Grupa młodzieżowa

Piotr Niwiński

|

GN 9/2019

publikacja 01.03.2019 00:00

Wśród organizacji oporu przeciwko władzy komunistycznej wyróżniała się tzw. grupa młodzieżowa działająca przy strukturach Okręgu Wileńskiego AK.

Henryk Urbanowicz (z lewej). Henryk Urbanowicz (z lewej).
reprodukcje zbiory IPN

Młodzi ludzie z Wileńszczyzny, z reguły wywodzący się z przedwojennego harcerstwa, po wojnie byli represjonowani przez reżim. Skazani na karę śmierci, wieloletnie więzienie, inwigilowani po 1956 r. Dotknięci anatemą. Tworzyli paczkę przyjaciół, nawiązywali do tradycji harcerskich, niektórzy angażowali się w wojskową konspirację i w partyzantkę.

Do nich należał „Marek” – Marian Jankowski, rocznik 1926. Do konspiracji wszedł, bo nie wyobrażał sobie, żeby było inaczej. Bardzo energiczny, zastępowy w drużynie harcerskiej, dowódca grupy słuchaczy na Kursie Młodszych Dowódców organizowanym przez wileńską konspirację, dowódca drużyny „harcerskiego plutonu” w 3 Wileńskiej Brygadzie AK kpt. Gracjana Fróga „Szczerbca”. Po zajęciu Wileńszczyzny przez Sowietów w 1944 r. kontynuował działalność konspiracyjną. W centralnej Polsce znalazł się na początku 1945 r. W tym bowiem roku, wraz z wypędzaną polską ludnością, dość sprawnie ewakuowano struktury Okręgu Wileńskiego AK. Wielu z działających tam konspiratorów tworzyło znaczący element podziemia antykomunistycznego.

W latach 1945–1948 na terytorium centralnej Polski zaczęła funkcjonować odbudowana siatka Okręgu Wileńskiego AK pod komendą ppłk Antoniego Olechnowicza.

Ewakuacja z terytorium Wileńszczyzny była przedsięwzięciem niebezpiecznym, choćby poprzez działalność filtracyjną NKWD wśród transportów ewakuacyjnych. Dla żołnierzy podziemia znacznie lepiej było jechać z dala od swoich rodzin, pod fałszywymi nazwiskami. Granicę pokonywano w kilkuosobowych grupach przyjaciół, pod opieką pracujących przy transportach żołnierzy AK. Takie grupy po przebyciu granicy zazwyczaj przez pewien czas egzystowały dalej razem, aby na nowym terytorium pomagać sobie wzajemnie.

Do tego typu współpracy należał tzw. Klub Sześciu. Założony został w budynku noclegowni PUR-u w Białymstoku w kwietniu 1945 r., skupiał grupę przyjaciół z harcerstwa (wileńskiej „Czarnej Trzynastki”) i partyzantki zarazem. Założycielem Klubu był Marian Jankowski. Oprócz niego w skład grupy wchodzili: Wacław Zakrzewski ps. Neon, Władysław Zubowicz ps. Wrzask, Wacław Sakowicz ps. Graf, Stanisław Wachniewski ps. Puma, Benedykt Urbanowicz ps. Orlicz.

Założenie Klubu Sześciu miało na celu wzajemne wsparcie. Było czysto koleżeńskim przedsięwzięciem. Najważniejszymi postanowieniami miały być doroczne spotkania całej szóstki. Zamierzano spotykać się w rocznicę wymarszu do partyzantki – 16 czerwca. Miejsce spotkania miało być ustalane wspólnie, data jednak pozostawała sztywna. Obowiązkiem było stawienie się całej szóstki. Spotkania poświęcano wspomnieniom, ale miały na nich także odżywać zasady harcerskie. Planowano, że nie będą to zgromadzenia zamknięte, ale zamierzano na nie zapraszać szersze grono osób, zazwyczaj związanych z harcerstwem. Drugim elementem wiążącym miało być przyjęcie punktu, iż w sytuacji, gdy któryś z szóstki postanowi się ożenić, obowiązkiem pozostałych będzie stawienie się na ślub, koniecznie z jedną czerwoną różą w charakterze prezentu. Te założenia i działalność Klubu stały się jednak w przyszłości podstawami oskarżenia przez władze komunistyczne o „wrogą działalność” i wieloletnich wyroków, a nawet kar śmierci.

