Nowy numer 17/2024 Archiwum

Tolkien, kanapa i świnie. O drodze Syna Marnotrawnego mówi o. Przemysław Ciesielski OP

Dominikanin z Katowic analizuje wielką przypowieść Jezusa.

 

Znawcy Biblii i życia duchowego analizują z nami kluczowe momenty, w których w Piśmie Świętym pojawia się motyw drogi. „Bezpiecznej drogi” to wakacyjny cykl dziesięciu rozmów, przygotowanych przez redakcję Gosc.pl.

Jarosław Dudała: Przyjrzymy się przypowieści o Synu Marnotrawnym przez pryzmat drogi, jaką pokonał.

O. Przemysław Ciesielski OP: Na nowo uświadomiłem sobie, że tej drogi jest w przypowieści bardzo dużo. Bo najpierw syn odjechał – i to w dalekie strony. (Czyli: podróż była długa.) "Tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie", więc pewnie nie było tak, że siedział w jednym miejscu i trwonił, tylko było w tym jakieś rozbieganie. Gdy przyszedł moment głodu, znów musiał pójść, znaleźć pracodawcę, a on posłał go, żeby pasł świnie. To kolejna droga.

Zesłanie?

Raczej kręcenie się w kółko. A zarazem pierwszy moment, w którym u tego młodego człowieka pojawia się jakaś refleksja. Dopiero wtedy zaczyna analizować, co się z nim stało, odświeża mu się pamięć. Przypomina sobie, co było w domu ojca.

Musiał już jednak upłynąć spory kawał tej jego drogi.

Pewnie też spory kawał czasu.

Można to wszystko analizować na płaszczyźnie czysto ekonomicznej: syn w dalekim kraju cierpi niedostatek, a u taty nawet ostatni, najmniejszy sługa ma zawsze michę gorącej zupy. Tymczasem on nie ma nic. To niesamowity opis sytuacji grzechu: brak pokarmu, który potrafi nasycić.

A to ciekawe! Grzech zwykle widzi się w kategorii przestępstwa, złamania prawa. Rzadziej widzi się go w kategoriach choroby. A tu pojawia się kolejna, jeszcze rzadsza metafora: grzech jako głód.

To, czym jest grzech, pokazuje zdanie, mówiące, że syn pragnął nasycić swój żołądek strąkami (czyli pokarmem nie dla człowieka, a dla świń!), ale nawet tego nikt mu nie dawał. To kolejne upodlenie. To jest opis grzechu, czyli sytuacji w której człowiek po prostu umiera. Grzech jest obumieraniem. To sytuacja, w której życie ze mnie uchodzi, więc próbuję się nasycić, ale to mnie wcale nie karmi.

Ciekawe w tej metaforze jest i to, że grzech nie jest pojedynczym czynem, ale stanem.

Tak, grzech jest stanem człowieka, ale do tego stanu doprowadzają wcześniejsze wybory.

Nie chcę powiedzieć, że decyzja o odejściu z domu ojca była grzechem, choć i tak można to rozpatrywać. Bo to było jakieś odejście od źródła, od najlepszego pokarmu. W każdym razie syn szukał jakiegoś innego pokarmu – nie tego, który miał codziennie u ojca.

Trochę to podobne  – i niepodobne zarazem – do sytuacji Izraelitów, którzy uciekli z Egiptu i głodowali na pustyni.

Tęsknili za egipskimi melonami i czosnkiem, one były dla nich strasznie ważne, choć ich pamięć działała trochę przewrotnie, bo przecież aż tak cudownie w Egipcie nie było. Inaczej by stamtąd nie wychodzili. Mówili jednak o mannie: uprzykrzył nam się ten pokarm  mizerny; wprawdzie uratował nam życie na pustyni, ale chcielibyśmy czegoś więcej. U Syna Marnotrawnego da się odnaleźć ten wątek: "OK, u taty jest fajnie, wszystko jest, ale czegoś innego by się spróbowało..."

