Nowy numer 39/2023 Archiwum

Jakbyście byli rodziną, czyli życie w środowisku wiary

Bóg w Trójcy jest wspólnotą Osób. Naturalne jest więc, że ludzie, stworzeni na Jego podobieństwo, też szukają wspólnoty.

Spaliło się mieszkanie. Mieszkał tam, powiedzmy, Janek Kowalski z matką. Nie minął dzień, gdy ludzie się zorganizowali, zebrali pieniądze i wzięli się za remont mieszkania. Wesoło było, radośnie. Ktoś wstawiał nowe okna, ktoś wymieniał instalację, ktoś naprawiał hydraulikę. Sąsiedzi, obserwując to dziwne zjawisko, pytali: „Kowalscy są świadkami Jehowy?”. Nie. Z pomocą przyszli ludzie z katolickiej wspólnoty ewangelizacyjnej, której Janek był członkiem. Czy to jednak normalne, że chrześcijańskie odruchy kojarzą się katolikom tylko z przynależnością do środowisk odległych od Kościoła?

Nadzwyczajna owocność

Ksiądz Robert Rosiak kilka lat temu z szesnastoma osobami ze wspólnoty, której był duszpasterzem, pojechał z pielgrzymką do Izraela. Po pewnym czasie dołączyła do nich przewodniczka z innej grupy. Kilka godzin później podeszła do księdza i powiedziała zaskoczona: „W tej waszej grupie jest coś niezwykłego, jakbyście wszyscy byli rodziną”. – Bardzo mnie to poruszyło, bo zobaczyłem, że wspólnota jest wielkim świadectwem dla świata. Samo bycie tych ludzi ze sobą otwiera innych na rzeczywistość Bożą – wspomina kapłan.

Tak musiało być od początku. „Patrzcie, jak oni się miłują” – to zdanie, zanotowane przez starożytnego pisarza chrześcijańskiego Tertuliana, jest cytatem. Tak mówili poganie, zdumieni sposobem życia wczesnych wspólnot chrześcijańskich.

Taka miłość płynie z Boga w Trójcy, która jest wspólnotą. Czy nie stąd bierze się więc chrześcijański instynkt tworzenia wspólnot wiary? Nie chodzi tylko o panujące tam relacje między ludźmi, ale przede wszystkim o relację z Bogiem, która we wspólnocie na ogół bardzo ożywa. Za tym zaś idzie potrzeba dzielenia się wiarą z innymi, a to już jest ewangelizacja. Znaczące, że dla wielu działających dzisiaj wspólnot ewangelizacja jest naturalną konsekwencją wyboru Chrystusa jako Pana i Zbawiciela. Wyraża się ona na wiele sposobów, często indywidualnych i spontanicznych, ale też zorganizowanych – w postaci na przykład prowadzenia rekolekcji czy kursów. Ich owocność jest niezwykła. Bóg działa tam z mocą i ludzie się nawracają, nieraz nieomal „hurtowo”, jak w Dziejach Apostolskich. Odnajdują radość życia i wiążą swoje życie z Kościołem. – Ja sobie nie wyobrażam działalności Kościoła bez wspólnoty, czyli bez ludzi, którzy żyją w relacji. Niemożliwe jest na przykład prowadzenie kursów ewangelizacyjnych w pojedynkę czy nawet we dwójkę. Myślę, że gdybym został proboszczem, to pierwszą rzeczą, którą bym zrobił, byłoby budowanie wspólnoty – zapewnia kapłan. Przywołuje metodologię, którą określił José H. Prado Flores, założyciel międzynarodowej sieci Szkół Ewangelizacji Świętego Andrzeja: „Ewangelizować, formować i czynić ewangelizatorów”.

