Kard. Dziwisz: Dziękujemy Bogu za polsko-niemieckie pojednanie

Dziękujemy Bogu za dzieło pojednania narodu polskiego i niemieckiego - mówił kardynał Stanisław Dziwisz podczas mszy świętej, będącej kulminacją uroczystości 70. rocznicy męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana Kolbego w niemieckim obozie Auschwitz.

Bracia i Siostry!

1. Pięć lat temu, 28 maja, nawiedzając obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau, Benedykt XVI powiedział: „Mówić w tym miejscu kaźni i niezliczonych zbrodni przeciwko Bogu i człowiekowi, nie mających sobie równych w historii, jest rzeczą prawie niemożliwą (...). W miejscu takim jak to brakuje słów, a w przerażającej ciszy serce woła do Boga: Panie, dlaczego milczałeś? Dlaczego na to przyzwoliłeś? W tej ciszy chylimy czoło przed niezliczoną rzeszą ludzi, którzy tu cierpieli i zostali zamordowani. Cisza ta jednak staje się głośnym wołaniem o przebaczenie i pojednanie, modlitwą do żyjącego Boga, aby na to nie pozwolił nigdy więcej”.

Przemawiając w tamtym dniu w obecności Papieża, powiedziałem: „Ojcze Święty! (...) Na tej ziemi nienawiść dosięgła zenitu. Na tej ziemi został znieważony człowiek. Na tej ziemi został znieważony Bóg, który stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Ale na tej ziemi zwyciężyła również miłość. Wystarczy jedno imię: św. Maksymilian Maria Kolbe”.

2. Dzisiaj wspominamy człowieka, który nosił to imię. Zostało ono na zawsze wpisane w historię tej ziemi, w mysterium iniquitatis – w tajemnicę nieprawości, jaka tutaj się rozegrała. Ale przede wszystkim imię to wpisało się w tajemnicę miłości, która okazała się silniejsza od nienawiści i śmierci. Siedemdziesiąt lat temu pokorny franciszkanin i katolicki kapłan, Maksymilian Maria Kolbe, po kilkunastodniowej męczarni głodu, został dobity zastrzykiem fenolu w ponurej celi śmierci znajdującego się tutaj w pobliżu bloku jedenastego. Najbardziej przejmującym jest fakt, że ojciec Maksymilian wybrał dobrowolnie tę straszliwą męczarnię i okrutną śmierć. Uczynił to w imię miłości. Chciał ocalić i – jak się okazało – ocalił swoim heroicznym gestem los niewinnego człowieka, Franciszka Gajowniczka, ojca rodziny.

Ojcu Maksymilianowi nie zabrano życia. To on ze swego życia uczynił dar i złożył je w ofierze. W ten sposób upodobnił się radykalnie do swojego Pana, Jezusa Chrystusa, któremu też nie odebrano życia, bo sam je złożył w ofierze na krzyżu. Maksymilian napisał żywy komentarz do słów Mistrza: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 12-13). I w ten sposób Maksymilian został – i to w stopniu najwyższym – przyjacielem Jezusa, który powiedział: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję” (J 15, 14). Maksymilian, człowiek prawy i sprawiedliwy, został na wieki przyjacielem Boga. Został świętym.

3. Naszą wiarę i przekonanie potwierdza Księga Mądrości, stwierdzająca jednoznacznie: „Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zgon ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju” (Mdr 3, 1-3). Zdawało się oczom nazistowskich, pogańskich oprawców, że unicestwiają człowieka, jego godność i nadzieję. Tymczasem to on odniósł zwycięstwo, które po latach przemawia z niezwykłą siłą do umysłów i serc wielkiej rzeszy uczniów Jezusa na całym świecie. Rozpadła się w pył i przeminęła obłąkana, bezbożna, nieludzka ideologia, która spowodowała cierpienie i morze przelanej krwi. Pozostało to, co autentyczne, można by powiedzieć – nieśmiertelne. Pozostało świadectwo miłości potężniejszej niż śmierć. Bóg doświadczył Maksymiliana, „wypróbował go jak złoto w tyglu i przyjął go jak całopalną ofiarę” (por. Mdr 3, 5-6). Dziś złoto jego męczeńskiej ofiary jaśnieje blaskiem. Budzi nadzieję. Ukazuje nam drogę, kierunek i sens naszego ziemskiego etapu życia.

Ofiarę ojca Maksymiliana tłumaczą w sposób wyrazisty paradoksalne słowa Jezusa, obowiązujące Jego uczniów: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 16, 24-26). Stracić życie w sensie ewangelicznym to znaczy uczynić z niego dar dla bliźnich i ostatecznie dla Boga. Logika pszenicznego ziarna padającego w ziemię i obumierającego, ale przynoszącego plon, wyjaśnia sens naszego życia. Zamykając się w sobie, starając się zachować życie w sensie egoistycznym, oddalamy się od ideału, jaki Stwórca wpisał w naturę człowieka, w jego godność jako istoty stworzonej na obraz i podobieństwo Boga, który jest miłością.

« 1 2 3 »

PAP/RV/pd