W siatce okręgu wileńskiego

Klub stał się niejako zaczątkiem późniejszej tzw. grupy młodzieżowej, istniejącej w strukturach odbudowanego Okręgu. Praktycznie wszyscy jego uczestnicy weszli w skład reaktywowanej konspiracji wileńskiej. Kiedy w sierpniu 1945 r. ppłk Antoni Olechnowicz „Pohorecki” zaczął organizować na nowo siatkę konspiracyjną Okręgu Wileńskiego, Marian Jankowski zostawił prywatne życie i ruszył do lasu, do szeregów 5 Brygady dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Najpierw służył w patrolu dywersyjnym, aby zdobyć pieniądze na dalszą działalność konspiracyjną i partyzancką. Ta trudna praca wymagała nie tylko odwagi, ale także rozsądku i wielkiej uczciwości. Przez ręce żołnierzy przechodziły duże sumy pieniędzy. Ale wychowanie harcerskie było tu gwarantem. Po wielu latach wspomniał, że jako harcerze chcieli walkę połączyć z ideami harcerstwa, czyli walką z wszelkimi używkami.

W kwietniu 1946 r. został mianowany dowódcą drużyny w szwadronie por. Zdzisława Badochy „Żelaznego”, walcząc w oddziałach partyzanckich na Pomorzu. Pamiętany był jako wesoły, energiczny, lecz bardzo zasadniczy żołnierz, któremu można było w pełni zaufać. Pewnie dlatego został łącznikiem pomiędzy oddziałami działającymi w lesie a Komendą Okręgu Wileńskiego. W partyzantce walczył do końca, do rozwiązania oddziałów w listopadzie 1946 r.

Po powrocie do „cywilnego życia” nie zaprzestał kontaktów z przyjaciółmi. Zaczęła bowiem wtedy tworzyć się grupa, w której skład weszli także wspomniani wcześniej członkowie Klubu Sześciu, a także inni ich przyjaciele z harcerstwa, konspiracji i partyzantki. Animatorem tego środowiska był Józef Grzesiak „Bobrowicz”, syn legendarnego harcmistrza Józefa Grzesiaka-Czarnego „Kmity”. „Bobrowicz” de facto dowodził wspomnianym „harcerskim plutonem” w 1944 r. w wileńskiej partyzantce. Po ewakuacji odszukiwał zerwane kontakty, informował o kontynuacji działalności Okręgu i koordynował funkcjonowanie tworzonej wokół siebie grupy przyjaciół, którą z czasem nazwano „grupą młodzieżową” w konspiracji Okręgu.

Żerowiska i herbatki

W sierpniu 1947 r. por. Wacław Walicki „Tesaro”, zastępca komendanta Okręgu Wileńskiego, ale jednocześnie harcmistrz przedwojennego wileńskiego hufca, razem z Józefem Grzesiakiem „Bobrowiczem” postanowili odbudować środowisko harcerstwa wileńskiego, wraz z jego zwyczajami. Najbardziej znanym zwyczajem były tzw. żerowiska włóczęgów. „Włóczęgą” stawał się harcerz po odejściu od pracy w zastępie, ale chcący nadal działać w harcerstwie. „Żerowiska” zaś były cyklicznymi spotkaniami, mającymi na celu podtrzymywanie więzi pomiędzy harcerzami – „włóczęgami”. Pierwsze po 1939 r. „żerowisko włóczęgów” odbyło się 6 stycznia 1947 r. w Gdańsku, a następne miały, zgodnie z założeniami, odbywać się corocznie. Kolejne faktycznie odbyło się także 6 stycznia 1948 r., również w Gdańsku.

Czym zajmowano się podczas „żerowisk” i „herbatek”? Zebrania nie posiadały ustalonego porządku. Spędzano wspólnie czas na pogawędkach o harcerstwie, o potrzebie wychowywania młodzieży zgodnie z etyką chrześcijańską. Na „żerowiskach” przygotowywano referaty czy może – używając nazewnictwa harcerskiego – gawędy, będące wprowadzeniem do spotkania.

Inna formą integracji były obozy, nawiązujące do harcerskich. W sierpniu 1947 r. Józef Grzesiak zorganizował po raz pierwszy taki obóz dla wileńskiej młodzieży. Miał on mieć charakter wędrowny. Nie każdego było stać na opłacenie kosztów dwutygodniowego wyjazdu. Dlatego też z kasy Okręgu sfinansowano część kosztów, traktując to jako inwestycję w przyszłość Polski.

