Tysiące mieszkańców Zielonej Góry i okolic przeszkodziły w 1960 r. władzom w eksmitowaniu Domu Katolickiego. Miasto na cały dzień pogrążyło się w dramatycznych walkach ulicznych na pałki, gaz łzawiący, kamienie i ogień. Wokół Wydarzeń Zielonogórskich przez następne 35 lat panowało jednak głuche milczenie. Dotarliśmy do ich uczestników.
Komunistyczne władze wzięły na mieszkańcach Zielonej Góry brutalny odwet. Nawet na tych, którzy 30 maja 1960 r. znaleźli się na placu Powstańców Wielkopolskich przypadkiem.
Należała do nich 24-letnia wtedy Danuta, pracowniczka Polskiej Wełny. Spodziewała się dziecka, za cztery dni miała wziąć ślub. Kiedy wyszła z pracy i zobaczyła, co się wokół dzieje, pokazała język do przejeżdżającej „suki”, czyli milicyjnego samochodu marki Nysa. Milicjanci natychmiast doskoczyli i wyszarpali ją z tłumu. Później dwóch z nich zeznało, że dziewczyna rzucała w nich kamieniami. – Została skazana na 1,5 roku więzienia. W więzieniu straciła dziecko – mówi Dorota Ogłozińska z Zielonej Góry, która dotarła do 82-letniej już, żyjącej ze skromnej emerytury pani Danuty w 2018 r., kiedy pisała artykuł o obronie Domu Katolickiego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł