Nowy numer 17/2024 Archiwum

Ewangelia z komentarzem na każdy dzień

« » Grudzień 2020
N P W Ś C P S
29 30 1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9

Niedziela 20 grudnia 2020

Czytania »

ks. Zbigniew Niemirski

On wyjdzie z twoich wnętrzności

Granice Izraela, jakie stworzył i zabezpieczył, gdy umierał około 970 r. przed Chr., w dziejach tego narodu wróciły tylko dwa razy. Terytorium, na jakim mieszkali synowie Izraela, było zazwyczaj mniejsze, dzielone, okupowane. Pierwszy raz udało się odbudować państwo w granicach odpowiadających czasom króla Dawida, gdy rodził się Jezus Chrystus. Panował wówczas król Herod, który w testamencie podzielił swe terytorium między trzech synów. Drugi raz dotyczy dopiero czasów współczesnych. To pierwszy, polityczny aspekt tamtego wielkiego panowania. Drugim, zanurzonym w dziejach historii zbawienia, jest ten, który pokazuje, że oczekiwany przez Izraelitów Mesjasz będzie potomkiem Dawida. Podkreślają to Mateusz i Łukasz, którzy w swych tekstach Ewangelii zamieścili rodowody Jezusa Chrystusa. Przypomnijmy: Abraham, ojciec narodu izraelskiego, był ojcem Izaaka, a Izaak był ojcem Jakuba, który miał dwunastu synów. Oni stali się protoplastami pokoleń izraelskich. Wśród nich czwartym był Juda i to on, odbierając błogosławieństwo od umierającego ojca, usłyszał ważne proroctwo: „Nie zostanie odjęte berło od Judy, ani laska pasterska spośród kolan jego, aż przyjdzie ten, do którego ono należy, i zdobędzie posłuch u narodów”.

Pierwszym królem Izraela był Saul, który pochodził z pokolenia Beniamina. Jego następcą był Dawid, władca z pokolenia Judy. I to Mesjasza, syna Dawida, oczekiwali Izraelici. W tym kontekście fragment dzisiejszego pierwszego czytania łatwo rozpoznać jako jedną z wielu mesjańskich zapowiedzi Starego Testamentu: „Wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. Ja będę mu ojcem, a on będzie Mi synem”. •

Czytania »

ks. Robert Skrzypczak

Wbrew przypływom

Nieraz zastanawiałem się, co musi się człowiekowi przydarzyć, by wyrył sobie w sercu i głowie: „Nigdy się nie poddam!”. By znalazł w sobie po raz kolejny siłę do rozpoczęcia od nowa. Benedyktyńscy mnisi latami mozolnie odzyskiwali błotniste tereny nieustannie zalewane przez przypływy. Jedynie ten, któremu przyświecała wieczność, mógł rzucić się w to nieopłacalne przedsięwzięcie. Przykład tych niezmordowanych uczniów św. Benedykta może posłużyć komuś, kto beznadziejnie – jak się wydaje – walczy dziś o trwałość swego małżeństwa, podejmuje zmagania o czystość albo zmaga się z antykościelną napastliwością własnych dzieci lub koleżanek w biurze. Tamto zajęcie średniowiecznych zakonników wydawało się na pierwszy rzut oka czymś skazanym na porażkę. Mnisi jednak zwyciężyli i Europa zamieniła się w ogród. To, co wzmacnia serce i czyni je spokojnym oraz opanowanym wobec braku równowagi w walce, nie może być czymś przejściowym i mizernym. Musi wiązać się z wiecznością. Oni wiedzieli, że swą pracą i modlitwą zdobędą nie tylko tereny podmokłe zamienione w żyzne pola, ale i królestwo wiecznej szczęśliwości. Mieli Boga w sercu. Dziś coraz więcej osób, oficjalnie nieprzyznających się do Kościoła, po cichu szuka w internecie ewangelizacyjnych kazań i konferencji. Abp Fulton Sheen podbijał miliony serc swymi naukami wygłaszanymi w telewizji. Znam ludzi, którzy – choć antyklerykalni i nieufni – jak gąbka chłoną świadków prawdziwości Ewangelii. Aroganccy krytycy św. Jana Pawła II nigdy nie będą w stanie pojąć, jaka atmosfera towarzyszyła Światowym Dniom Młodzieży, gromadzącym wielu młodych entuzjastów szczerych, choć wymagających pouczeń sędziwego papieża. Ludzie zawsze szukali lekarstwa na zniechęcenie, sekretnej siły przebicia do zastosowania w chwilach, gdy nogi uginają się pod ciężarem bólu i życiowych absurdów. Zawsze znajdowali to właśnie w Ewangelii, przepowiadanym z mocą kerygmacie o Bożej miłości. Nawet nie wiedząc jak, Chrystus przedostawał się do ich intymnych stref zastrzeżonych, by pośród mroków i lęku podarować im swą zwycięską miłość. „Temu, który ma moc utwierdzić was zgodnie z Ewangelią i moim głoszeniem Jezusa Chrystusa… niech będzie chwała na wieki wieków! Amen”. •

