Na Donaldzie Trumpie wolelibyśmy polegać, niż polec. Na razie, wbrew temu, co za Polską Agencją Prasową podawały w ostatnich dniach główne polskie media, prezydent USA nie tylko nie odwrócił się od Polski, ale też działa na korzyść naszego bezpieczeństwa.
23.09.2025 08:09 GOSC.PL
Gdy w miniony czwartek po przebudzeniu ktoś postanowił do porannej kawy poczytać o tym, co dzieje się na świecie, w większości głównych polskich mediów mógł natrafić na mrożącą krew w żyłach informację, zgodnie z którą prezydent Trump miał powiedzieć w jednym z udzielonych wywiadów, że owszem, obiecał Polsce pomoc, ale dopiero po zakończeniu wojny na Ukrainie. Co w praktyce oznaczałoby uzależnienie tej pomocy od łaski Kremla.
Na szczęście ta wstrząsająca wizja żyła tylko parę godzin. Wkrótce okazało się, że wszystkie media, które powoływały się na tę wypowiedź, powieliły depeszę państwowej, Polskiej Agencji Prasowej, a ta w swojej treści była po prostu nieprawdziwa. PAP włożył w usta Trumpa słowa, które nigdy nie padły: "Wspieramy Polskę wywiadowczo, ale kiedy mówiłem, że pomogę Polsce, chodziło o to, że po wojnie".
PAP po kilku godzinach depeszę skorygował, by wreszcie przeprosić za błąd. Mleko się jednak rozlało, bo wykreowaną przez agencję wypowiedź amerykańskiego prezydenta zdążyły zacytować nie tylko liczne i duże redakcje, ale skomentowali ją jako niepokojącą czołowi politycy obozu rządzącego z rzecznikiem rządu, ministrem Szłapką na czele. Na Kremlu, obserwując to, co się wyprawia, musieli mieć ubaw po pachy.
To prawda, że prezydent Stanów Zjednoczonych przyzwyczaił nas do tego, że jego słowa mogą ulegać pewnej reinterpretacji w czasie (co w przypadku polityków jest raczej normą niż rzadkością). Nie zmienia to jednak faktu, że w odniesieniu do Polski Donald Trump jest, jak dotąd, konsekwentny w swoich deklaracjach sojuszniczego wsparcia. Najpierw potwierdził je w czasie rozmowy z dziennikarzami przy okazji wizyty prezydenta Nawrockiego w Białym Domu. Po raz kolejny zrobił to na początku tego tygodnia. Gdy po naruszeniu przez rosyjskie samoloty estońskiej przestrzeni powietrznej dziennikarze zapytali Trumpa czy Stany Zjednoczone udzielą Polsce i państwom bałtyckim pomocy wojskowej w przypadku eskalacji napięć w stosunkach z Rosją, prezydent stanowczo odpowiedział: „Tak, zrobiłbym to”.
Ważniejsze od słów wydają się jednak działania. Zwraca na nie uwagę Jan Maria Rokita w swoim długim komentarzu opublikowanym w „Kanale Zero”.
Były polityk, a obecnie komentator życia politycznego przytacza zaskakujące wydarzenie towarzyszące nalotowi rosyjskich dronów na terytorium Polski, do którego doszło niemal dwa tygodnie temu. Do Polski wdarło się wówczas blisko 20 dronów, z których kilka zostało zestrzelone. Jak się później okazało, maszyny nadleciały znad terytorium Białorusi, jednak skuteczna reakcja polskiej i sojuszniczej obrony przeciwlotniczej była między innymi zasługą szybkiej informacji o zmierzających w naszą stronę obiektach, jaką przekazała nam… Białoruś. Mogłoby to wydawać się absurdalne, ale informację tę przekazaną pierwotnie przez Mińsk, potwierdził także szef sztabu generalnego Wojska Polskiego, gen. Wiesław Kukuła.
Dlaczego Białorusini, będący przecież sojusznikiem Putina, mieliby ostrzegać nas przed nadlatującym z Rosji zagrożeniem? Otóż Rokita przedstawia ciekawą interpretację.
Były polityk wiąże to wydarzenie z z trwającą w tym samym czasie wizytą Johna Cole’a - wysłannika prezydenta Trumpa – u Łukaszenki. Wizyta ta bynajmniej nie miała jedynie kurtuazyjnego charakteru. Jej bezpośrednim skutkiem było zwolnienie z białoruskich więzień 52 więźniów politycznych – m.in. obywateli Polski, Wielkiej Brytanii, Litwy, Łotwy, Francji czy Niemiec. Zdaniem Rokity to obecność i działania Cole’a skłoniły stronę białoruską do poinformowania Polski o zagrożeniu, ponieważ nalot znad białoruskiego terytorium w czasie wizyty przedstawiciela prezydenta USA w Mińsku mógłby być odebrany jako prowokacja.
Oczywiście scenariusz przedstawiony przez komentatora „Kanału Zero” to hipoteza. Jednak już zwolnienie więźniów politycznych jest weryfikowalnym faktem.
Mamy więc do czynienia z sytuacją, gdy za słowami Trumpa idą również działania zakulisowe. Czy dają nam one poczucie pewności, że na prezydencie USA można polegać? Oczywiście, że nie. Bo żadne polityczne deklaracje, niezależnie czy wypowiadane przez Trumpa, Bidena, Merza czy Merkel takiej pewności nie dają. Jak dotąd jednak, wbrew narracji prowadzonej przez część komentatorów, Donald Trump jest w swoich słowach o Polsce konsekwentny. I oby tak pozostało, również w sytuacji ewentualnej dalszej eskalacji w relacjach na linii Warszawa-Moskwa.
EPA/FRANCIS CHUNG / POOL
Wojciech Teister
Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego” oraz kierownik działu „Nauka”. W „Gościu” od 2012 r. Studiował historię i teologię. Interesuje się zagadnieniami z zakresu historii, polityki, nauki, teologii i turystyki. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Aletei”, „Stacji7”, „NaTemat.pl”, portalu „Biegigorskie.pl”. W wolnych chwilach organizator biegów górskich.