Jak niemowlę w ramionach troskliwej matki - Psalm 131

Ja pokażę. Ale co? Wielkie dzieła to raczej nie wynik ludzkiego wysiłku, ale Bożej laski.

Mówią niektórzy, że człowiek się nie starzeje, ale dojrzewa. I coś w tym jest. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich, bo niektórzy z wiekiem głupieją, ale całkiem wielu na pewno. Sukcesy, które okazały się bez znaczenia i porażki, przez które człowiek coś przewartościował, inaczej poukładał swoją hierarchę wartości; cały ten bagaż doświadczenia każe inaczej patrzyć na życie; na to co warto, na to, co nie warto. Choć, też prawda, niektórzy tę mądrość odkrywają już w młodości…

Kiedy dojrzał autor Psalmu 131? Nie wiadomo. Ale to modlitwa człowieka dojrzałego właśnie, z całkiem sensowną hierarchią wartości. Nie wiemy, czy to ten sam, który napisał pierwszy ze Psalmów Stopni, Psalm 120; ten, który miał dość życia w pełnej wojowniczego zamętu krainie Meszek, w Kedarze, gdzie mieszkał z tymi, którzy nienawidzą pokoju. I dlatego ruszył w drogę ku Jerozolimie, ku świątyni, ku Bogu; by doświadczyć innego i stać się inny. Może nie, może autorem Psalmu jest kto inny. Ale skoro to pieśń stopni, pieśń wstępowania, to chyba pielgrzym. A droga zawsze zmienia; pomaga zmądrzeć…

Pieśń stopni.

Panie, moje serce się nie pyszni
i oczy moje nie są wyniosłe.
Nie gonię za tym, co wielkie,
albo co przerasta moje siły.

Przeciwnie: wprowadziłem ład
i spokój do mojej duszy.
Jak niemowlę u swej matki,
jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza.

Izraelu, złóż w Panu nadzieję
odtąd i aż na wieki!

Odrzucić wyniosłość i pychę. Owo nadęte lekceważenie bliźnich i koncentrowanie się na sobie. Ja, ja i jeszcze raz ja… Mówi się, że pycha jest korzeniem wszelkiego zła. Prawda. Ona potrai zniszczyć najwspanialsze nawet dzieła, rozmieniając fortunę na ciągle trwonione drobne…

Jak to było w Pawłowym Hymnie o miłości?  

Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje…

Z miłością pycha ma wspólne tylko jedno: nigdy nie ustaje. Poza tym… Pycha jest niecierpliwa: nie znosi czekania; wszystko musi mieć już, tu i teraz. A jeśli nie, zagniewana tupie nogą. Pycha nie wybacza: zawsze jest gotowa z najmniejszego błędu bliźniego wyciągnąć najpoważniejsze konsekwencje. A przy tym pełna jest zazdrości: nie może znieść, gdy inni mogliby przyćmić blask ego pyszałka. Dlatego jest też łasa jest na wszelaki poklask i miły jest jej dym palonego dla niej kadzidła. Zraniona uniesie się jak przekłuty balon i dobrze, jeśli tylko strzeli focha. Nie wstydzi się tego zapatrzenia w siebie, bo przekonana jest, że jej się wszystko należy. Zawsze dba głównie o własny interes, a o sprawy innych, o ile zbieżne są z jej własnym. Łatwo też wpada w gniew. Wtedy albo uderza na oślep albo, gdy mniej porywcza, przygotowuje zemstę na zimno. Bo zapomnieć, odpuścić – nigdy. Nie dba o sprawiedliwość, nie dba o prawdę, byle jej było na wierzchu. Nie znosi sprzeciwu, nikomu nie ufa. Skrytykuje wszystko, co nie jest oddawaniem jej chwały. Wytrwała zaś jest tylko w pompowaniu własnego ego... Tak: pycha jest odwróceniem tego, o czym pisał św. Paweł w „Hymnie o miłości”...

Dzieła wyrosłe z pychy skazane są porażkę. Jeśli do czegoś prowadzi, to tylko do śmieszności. Czasem groźnej, przerażającej, ale śmieszności. Pielgrzymujący ku Bogu, ku niebu, choćby był na starcie przesiąknięty myśleniem tego świata, z czasem zauważa: to droga donikąd. Człowiek sam niczego sensownie trwałego nie jest w stanie wybudować. Nie jest w stanie wybudować sięgającej nieba wieży Babel, nie jest w stanie wejść z powrotem do Edenu. Dlatego pielgrzym zmierzający ku Bogu, ku niebu, zaczyna rozumieć. I w modlitwie Psalmu 131 odkrywa swoje własne serce.

Panie, moje serce się nie pyszni
i oczy moje nie są wyniosłe.
Nie gonię za tym, co wielkie,
albo co przerasta moje siły.

Nie, że nie robi nic. Ale nie łudzi się, że od niego wiele zależy. Nie zmieni świata. Może zmienić siebie, może pomóc w tej czy innej sprawie jakiejś ograniczonej liczbie ludzi i raczej nic więcej. Trzeba się z tym pogodzić. Zamiast się miotać i oskarżać, że  to wina tych, którzy nic nie robią albo robią źle, warto wprowadzić ład i spokój w swojej duszy. Warto stać się jak dziecko. Jak niemowlę – szczęśliwe że przewinięte i najedzone, że mama i tata blisko. Jak zadowolone niemowlę zaufać Bogu, że kiedy człowiek bezradny, On się ważnymi sprawami zajmie…

Bo Bóg troszczy się o nas. O wróble się troszczy, o nas tym bardziej. I o Kościół też. Nie ma potrzeby gonić, miotać się, oskarżać, niepokoić siebie i otoczenie albo i zadręczać. W ręku Boga jesteśmy bezpieczni jak niemowlęta w ramionach troskliwej matki.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

BT