Inkwizycja z pewnością zasługuje na spokojny opis, a nie na obronę czy krytykę – mówi o. Tomasz Gałuszka OP, historyk Kościoła.
Jacek Dziedzina: Inkwizycja od wieków rozpala emocje i pobudza wyobraźnię, a profesor historii Tomasz Gałuszka chce rozmawiać o niej „na spokojnie”. Będziemy przekonywać czytelników, że z tym paleniem na stosach to nie było do końca tak, jak w filmach i książkach pokazują?
O. Tomasz Gałuszka OP: Historycy chyba już tak mają. (śmiech) Faktycznie poświęciłem sporo pracy naukowej procesom inkwizycyjnym i walce z herezjami, studiowałem protokoły inkwizycyjne – i to daje mi spokojniejsze spojrzenie na ten temat. Generalnie patrzę na historię trochę jak na książkę: nie chcę jej oceniać, dopóki nie doczytam do końca. Dopiero po przeczytaniu całości można coś o niej kompetentnie powiedzieć. Podobnie jest z historią, w tym z historią inkwizycji: historyk ma świadomość, że dzieje ludzkości to jest jakaś niezwykła opowieść, która się toczy, która gdzieś się rozpoczęła, ma swoje etapy, rozwija się, ale dopiero post factum możemy coś o niej powiedzieć. Dlatego też patrzę na inkwizycję jak na bardzo interesujący rozdział historii, który pojawił się w pewnym momencie dziejów. Nie można dokonywać oceny książki, która ma np. pięćdziesiąt rozdziałów, z perspektywy rozdziału dwunastego czy nawet czterdziestego czwartego. Dlatego ja w ogóle nie rozumiem emocji, jakie towarzyszą inkwizycji, bo one wynikają ze skupienia się na jednym czy drugim rozdziale, bez spojrzenia na całość.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.