Choć to Ukraina jest ofiarą rosyjskiej agresji, to jej prezydent znajdzie się pod największą presją w czasie szczytu „ostatniej szansy” w Mińsku.
11.02.2015 10:20 GOSC.PL
Dla Petro Poroszenki sytuacja jest mocno niekomfortowa. Nie zmieniają jej wcale telefony do Władimira Putina, jakie wykonywali w ostatnich dniach przywódcy z Europy i zza Atlantyku z apelem do prezydenta Rosji. W rzeczywistości bowiem już sam skład grupy, która w Mińsku ma prowadzić rozmowy, jest dowodem na to, że to Rosja ciągle rozdaje karty w tej grze. Zachód reprezentują bowiem Angela Merkel i François Hollande – jedyni przywódcy, z którymi Putin „życzy sobie” rozmawiać na ten temat. I kanclerz Niemiec, i prezydent Francji reprezentują opinię, że dostawy broni dla Ukraińców nie wchodzą w grę. Wchodzi w grę jedno: „apelowanie” do Władmimira Putina. I ewentualne straszenie wprowadzeniem kolejnych sankcji. Z naciskiem na straszenie.
Cały ciężar odpowiedzialności za rozwój sytuacji spada więc, niestety, na prezydenta Ukrainy. W praktyce będzie to oznaczać ogromną presję, by ten „wykazał dobrą wolę”, czyli uznał przynajmniej częściowo zdobycze separatystów. Bo dla wszystkich jest jasne, że to nie Rosja będzie stroną, która pójdzie na jakiekolwiek ustępstwa. Skrajnym przykładem tej presji była wypowiedź szefowej tzw. unijnej dyplomacji (która nigdy nie istniała i która tym bardziej nie istnieje teraz), Federiki Mogherini. Wzywając obie strony do wykorzystania okazji, jaką jest szczyt w Mińsku, dodała jednocześnie, że Ukraina mimo kryzysu i wojny musi przeprowadzić reformy obejmujące konstytucję, decentralizację, wymiar sprawiedliwości, system wyborczy, nie wspominając o reformach gospodarczych i zwalczaniu korupcji. Wszystko racja, tylko że wzywanie walczącego z zewnętrznym agresorem państwa do reformy konstytucji w sytuacji, gdy brakuje naboi i spodni dla żołnierzy (o braku samych żołnierzy nie mówiąc) brzmi jak upominanie rannego, by sobie wytarł nos i wybrał się do fryzjera.
To wszystko pokazuje, że choć racje są po stronie Ukrainy, to ona będzie poddana największej presji, by uniknąć wojny na szerszą skalę. Uniknąć w mniemaniu Merkel czy Hollande’a, z których być może tylko ten drugi wierzy, że ustępstwo przed Putinem i doraźne porozumienie na jego warunkach gwarantuje jakikolwiek pokój.
Jacek Dziedzina