Ale o co chodzi?

W swojej „Etyce Solidarności” ksiądz Józef Tischner napisał, że podstawą i źródłem solidarności „jest to, o co każdemu człowiekowi naprawdę w życiu chodzi”.

To był prawdziwy majstersztyk, o czym mogły się przekonać całe rzesze słuchaczy i studentów – mówić o najważniejszych sprawach najprostszym z możliwych językiem: „Gdy nadchodzi wiosna, chodzi o to, by w porę zasiać i zaorać. Gdy przychodzi jesień, chodzi o to, by w porę zebrać. Gdy płonie dom, chodzi o to, by ugasić pożar. Nauczycielowi chodzi o to, by szkoła była naprawdę szkołą, uniwersytet uniwersytetem, książka książką. Nam wszystkim idzie o to, by prawda zawsze prawdę znaczyła, a sprawiedliwość – sprawiedliwość. Trzeba zrobić porządek w domu. Właśnie to, co trzeba zrobić, zespala i pobudza do czynu. Zespala głębiej i trwalej niż strach przed wrogami. Chcemy być narodem zespolonym, ale nie zespolonym strachem. Chcemy, aby nas jednoczył nasz najprostszy, ludzki obowiązek”. Lata mijają od tamtych dni, księdza Józefa Tischnera już pomiędzy nami nie ma. Po jego śmierci Jan Paweł II napisał o nim: „Był obdarzony niezwykłym talentem obserwacji świata i życia. A wszystko, co dostrzegał, odnosił do Boga, który jest miłością. W tej perspektywie tworzył podwaliny do realizacji idei dialogu ze wszystkimi ludźmi dobrej woli, również z tymi, którzy nie zaznali łaski wiary. Filozof i teolog, który był otwarty na człowieka, a równocześnie nigdy nie zapominał o Bogu. Stworzył duchowe podstawy etyki solidarności, która dziś nadaje kierunek trudnym zmaganiom narodu polskiego o taki kształt demokracji, w której byłaby respektowana godność każdej osoby ludzkiej”. O tej etyce mało kto już dzisiaj pamięta, jeszcze mniej liczni próbują o niej mówić. A przecież jest prawdą, że to, co się wówczas – 45 lat temu – stało, było niezwykłe, bo „ludzie odrzucili maski i ukazali swoje prawdziwe twarze”. W PRL-u to nie było normalne, nie było powszechne, obowiązywała raczej zasada (bardzo) ograniczonego zaufania przypominająca bardziej duszną atmosferę orwellowskich „seansów nienawiści”. Wspominam tę atmosferę przed kolejną rocznicą Sierpnia '80. Piotr Legutko zadaje pytanie, czy ruch społeczny na taką jak wówczas miarę mógłby i dzisiaj powstać, a ja – gdy to samo pytanie postawiłem w gronie znajomych – usłyszałem burknięcie: „ależ skąd, za pełne brzuchy!”. O co więc chodzi? O to, że zbyt syte społeczeństwo przestaje walczyć o swoje prawa, czy raczej o to, że „sytość” – zupełnie jak w przypadku narzekających na Mojżesza Izraelitów wspominających przysłowiowe garnki z mięsem w egipskiej niewoli – usypia naszą zdolność do podejmowania wysiłków?

Zdaniem naszego publicysty podglebie pod taki ruch społeczny i dzisiaj istnieje. Tyle że... kto wie, czy i w jaki sposób wykrzesać by można pierwszą iskrę. W ułożonym przez uczniów dwa lata temu kanonie 10 wydarzeń z historii Polski, które wywołują w nas dumę, obalenie komunizmu znalazło się na przedostatnim miejscu, a powstanie Solidarności nie znalazło się w nim wcale. Czy o czymś to świadczy? Jakżeby inaczej. O garnkach pełnych mięsa jedzonego w niewoli wspomina się raczej, głodując na pustyni. Nomen omen i z dźwiękiem chichotu historii zza ucha w kwestii tego mięsa – kto wówczas żył, ten wie, o czym piszę.

Jeżeli podstawą solidarności jest to, o co każdemu człowiekowi „chodzi”, i jeżeli ma rację słynny autor „Filozofii po góralsku”, kiedy pisze: „Gdy nadchodzi wiosna, chodzi o to, by w porę zasiać i zaorać. Gdy przychodzi jesień, chodzi o to, by w porę zebrać. Gdy płonie dom, chodzi o to, by ugasić pożar. Nauczycielowi chodzi o to, by szkoła była naprawdę szkołą, uniwersytet uniwersytetem, książka książką. Nam wszystkim idzie o to, by prawda zawsze prawdę znaczyła, a sprawiedliwość – sprawiedliwość”, to ja powiem tak: dzisiaj już nie wiadomo, „o co chodzi”. Tomasz Merton już w latach 60. ubiegłego wieku twierdził, że wiek taki jak dwudziesty nie może być wiekiem szczerości, bo za bardzo w nim chodzi o marketing i zysk. Co powiedziałby dziś, gdyby żył? Może mamy jeszcze szansę, żeby się solidnie tego wystraszyć?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.