Łotwa to kraj w większości luterański. Dziś do luteranizmu przyznaje się ponad połowa Łotyszy. Katolicyzm (ok. 40 proc. ludności) jest równoprawnym wyznaniem. Trzecie co do wielkości prawosławie wyznają przede wszystkim Rosjanie.
Rozgryzamy Łotyszy
Białe mury ogromnego pobernardyńskiego klasztoru w Vilani mocno lśnią na tle dzikich sadów. Od 1924 roku gospodarują tu marianie. W przedsionku kościoła mijamy wielki baniak. Podobne widzieliśmy w innych kościołach. Łotysze piją… wodę święconą przy wyjściu ze świątyni. Jesteśmy na Wschodzie, gdzie woda ma wręcz sakralne znaczenie.
Mijamy maleńkie drewniane wioski staroobrzędowców. Skupione są wokół molenn – świątyń Przypomina mi się prawosławny „chrzest Jordanu”, gdy ludzie zabierali poświęconą wodę w buteleczkach po „Kubusiu”. – Przywiązujemy ogromną wagę do znaków – wyjaśnia łotewski marianin o. Benedykt. – Łotysze na pierwszy rzut oka są nieufni, zamknięci, ale gdy cię już poznają, otworzą przed tobą serce – zapewnia. – Jesteśmy jak skorupa orzecha. Jeśli się przez nią przebijesz, znajdziesz pyszny miąższ. Gdy nas rozgryziesz, masz przyjaźń na całe życie.
Na razie „rozgryzamy” lody. Ojciec Benedykt poczęstował nas nimi po obiedzie. Później, widząc, że z nieba leje się żar, podszedł do naszego samochodu z nową porcją. Gdy po trzech godzinach usiedliśmy przy grillu z udzielającymi się przy parafii mieszkańcami Vilani, a jedna z kobiet poczęstowała nas… porcją lodów, wybuchnęliśmy śmiechem. Nigdy w życiu nie zetknąłem się z taką gościnnością. No, może w ubogiej Hercegowinie. Łotysze okazali się jak miąższ pod skorupą orzecha.
Wbiegamy do klasztoru po schodach. O. Benedykt wskazuje ręką: gdy weszli tu Rosjanie, zaczęły się prześladowania. To właśnie z tych schodów komuniści brutalnie zrzucili jednego z naszych ojców. Nieludzko potłuczony zmarł po kliku dniach. Jesteśmy w kraju, który został brutalnie okaleczony. Kiedyś mieszkaniec Vilani podwiózł do kościoła księdza. Momentalnie wyleciał z pracy. Nawet ministranci, idąc na Mszę, biegli dookoła muru. Przed kościołem nauczycielki pilnie wypatrywały, który z uczniów wchodzi do kościoła. A dziś? – Nie mam wielu ministrantów. Wyjechali mi do Irlandii – opowiada po porannej Mszy marianin. W kościele około dwudziestu osób. Standard, jak w Polsce.
Nad Agłoną błyska
– My na Jasnej Górze nie umiemy się modlić. To przez te tłumy. Przyjechaliśmy, a tu obraz zasłonięty, potem, gdy go już odsłonili, zostaliśmy wypchnięci przez falę pielgrzymów. Oj, to nie dla nas – śmieją się Łotysze. Po odwiedzeniu Agłony przestałem się dziwić. Przeogromne narodowe sanktuarium… świeciło pustkami. Na rozleglej, idealnie skoszonej łące ani żywego ducha. W świątyni, mimo tego że przyjeżdżamy po południu i trwa akurat odpust 40-godzinny, dwie (sic!) kobiety. Przepraszam, trzy kobiety: Agłona to sanktuarium Królowej Północy, Patronki kraju.
Największe zaskoczenie: w narodowym sanktuarium w Agłonie ani żywego ducha To sanktuarium żyje przez trzy dni w roku – wyjaśniają Łotysze. – Na 15 sierpnia zjeżdżają tu tłumy. W wieczornej Drodze Krzyżowej, transmitowanej przez telewizję, modli się ponad sto tysięcy ludzi.
Łotwa to wzór ekumenizmu – podkreślają z dumą nasi rozmówcy. Na Drodze Krzyżowej widać wszystkie największe wyznania nadbałtyckiego kraju. Pod wizerunkiem Królowej Północy sarkofagi łotewskich hierarchów: Sloskansa i Vaivodsa. Łotysze darzą ich ogromnym szacunkiem, ich wizerunki wiszą w większości kościołów. Wychodzimy na ogromny trawnik przed sanktuarium. Znów pusto. Między jeziorami otaczającymi sanktuarium leniwie szybuje bocian. Na niebie błyska.
Wskakujemy do samochodu. W Vilani chcemy zobaczyć żywy łotewski Kościół. Po drodze odwiedzamy cmentarze. Nie są ogrodzone, ale niezwykle zadbane. Idealny porządek, zagrabione liście, uprzątnięte ścieżki. Z wielu nagrobków patrzą na nas wyblakłe brodate twarze staroobrzędowców. Na Łotwie mieszka ich prawie dziesięć tysięcy. Uciekli tu, chroniąc się przed prześladowaniami cara Piotra I. Po drodze mijaliśmy ich drewniane osady skupione wokół ślicznych świątyń – molenn. Łotysze spotykają się przy grobach latem. Od czerwca do sierpnia trwają Kapu Svétki – uroczystość, w czasie której z całego kraju zjeżdżają się na Msze za zmarłych rodziny.
Marcin Jakimowicz, zdjęcia Henryk Przondziono