Wracając do syna z przypowieści: czas rozrzutnego życia to próba nakarmienia siebie czymś, co na pierwszy rzut oka nie jest trujące, ale na dłuższą metę wycieńcza. Prowadzi do głodu, czyli obumierania. Dochodzi w nim jednak do głosu pamięć: jest takie miejsce, w którym można znaleźć prawdziwy pokarm. Ta refleksja jest początkiem...

... kolejnej drogi.

Moglibyśmy powiedzieć: nawrócenia. Trzeba jednak wyjaśnić, co to znaczy nawrócenie. Grecka metanoia dosłownie oznacza zmianę myślenia. Nie zawsze to akcentujemy. Częściej mówimy: "grzeszyłeś – no to teraz nie grzesz", tak jakby tylko na tym miało polegać nawrócenie.

W takim ujęciu nawrócenie ma się rozegrać na płaszczyźnie zewnętrznej.

I na płaszczyźnie silnej woli: "powstrzymaj się od grzechu, który cię ciągnie; musisz teraz być dobry". Tymczasem bardziej chodzi o to, że najpierw ma nastąpić zmiana myślenia. Albo przynajmniej musi zacząć się zmiana myślenia. To ona w konsekwencji będzie prowadziła do zmiany postępowania. Czyli: zmiany kierunku.

Kolejna droga...

To może być nawet ta sama droga – tylko w przeciwnym kierunku. Albo trzeba zatoczyć jakieś koło: "wracam do ojca".
Co ciekawe, najważniejsze rozgrywa się jeszcze przed wejściem do domu – tam, gdzie droga Syna spotyka się z drogą Ojca.

To znaczy, że Ojciec też pokonuje pewną drogę.

I nie jest to mały kawałeczek. Bo skoro Ojciec wypatrzył Syna na drodze, to znaczy, że często, pewnie codziennie na nią wychodził. To jest obraz Boga, który szuka człowieka zagubionego. Droga Ojca jest więc bardzo długa, bo On od samego początku tęskni, wypatruje, wychodzi na drogę.

Aż wreszcie się doczekał.

Wtedy rozgrywa się coś najbardziej niesamowitego: spotkanie. Bo droga to także różne spotkania, ale najważniejsze jest spotkanie z Ojcem. Syn wygłasza formułkę, która sobie przygotował...

Nawet nie całą...

To mnie zawsze zastanawia: najpierw sobie ułożył tę formułkę, może ją potem powtarzał po drodze, żeby się nie pomylić. Zaczyna ją wypowiadać, ale – uwaga! – to już jest po tym, jak Ojciec wybiegł mu naprzeciw, rzucił mu się na szyję! Ojciec był szybszy. Przytulił go, ucałował. Wtedy Syn zaczyna mówić: "Ojcze zgrzeszyłem przeciw niebu i wobec ciebie. Już nie jestem godzien nazywać się twoim synem". Tu się skończyła formułka, choć miał przygotowane jeszcze jedno bardzo ważne zdanie: "uczyń mnie choćby jednym z najemników".

Nie zdążył tego powiedzieć...

...Ojciec mu na to nie pozwolił. Przerwał mu, ale nie mówiąc do niego, ale do sług: "przynieście szybko najlepszą, szatę, pierścień i sandały". Oczywiście wiemy, że to są symbole synowskiej godności. Tymi symbolami Ojciec chce powiedzieć: "nie , nie będziesz najemnikiem w moim domu. Bo nie jesteś najemnikiem. Jesteś moim synem. To jest twoja prawdziwa tożsamość."

Kolejna metafora grzechu: grzech jako utrata tożsamości.

Albo: zapomnienie o tożsamości. O tym, kim jestem. W tych dalekich krainach syn zaczął zapominać o swojej tożsamości i zachowywać się nie jak syn swego ojca...

