdy” to wie. 

Lista „występków” kardynała (w tekście zwanego po prostu Stanisławem Dziwiszem) jest długa. Zaliczono do niej także „próbę uciszenia ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego, który chciał lustrować kościelnych hierarchów”. Autorka oczywiście nie poszła tym tropem, ale nie dlatego, że jej naczelny od lat domaga się likwidacji IPN. Nie poszła, bo ks. Zaleski, faktycznie od lat pozostający w sporze z metropolitą krakowskim, ostatnio przedstawia krakowską kurię jako wręcz wzór rozwiązywania konfliktów wewnątrz Kościoła, zaś kardynała jako człowieka prawdziwego dialogu. Napisał to już po wydaniu swego niezwykle ostrego wywiadu rzeki.

Kolejnym elementem, dzięki któremu tekst „Cień” może uchodzić za wzorcowy wręcz przykład antykościelnego paszkwilu jest „troska” o religijny wymiar posługi metropolity krakowskiego. Oto – według autorki – papieską spuściznę, której miał strzec, kardynał Dziwisz rozmienił na drobne. Szafuje papieskimi relikwiami. Włosy, skrawki sutanny, ułamany ząb – wszystko to rozdaje na lewo i prawo „z błyskiem w oku”. Ale największym szokiem jest to, że metropolita krakowski „okrzyknięty głową Kościoła łagiewnickiego” w homilii wygłoszonej w trakcie uroczystości Bożego Ciała stanął w obronie Telewizji Trwam. A myśmy się spodziewali – z czekistowską szczerością wyznaje autorka – że kardynał będzie tym, „który może uwolnić Kościół od dyktatu Radia Maryja”. Za co zresztą w nagrodę – przypomina – „zaczęto wskazywać go jako kandydata na kolejnego przewodniczącego episkopatu Polski”. Nagrody nie będzie, jest za to medialny lincz.

Tekst nie trzyma bowiem podstawowych norm warsztatu. Kodeks etyki dziennikarskiej wyraźnie zaznacza, że „informacje powinny być zrównoważone i dokładne, tak by odbiorca mógł odróżnić fakty od przypuszczeń i plotek, oraz powinny być przedstawiane we właściwym kontekście i opierać się na wiarygodnych i możliwie wielostronnych źródłach”. Nic z tego w tekście nie ma. Oczywiście, opinie mogą być stronnicze, ale nie mogą zniekształcać faktów i być wynikiem zewnętrznych nacisków. Tu mamy raczej do czynienia z naciskami wewnętrznymi. Autorów takich tekstów „na zamówienie” określa się w branży dziennikarskiej mianem „cyngli”. Kardynał Dziwisz nie spełnił pokładanych w nim politycznych nadziei, zawiódł, więc redaktor naczelny wydał wyrok. Tekst nie ma żadnych ambicji informacyjnych ani analitycznych. Ma jeden cel: zdyskredytować osobę metropolity krakowskiego. 

Na koniec jeszcze jeden cytat z Kodeksu Etyki SDP: „Dziennikarz powinien okazywać szacunek osobom, bez względu na ich odmienność ideową, kulturową czy obyczajową, co nie oznacza zgodności z ich poglądami”. Wszystko w tekście Aleksandry Pawlickiej można znaleźć. Oprócz szacunku dla jego bohatera.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy