Historyczny sukces czy wymuszona przez Waszyngton na Europie gra pozorów – im dalej od zakończenia szczytu NATO w Hadze, tym więcej słychać głosów krytycznych. Kto ma rację i jakie mogą być realne efekty corocznego spotkania liderów państw członkowskich Sojuszu?
Z pierwszych komentarzy po zakończonym niedawno szczycie wiało optymizmem. Za niewątpliwy sukces uznano zażegnanie kryzysu w stosunkach transatlantyckich oraz potwierdzenie aktualności art. 5, dotyczącego wzajemnych gwarancji bezpieczeństwa krajów członkowskich. Mocno podkreślono także wagę decyzji krajów członkowskich o podniesieniu wydatków na zbrojenia do 5 procent PKB (3.5 proc. na obronę, 1,5 proc. na koszty powiązane, takie jak infrastruktura itp.) oraz jasnego stwierdzenia, że największym i długofalowym zagrożeniem dla światowego bezpieczeństwa pozostaje Rosja. Nie zabrakło także deklaracji, że temu zagrożeniu należy się zdecydowanie przeciwstawić. Oczywiście lepiej późno niż wcale, szkoda tylko, że nasi natowscy sprzymierzeńcy z krajów tzw. starej Europy potrzebowali ponad trzech lat toczącej się za wschodnią granicą Sojuszu pełnoskalowej wojny, aby dojść do tych fundamentalnych wniosków i zaplanować ich realizację. Piszę „zaplanować”, gdyż na osiągnięcie pięcioprocentowych nakładów dano spóźnialskim z Europy Zachodniej 10 lat.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maria Przełomiec Dziennikarka specjalizująca się w obszarze Europy Środkowo-Wschodniej, autorka i wieloletnia prowadząca Studio Wschód w TVP, współpracowała z wieloma polskimi mediami, pracowała również jako korespondentka BBC, autorka książek, m.in. biografii „Tymoszenko. Historia niedokończona”.