...a jak świnia. Przy czym to "ześwinienie" nie oznacza wyłącznie upadku moralnego, ale także zapomnienie o tym, kim się jest.

Stosunek do ojca wyznacza tożsamość.

Czasem na wsi możemy się spotkać z taką sytuacją, że gdy małe dziecko gdzieś się zgubi, to ktoś z dalszych sąsiadów pyta wtedy: "A czyj tyś jest?"

Bo odpowiedź wyznacza tożsamość.

Dokładnie! To jest pytanie: "Od kogo ty pochodzisz? Z którego domu jesteś? Kto jest twoim ojcem?"  Na pierwszy rzut oka tego nie widać. Choć bywa i tak, że ludzie od razu mówią: "Cały ojciec!"

To jest szalenie ważny wątek: grzech jako zapomnienie o tym, kim naprawdę jestem i  – konsekwentnie – nie postępowanie według tego, kim jestem, ale przyjmowanie jakiejś maski, udawanie kogoś, kim nie jestem.

Czerpanie tożsamości od Ojca, od swych korzeni, zakłada, że nie jestem pierwszym na tej drodze i prawdopodobnie także nie ostatnim.

Jest i inna kwestia: To, kim jestem, odkrywam w drodze. Z tego, co mówiłem, mogłoby wynikać, że to generalnie źle, że syn ruszył w drogę. Ale jest w tym także aspekt pozytywny: ruszam w drogę, by odkryć prawdę o tym, kim jestem.

Wśród wielu różnic pomiędzy Synem Marnotrawnym a jego bratem jest i ta, że jeden ruszył w drogę, a drugi nie.

Można się zastanawiać, gdzie właściwie jest ten dom Ojca. I można się skłonić w taką stronę, że ten dom jest w sercu człowieka.

Skoro tak, to ten starszy, porządny syn był tysiące kilometrów od domu Ojca, choć fizycznie nigdy go nie opuścił.

Można by też wyobrazić sobie sytuację podróży w dalekie kraje i życie według tego, kim się jest, dokonywanie wyborów zgodnych z własną tożsamością.

Przypadek starotestamentalnego Tobiasza?

Ciekawe porównanie!

Bywa i tak, że wyruszamy w drogę, nosimy w sobie Boży obraz i podobieństwo, według niego chcemy postępować, ale nam to nie wychodzi.

Jest takie ryzyko. Z drugiej strony, nie pozna się siebie, siedząc w domu na kanapie.

Tak, myślę, że to ważne.

W książce Tolkiena ("Hobbit") tego nie ma, ale w filmie jest taki dialog Bilba z Gandalfem. Bilbo z początku nie ma ochoty wyruszać w żadną daleką podróż, potem się przełamuje, ale dla rozwiania wątpliwości pyta: "Gandalfie, czy możesz mnie zapewnić, że ja z tej wyprawy wrócę?" Gandalf odpowiada: "Nie, tego nie mogę ci obiecać. Ale mogę cię zapewnić, że jeśli wrócisz, to wrócisz odmieniony".

Jest i inny fascynujący moment, tym razem w tolkienowskim "Władcy Pierścieni". Sam mówi do Froda: "Nie powinniśmy się tu znaleźć. A jednak tu jesteśmy. Jak w bohaterskich opowieściach, tych naprawdę ważnych, mrocznych i pełnych grozy. Baliśmy się poznać ich zakończenie. Bo czyż koniec może być szczęśliwy? (...) Te opowieści zapadły mi w pamięć, nawet jeśli byliśmy zbyt mali, by pojąć ich sens. Ale wydaje mi się, że go pojmuję. Teraz wiem. Bohaterowie tych opowieści mogli zawrócić, ale nie chcieli".

Tak! A potem się okazało, że oni sami stali się bohaterami takiej wielkiej historii.

Czyli warto się ruszyć? Zejść z kanapy?

Jak najbardziej!


Zobacz: Wszystkie odcinki wakacyjnego cyklu „Bezpiecznej drogi”

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy