Ksiądz Jan Macha nie jest na Śląsku postacią nieznaną, ale tak naprawdę wiemy o nim niewiele. Dagmara Drzazga wykorzystała szansę na wypełnienie tej luki. Do kin wchodzi właśnie jej film opowiadający historię ks. Machy.
Miał 28 lat, kiedy został ścięty przez Niemców na gilotynie w katowickim więzieniu. – „Jest dla mnie wielką postacią” – mówi ks. Bartłomiej Bober, wikariusz parafii św. Józefa w Rudzie Śląskiej, w filmie „Bez jednego drzewa las lasem zostanie”. Ksiądz Bober pracuje dziś w tej samej parafii, w której od 10 września 1939 r. pracował ks. Macha.
Chcieli czynić dobro
„Mam 25 lat. Teraz uświadamiam sobie, że ci, którzy zginęli, byli właściwie moimi rówieśnikami. Ksiądz Macha miał 28 lat, a kleryk Joachim Guertler tylko 24. Będąc w moim wieku, zginęli za to, że chcieli czynić dobro” – dodaje ks. Bober. To również dzięki osobistym refleksjom ks. Bobera i tych, którzy mówią o nim w filmie, unika on charakterystycznego dla współczesnego telewizyjnego dokumentu banału „gadających głów”. W filmie, jak w każdym dokumencie, nie brakuje oczywiście faktów, ale ambicje twórców były większe. Już pierwsze, niezwykle sugestywne, nasycone emocjami kadry sugerują widzowi, że nie będzie to zwykły film dokumentalny. To miejscami mistyczna niemal podróż w poszukiwaniu prawdy o człowieku, który, jak mówi Aleksandra Kucht, jego krewna, „nie może zagrać z jej synem w fusbal”, ale cały czas obecny jest w ich życiu.
Ksiądz Jan Macha urodził się w Starym Chorzowie. O przyjęcie do Śląskiego Seminarium Duchownego w Krakowie ubiegał się dwa razy, bo za pierwszym nie został przyjęty z powodu nadmiaru zgłoszeń. W czerwcu 1939 roku otrzymał święcenia kapłańskie i trafił do swojej rodzinnej parafii w Chorzowie. 10 września został wikarym w parafii pw. św. Józefa w Rudzie Śl. „Kiedy chodził po kolędzie w 1939 r., zauważył, w jakiej biedzie żyją ludzie, bez ojców i braci, którzy zostali aresztowani albo musieli uciekać, czy ukrywali się. Postanowił pomagać tym ludziom” – opowiada w filmie ks. Bober o charytatywnej działalności ks. Machy w parafii. Udział w tajnej organizacji i działalność charytatywna księdza nie uszły uwagi Niemców. Pierwszym ostrzeżeniem było wezwanie na gestapo w Zielone Świątki 1941 r. We wrześniu tego roku został aresztowany na katowickim dworcu. „Poprosił mnie i drugiego ministranta, Bernarda Łukaszczyka, byśmy z nim pojechali do Katowic, bo musi tam pobrać katechizmy. Tam widziałem go ostatni raz” – wspomina Jan Hajduga. 17 lipca 1942 r. przed sądem specjalnym odbyła się rozprawa. „Bronił się sam” – mówi Małgorzata Kozak, siostrzenica ks. Machy. Ksiądz Macha i kleryk Joachim Guertler skazani zostali na śmierć przez ścięcie. Wyrok wykonano 3 grudnia 1942 r.
Chodziło o rząd dusz
Ksiądz Macha był jedną z wielu ofiar niemieckiego terroru skierowanego przeciwko duchownym. „Księży wrzucano do obozów koncentracyjnych, bo to była walka na śmierć i życie. Chodziło o rząd dusz. Jak się chciało usunąć Pana Boga, trzeba było usuwać wszystko, co się z Bogiem wiąże. Ingerowano nawet w spowiedź, co oprotestował biskup Adamski” – mówi w filmie abp Damian Zimoń.
Według prof. Ryszarda Kaczmarka, kierownika Zakładu Historii Śląska UŚ, konspiracja rudzka była częścią konspiracji ogólnośląskiej, a działalność Jana Machy mieści się między dwoma biegunami. Z jednej strony było to w interpretacji niemieckiej Hochverrat, czyli zdrada, bo według obowiązującego tam prawa była to działalność nielegalna. Nie można było działać w organizacjach konspiracyjnych jakiegokolwiek rodzaju. To podlegało pod sądownictwo specjalne” – wyjaśnia prof. Kaczmarek. – „Z drugiej strony ks. Macha wypełniał misję społeczną Kościoła” – dodaje.
Dziennikarz działu „Kultura”
W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.
Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się