W trakcie „Draculi” Roszkowskiego, a tuż po „Dojrzewaniu” Grahama, miałem poczucie, że obaj reżyserzy opowiadają mi o tym samym lęku i tym samym zniewoleniu.
O „Dojrzewaniu”, znakomitym brytyjskim miniserialu, powiedziano już niemal wszystko. To znaczy powiedziano wszystko na temat tego, czym „Dojrzewanie” jest oraz czego w tej historii brakuje. W portalu „Gościa” prof. Błażej Kmieciak zwrócił uwagę, że w żadnym z czterech odcinków nie pokazano, „co poszło nie tak” w rozwoju młodego zabójcy. „Nie wiemy, kiedy rodzice przestali zaglądać do pokoju syna, kiedy przestali się pytać, jakiej np. muzyki ostatnio słuchał” – wylicza prof. Kmieciak.
Widzimy urywek rzeczywistości. Moim zdaniem to akurat mocna strona tego obrazu. Zresztą słowo „obraz” lepiej zastąpić innym – „panorama”. Każdy z czterech, długich epizodów nakręcony został jednym, nieprzerwanym ujęciem. Ten arcytrudny dla autorów zabieg nie tylko podnosi walory artystyczne produkcji, ale też przenosi widza wprost w miejsce dramatycznych zdarzeń, i to w czasie rzeczywistym. Kamera nie robi cięć, napięcie rośnie aż do napisów końcowych. Teraźniejszość – w niej przecież istnieją oskarżony o zabójstwo 13-latek, jego rodzice i siostra, policjanci, koledzy, nauczyciele… Zarówno oni-bohaterowie, jak i my-widzowie mierzymy się każdego dnia z konsekwencjami czasu teraźniejszego. Serial Netflixa snuje więc i tę ważną refleksję – o czasie.
Po czteroodcinkowym wstrząsie przed ekranem, a następnie przewertowaniu masy poserialowych analiz i komentarzy, wychodzimy, niczym postaci z „Dojrzałości”, na ulice swojego miasta (być może mijając szkołę lub komendę policji) albo kręcimy się po własnym mieszkaniu z jednym pytaniem: Do czego tak na dobrą sprawę posłużyć może mi ten serial?
„Trudno dziwić się tym, których »Dojrzewanie« nie zaskakuje” – puentuje w swoim tekście Błażej Kmieciak. Poniekąd ma rację. Dorosły widz zdaje sobie sprawę, że zbyt bliski kontakt z ekranem komputera czy telefonu naraża dziecko na ten czy inny rodzaj cyberprzemocy, co może odbić się na psychice w potworny sposób. Nastolatek rzucający się w przepaść internetu ryzykuje bolesnym upadkiem, nawet jeśli w tym momencie fizycznie dzieli go od rodzica odległość ramienia. Bo mentalnie jest wówczas gdzieś w odległej galaktyce. To też już wiemy nie od dnia premiery serialu. Z resztą wielu rodziców łatwo odnajdzie się w serialowej scenie rozmowy policjanta z własnym synem, który uświadamia ojcu, że kolory serduszek, jakie wysyłamy znajomym, mają konkretne znaczenie i niekoniecznie są niewinne.
Wylać kubeł zimnej… lodowatej wody na głowy dorosłych – twórcom „Dojrzewania” udało się wywiązać z głównego zadania. Materiał w sprawie fikcyjnego Jamiego poruszył dziesiątki milionów (na ten moment) widzów, bez względu na kraj zamieszkania, wielkość miasta czy sytuację rodzinną. Co dalej? Nie każdy ma możliwość zmienić świat, w którym uczestniczy jego dziecko. Każdy może próbować się do niego – i świata, i dziecka – zbliżyć. Niekoniecznie patrząc przez pryzmat własnego dzieciństwa.
Kilka dni temu oglądałem najnowszy spektakl Jakuba Roszkowskiego w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Przeniósł on na deski teatru klasykę gatunku grozy, słynne dzieło Brama Stokera. W trakcie „Draculi” Roszkowskiego, a tuż po „Dojrzewaniu” Grahama, miałem poczucie, że obaj reżyserzy opowiadają mi o tym samym lęku i tym samym zniewoleniu. Przypomnijmy, że opowieść z końcówki XIX wieku przedstawia tajemniczą postać hrabiego, który opuszcza swój zamek i przybywa do Anglii, gdzie wypatruje młodych, nieświadomych narastającego zagrożenia osób. Wampir Drakula jako metafora tego, co w rzeczywistości wirtualnej najbardziej niebezpieczne? Czemu nie. Czarujący dworskimi manierami arystokrata, który umiejętnie ukrywa swoje uczucia, a właściwie ich brak, by w końcu osaczyć bezbronną jednostkę, zasiać niepokój i powoli odbierać życie, wydaje się trafnym uosobieniem ciemnej strony social mediów.
„Nie rozumiem, co się dzieje z Lucy. Jada przecież i sypia dobrze, przebywa sporo na świeżym powietrzu, lecz cały czas bledną jej rumieńce na twarzy i męczy się i słabnie coraz bardziej” – te słowa notuje w dzienniku Mina, przyjaciółka młodej ofiary wampira. Tekst z czasów wiktoriańskich brzmi mocno, współcześnie. Efekt ten spotęgowała w gra aktorów, którzy na scenie w Gliwicach mówili wprost do widowni, ale również do kamery, jak podczas transmisji live. Wreszcie, w sztuce obudził się drugi potwór – lęk, którego doświadczali bliscy ofiar. Czy znajdzie się ktoś, kto zdoła pokonać upiora?
Mat. pras. Netflix
Piotr Sacha
Dziennikarz, sekretarz redakcji internetowej „Gościa Niedzielnego”. Jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie Śląskim oraz dziennikarskich studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Wieloletni redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”. Autor licznych artykułów dotyczących kultury oraz tematyki społecznej, a także książki dla dzieci „Mati i wielkie fałszerstwo”. Z pasją wędruje stronami literatury współczesnej i po ścieżkach muzyki. Ostatnio – wraz z prof. Jackiem Wojtysiakiem – opublikował książkę „Bóg na logikę. Rozmowy o wierze w zasięgu rozumu”.