Myśl wyrachowana: Gdy ludzie porzucają Kościół, to nie Kościół upada, lecz ci, co go porzucają.
Krzywimy się na zwyczaje panujące w dawnych cywilizacjach: wielożeństwo, wielobóstwo, czary, ofiary z ludzi. To się zmieniło, gdy nauka Chrystusa ucywilizowała cywilizacje. Co prawda grzeszna natura człowieka nie poszła na urlop, ale gdy chrześcijanie robili coś złego, wiedzieli, że to złe. Nawet gdy pomiatali bliźnimi, gdzieś im się w głowach telepało, że Chrystus utożsamiał się z pomiatanymi. I to owocowało. Gdy trzymano się nauki Chrystusa, dawało się to pozytywnie odczuć w codziennym życiu. Jeśli gdzieś było inaczej, to dlatego, że tam od nauki Chrystusa odchodzono. Nie naruszano jednak fundamentów, bo cywilizacja Zachodu nie kwestionowała zasad chrześcijaństwa. Gdy zaczęła to robić (mniej więcej od rewolucji francuskiej), zaczęły wracać demony przeszłości, tyle że jeszcze złośliwsze i przebrane w szaty nowoczesności.
Wraca więc poligamia. Na razie jeszcze nie można mieć dwóch żon, ale już i w parlamentach poważnie mówi się o związkach wieloosobowych. Wstępem do kompletnego rozbicia instytucji małżeństwa, a co za tym idzie rodziny, jest legalizacja związków partnerskich. I nie chodzi tylko o „stadła” osób tej samej płci, lecz o państwową pieczęć pod egoizmem tych, co muszą mieć przywileje, choć nie tkną obowiązków. Nowa poligamia będzie gorsza niż pogańska, bo tam przynajmniej płeć była określona. Teraz absolwenci studiów „gender” pouczą maluczkich, że płeć się wybiera i nie ma to żadnego związku z wyglądem ciała. Tak więc „małżonkowie” będą mogli sobie ustalić: dziś za męża robi Krystian, jutro Robert, pojutrze Wanda. A za dwa lata może i Krasula.
A wielobóstwo jak wraca? A choćby przez „neutralność światopoglądową”. Natura nie znosi próżni. Nie ma możliwości, żeby człowiek tkwił w tym świecie, obojętny jak Eskimos na meczu Malediwów z Czadem. Instynkt stworzenia jest zbyt silny i człowiek musi w coś wierzyć. Znamiennym przykładem był prof. Religa, który – choć twardo deklarował ateizm – nie operował w piątki trzynastego. To charakterystyczne, że społeczeństwa w dużej mierze ateistyczne są najbardziej podatne na przesądy, spirytyzm, magię. Jest to zgodne z zasadą, że kto nie wierzy w Boga, ten musi wierzyć w byle co.
Ofiary z ludzi? Nawet Aztekowie wysiadają wobec tego, co się robi powszechnie. Takiego ludobójstwa, jakie praktykuje się pod nazwą aborcji, nie było w historii świata. Ofiary te składa się na ołtarzach bogini Tolerancji, bogini Wolności i boga Wyboru. A bóstwa żądają coraz więcej. Zaczynają pożerać również ludzi starych, chorych albo zniechęconych. Spartańskie praktyki zrzucania w przepaść osób kalekich to nic w porównaniu z dzisiejszą eugeniką. Ciekawa rzecz: jakoś dziwnie mało rodzi się dzieci z Downem. Nagłe ozdrowienie społeczne? Społeczeństwa, które tak się zachowują, upadną, a na ich miejsce przyjdą barbarzyńcy. Zwykle są trochę nieokrzesani, potrafią jednak odróżnić czarne od białego, zgniłe od świeżego. Przyjmą więc Chrystusa. Od kogo? A choćby od misjonarzy z Afryki. Albo z jakiego Wietnamu.
Dziennikarz działu „Kościół”
Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.
Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się