Czytania »

ks. Tomasz Jaklewicz

Ewa czy Maryja?

1. Maryja spotyka wysłannika Boga. To spotkanie odmienia Jej życie. Co więcej, odmienia los całego świata. Dzieją się rzeczy wielkie, ale wszystko dokonuje się w ciszy, dyskretnie, bez błysku fleszy, z dala od wielkich ośrodków. W małym pokoiku w Nazarecie. Tyle dziś zgiełku wokół nas, tyle krzyków, bluzgów, agresji, demonstracji. Aby przebić się w mediach, trzeba szokować, używać mocnych obrazów, mocnych słów. Zwiastowanie dokonuje się w ciszy. To ważna lekcja dla nas. Nie trzeba wrzeszczeć, aby dokonać rzeczy naprawdę znaczących. Cisza ma swoją wartość. Pozwala usłyszeć wezwanie Boga, przemyśleć je, zadać pytanie, udzielić mądrej odpowiedzi. Dobre, mądre, prawdziwe słowo rodzi się w ciszy.

2. Zaszokowały nas obrazy kobiet buntowniczek. Niezależnie od aspektów politycznych, społecznych czy moralnych było coś metafizycznie mrocznego w tych demonstracjach. Jaki obraz kobiety ujawnił się tutaj? Jak się on ma do obrazu kobiety, który ukazuje Maryja w scenie zwiastowania? W raju Ewa próbowała sama zdobyć szczęście, zwątpiła w dobroć Boga. Diabeł sprytnie zasugerował jej, że raj jest piekłem kobiet. Wolność, rozumiana jako prawo do przekraczania nieprzekraczalnych granic, kończy się upadkiem, wstydem, nicością. Maryja jest antytezą Ewy. Jest cicha i pokorna, godzi się na Boży plan, nie buntuje się, mówi TAK tajemniczej propozycji Boga. Wierzy Bogu bardziej niż sobie. Jest pokorna i rozumna. Dopytuje, jak to się potoczy, ale nie buntuje się. Jest panną mądrą. Wie, że to nie bunt, ale zgoda na swój los, na powołanie, na Boży pomysł prowadzi do sensownego życia. Wygrywa życie dla siebie i dla nas.

3. Zwiastowanie jest opowieścią o łasce. Zbawienie jest łaską Boga. Życie jest darem, kobiecość jest darem, męskość też. Powołanie jest darem. Dramat Adama i Ewy polegał na odrzuceniu daru. Nie chcieli żyć z łaski Boga. Chcieli zawdzięczać wszystko sobie. Więc zamiast przyjąć łaskę, postanowili wydzierać niebiosom należne im, w ich przekonaniu, prawa. Ten dramat wciąż trwa. Każde pokolenie przeżywa go w nowych odsłonach, ale istotą jest to samo – ludzka pycha, która każe budować wieżę, aby sięgnąć nieba. Tymczasem niebo zstępuje na ziemię w tysiącach małych Nazaretów. Tam, gdzie ludzie prostej wiary żyją w zgodzie z linią wyznaczonego im losu. Nie muszą rozumieć wszystkiego, ale rozumieją sporo. Na przykład to, że cierpienie należy do całokształtu życia. Że Bogu mówi się TAK także wtedy, gdy idzie ono w poprzek własnych marzeń, planów czy pomysłów. „Niech mi się stanie według twego słowa!”. Bez wiary Maryi nie byłoby cudu Bożego narodzenia. Bez mojego TAK dla Boga święta zostaną pustym happeningiem.

Zapisane na później

Pobieranie listy