Nie cała jednak działalność grupy młodzieżowej oddzielona była od działalności Okręgu. Niektórzy jej członkowie, jak Marian Jankowski „Marek”, walczyli w partyzantce, niektórzy służyli w siatce konspiracyjnej jako łącznicy. Pod koniec 1947 r. ppłk Olechnowicz, komendant Okręgu, zdecydował rozbudować podległe mu struktury, aby na szerszą skalę rozpocząć działalność wywiadowczą. Wtedy do zadań wywiadowczych zatrudniono niektórych członków grupy młodzieżowej. Byli to z reguły doświadczeni partyzanci, weterani oddziałów kpt. Gracjana Fróga „Szczerbca” i „Łupaszki”. Ostateczną decyzję o włączeniu ich w struktury wywiadowcze Olechnowicz podjął jednak dopiero w marcu 1948 r. Do końca wahał się, czy należy wciągać młodzież do tak niebezpiecznych zadań.

Stworzona została wówczas „lotna grupa wywiadowcza” z Marianem Jankowskim na czele. W jej skład wchodzili także: Bogdan Obuchowski „Zbyszek”, Janusz Rybicki „Kukułka”, Robert Nakwas-Pugaczewski „Okoń” i Henryk Urbanowicz „Zabawa”, „Szczaw”. Zadaniem grupy była m.in. obserwacja lotnisk, głównie na Dolnym Śląsku. Dane z tych działań były następnie przekazywane do Komendy Okręgu, gdzie – po porównaniu z innymi napływającymi informacjami – służyły do sporządzania dokładnych i wielostronicowych meldunków wywiadowczych, przesyłanych następnie na Zachód.

Surowe wyroki

Był to już jednak koniec aktywności grupy młodzieżowej. W czerwcu 1948 r. MBP rozpoczęło na terytorium całej Polski Akcję X, skierowaną przeciwko środowisku wileńskiemu. W jej wyniku zatrzymano około 6 tysięcy osób. Siatka Okręgu została rozbita. Aresztowania dotknęły także grupę młodzieżową. Zatrzymania wśród jej członków zaczęły się 24 czerwca 1948 r., a skończyły dopiero w kwietniu 1949 r. Aresztowano praktycznie wszystkich biorących udział w „herbatkach” i „żerowiskach”.

Bardzo brutalne śledztwo przeciwko grupie młodzieżowej prowadzono w dwóch odrębnych sprawach. Pierwsza związana była z działalnością wywiadowczą Okręgu i uczestnictwem w grupie młodzieżowej, druga zaś dotyczyła stricte działalności harcerskiej. Pobicia i szykany nie ominęły żadnego z przesłuchiwanych. Podczas procesu młodzi ludzie odwołali część wymuszonych zeznań, twierdząc, że zostały spisane pod presją bicia i przymusu fizycznego.

Wyroki, jakie zapadły, były różne. Kary opiewały od roku do 15 lat więzienia. Nikt nie został uniewinniony. Najtragiczniejszy los dotknął Henryka Urbanowicza „Szczaw”, „Zabawę”. Został 31 stycznia 1949 r. we Wrocławiu skazany na trzykrotny wyrok śmierci. 6 maja 1949 r. zamordowano go we wrocławskim więzieniu przy ul. Kleczkowskiej.

Nie wszyscy członkowie grupy młodzieżowej zostali jednak aresztowani. Za granicę zdołali się przedrzeć trzej byli żołnierze „Szczerbca” i „Łupaszki”: Janusz Rybicki „Kukułka”, Bogdan Obuchowski „Zbyszek” oraz Marian Jankowski „Marek”. Mieli dużo szczęścia. „Marek” trzykrotnie uciekał z kotła zastawionego przez UB. Wyczuwając niebezpieczną atmosferę, zaufali swojemu instynktowi i przez zieloną granicę, przez Czechosłowację, przedarli się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Austrii. Nie korzystali z żadnego ze znanych szlaków przerzutowych, ale jako doświadczeni harcerze i partyzanci poruszali się samodzielnie. Szli w mundurach harcerskich, posiłkując się jedynie niewielką mapą samochodową i kompasem. Ostatecznie wylądowali w Australii, gdzie dożyli swoich lat.

Wszyscy skazani przez Wojskowe Sądy Rejonowe zostali ostatecznie wypuszczeni z więzień, najpóźniej w 1956 r. Włączyli się ponownie w nurt życia, nadal będąc wzorem dla młodzieży. Józef Grzesiak stał się znanym, nie tylko we Wrocławiu, animatorem ruchu harcerskiego, inni także poszli w jego ślady.

Przeczytaj specjalny dodatek IPN i Gościa Niedzielnego wydany na Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych "Młodzi, niezłomni, wyklęci".

Polecamy również dodatek "Żołnierze wolnej Polski" poświęcony żołnierzom wyklętym

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.