Krzywda własna

Nie każdy błąd jest grzechem, ale każdy grzech jest błędem.

Dzień przed inwazją Rosji na Ukrainę przeprowadzałem wywiad z kobietą bardzo zaangażowaną w Kościół. Znałem ją jako osobę pełną wiary, której priorytetem jest życie z Chrystusem. Zapytałem ją przy okazji, poza tematem rozmowy, czy obawia się wojny. A przypomnę, że panował już wtedy powszechny lęk przed tym, co nastąpi. Utkwiło mi w pamięci wypowiedziane przez nią zdanie: „Franek, ja nie jestem stąd”.

Dziś, po z górą trzech latach, słowa te wracają do mnie w kontekście nowych niepokojów, jakie nam towarzyszą. Nie wydaje się, żeby świat był dziś bardziej stabilny niż wtedy, więc różnie może być. Ale skoro nie jesteśmy stąd – a przecież my, chrześcijanie, to wiemy – to cokolwiek się wydarzy, z ręki innych ludzi nie spotka nas nic gorszego niż śmierć fizyczna.

Coś gorszego może nas spotkać wyłącznie z naszej własnej ręki, bo to nasze wybory zdecydują, czy trafimy na zawsze do ojczyzny znacznie lepszej niż USA, czy do miejsca znacznie paskudniejszego niż Rosja.

Świetnie wyraził to św. Jan Chryzostom, starożytny mistrz kaznodziejstwa: „Jeśli ktoś doświadcza krzywdy i szkody, to doznaje jej od samego siebie, a nie od innych, choćby nawet tysiące wrogów napadało na niego. Jeśliby bowiem sam siebie nie skrzywdził, to gdyby nawet zeszli się wszyscy mieszkańcy ziemi i morza, w najmniejszej nawet rzeczy nie mogliby mu zaszkodzić”.

Czy nie jest tak? Przecież nikt nie może człowieka zmusić do grzechu, a tylko grzech może spowodować szkodę prawdziwą, bo wieczną. I tylko on jest prawdziwą krzywdą wyrządzoną samemu sobie.

Grzech jest osobistą decyzją, najczęściej podejmowaną ze strachu. Bo się, na przykład, człowiek boi reakcji otoczenia, boi się ośmieszenia, upokorzenia, boi się konsekwencji swoich grzechów i dlatego popełnia jeszcze większe. Nawet pożądanie i chciwość są podszyte strachem, bo człowiek boi się, że jak nie skorzysta z okazji, to coś go ominie.

Owszem, nasz odwieczny nieprzyjaciel te strachy nam w głowy wtłacza, ale nie ma on żadnej władzy, żeby nas do tego zmusić. To, czy ulegniemy i popełnimy grzech, zależy wyłącznie od nas.

„To gorzej niż zbrodnia – to błąd” – mawiał Talleyrand. Brzmi zgrabnie, ale fałszywie, bo nie ma zbrodni, która nie byłaby koszmarnym błędem. Nawet jeśli to zbrodnia „doskonała”, i tak zostanie ujawniona, najpóźniej wtedy, gdy sprawca, nagi aż do dna duszy, stanie przed Bogiem.

Mimo obłędnej promocji, jaką ma w świecie grzech, zawsze pozostaje on błędem. Każdy błąd z kolei sprawia, że człowiek – jeśli błędu nie skoryguje – nie osiąga celu. Po prostu: jeszcze nikt na grzechu dobrze nie wyszedł. Nie ma takiej możliwości. Jest za to możliwość wyjścia z grzechu – i to jest dobre.


KRÓTKO:

Knebel słuszniacki

Sejm uchwalił w Kodeksie karnym zmiany dotyczące tzw. mowy nienawiści i przestępstw z nienawiści. Wskutek nowelizacji do katalogu przestępstw motywowanych nienawiścią z powodu przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej i bezwyznaniowości dodano wiek, płeć, niepełnosprawność i orientację seksualną. Dołączone do kodeksu przesłanki „przestępstwa z nienawiści” mają być ścigane z urzędu. Przeciw głosowały PiS i Konfederacja, które w debacie przestrzegały, że nowelizacja ma doprowadzić do prawnego zakazu krytykowania postulatów LGBT. „Ta ustawa to nic innego jak próba ocenzurowania internetu i wsadzania do więzienia ludzi, którzy mają inne zdanie niż obecnie rządzący” – alarmował poseł Maciej Małecki. Z kolei wiceminister sprawiedliwości Arkadiusz Myrcha przekonywał, że zmiana nie zagraża wolności wypowiedzi, i zapewniał, że ironia lub poglądy polityczne nie będą podlegały nowym przepisom. Twierdził, że np. za słowa: „są dwie płcie” nikt nie będzie karany. A pewnie, pewnie – tylko że, jeśli zmiana zostanie zatwierdzona i wejdzie w życie, „możliwości interpretacyjne” dla sądów znacznie wzrosną. I jeśli sprawa trafi np. do sędziego z Iustitii, to oskarżonemu raczej nie pomoże powołanie się na zapewnienia pana Myrchy. A poza wszystkim: czy to nie ciekawe, że z „mową nienawiści” tak bardzo walczy „koalicja ośmiu gwiazdek”, której aktywiści mają zwyczaj uprzejmie radzić swoim oponentom, żeby „wyp...alali”?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.