Zapał trwa

Kluczowe znaczenie wspólnoty dostrzega Magdalena Plucner, od wielu lat zaangażowana w głoszenie Ewangelii w kraju i za granicą, założycielka m.in. Akademii Rozwoju Talentów, kształcącej ewangelizatorów, liderów i muzyków. – Kiedy zapraszamy człowieka do przyjęcia Jezusa jako swojego Zbawiciela i Pana, kiedy on otrzyma doświadczenie Ducha Świętego, nie mówimy mu: „A teraz rób, co chcesz”. Mówimy: „Znajdź wspólnotę, w której będziesz mógł wzrastać”. Bo wspólnota jest miejscem wzrostu. W Dziejach Apostolskich jest jasno określone, na czym ona ma polegać i o jakiego rodzaju wzrost chodzi: „Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach” – tłumaczy. Podkreśla, że nigdy nie sugeruje konkretnej wspólnoty, bo każdy powinien wybrać to, w czym się odnajduje, co jest przestrzenią jego wzrostu. – Kiedyś usłyszałam mocne zdanie: „Otaczaj się ludźmi, przy których czujesz się letni”. To znaczy otaczaj się osobami, które zawsze motywują, żeby odkrywać Boga, pogłębiać relację z Nim i coraz mocniej w Nim trwać, poznawać piękno i istotę Kościoła, jego nauczania – zaznacza. Ponieważ przeprowadzała się w różne miejsca, poznała wiele wspólnot. Obecnie jest związana z modlitewno-ewangelizacyjną wspólnotą św. Pawła. – Od razu wiedzieliśmy, że modlitwa to jest sens i źródło naszej tożsamości, ale też to, że chcemy ewangelizować. Łączył nas wspólny cel: ewangelizacja, głoszenie Jezusa, Jego mocy, chwały i obecności. Wewnątrz tej wspólnoty jest jeszcze wspólnota misyjna, z którą raz w miesiącu wyjeżdżamy do parafii, tam ewangelizujemy i głosimy Jezusa. Ta wspólnota bardzo dużo mnie uczy. Nie byłabym tym, kim jestem, gdyby nie ona. Jeżdżę z nimi już 10 lat i cały czas mamy wielki zapał do głoszenia, rozpalone serca, pragnienie niesienia Jezusa niezależnie od tego, gdzie będziemy i w jakich warunkach – zapewnia.

Kościół relacyjny

Ksiądz Robert Rosiak swoje duszpasterskie doświadczenie z Polski wzbogaca obecnie we Francji, w departamencie Ardèche. Parafia, w której obecnie posługuje, obejmuje 18 kościołów, które kiedyś były parafialnymi. – We Francji działać bez wspólnoty w ogóle by się nie dało. Kościół instytucjonalny tu pęka, wydaje się umierać. Ale Kościół relacyjny, otwarty na drugiego człowieka, jest mocny. Wyraźnie to widzę. Wspólnoty tworzą tu po prostu ludzie zaangażowani przy kościele. To są mocne ekipy, posługujące w różnych obszarach. Jesteś jakoś wyróżniony przez sam fakt, że wchodzisz do kościoła. Od razu jesteś przyjmowany. Po Mszy św. jest tzw. kawa z proboszczem. Nie jesteś anonimowy, ludzie pytają, kim jesteś, skąd przyjechałeś, co robisz. Pan Bóg tak tym kieruje, że Kościół wzrasta tu z maleńkich grupek i staje się silny – zauważa duchowny.

W Polsce trudno to zrobić choćby z racji liczby ludzi przychodzących do kościoła. Ksiądz Robert z perspektywy swoich obecnych doświadczeń ocenia, że w Polsce wspólnoty dają nową energię parafiom. – To nowa świeżość. Widzę to choćby w mojej rodzinnej parafii, gdzie kilka lat temu powstała filia wspólnoty Rafael. Kościół tam się budzi, ludzi zaangażowanych jest dużo więcej, niż było w czasach, które pamiętam z czasów kleryckich. Kiedy proboszcz zaprosił tę wspólnotę do swojej parafii, od razu zauważyliśmy, że ci ludzie są inni. Dla mnie to jest niesamowite – obserwować, jak wspólnota rodzi życie w parafii – zaświadcza.

To rodzina

„Bóg nie powołuje zdolnych, ale uzdalnia powołanych” – to hasło bardzo sprawdza się w dobrze funkcjonujących wspólnotach. Ludzie szybko tam dojrzewają, rozwijają się ich talenty, pojawiają się charyzmaty. „Nie wiesz, że umiesz coś robić, dopóki nie zaczniesz tego robić” – mawia się w tych środowiskach. I rzeczywiście, wielu odkrywa zdolności, których nawet u siebie nie podejrzewało. Aktywizują się ludzie zdolni wziąć część odpowiedzialności dla dobra wspólnoty. Ksiądz Robert Rosiak określa to jako proces przemiany owiec w pasterzy. Wspólne decydowanie w gronie rady wspólnoty czy innych odpowiedzialnych uważa za wyraz „współpasterzowania”. – Wspólnota bardzo pomaga rozeznawać wolę Bożą, daje wsparcie. Dla mnie, jako kapłana, wspólnota jest rodziną. Nie jestem sam, uczestniczę w bliskich relacjach. To mnie utwierdza w przekonaniu, że Bóg mnie tu posłał, że jestem kapłanem dla nich. Pasterz bez owiec nie jest pasterzem, bo sam się pasie – zauważa duchowny.

Doświadczenie „rodzinności” wspólnoty często przenosi się z jej członków na prawdziwe życie rodzinne. Czasem mąż przyciągnie żonę, czasem żona męża, bywa, że rodzice pociągają dzieci, a nieraz dzieci rodziców. Entuzjazm i pozytywna zmiana zachowania kogoś w rodzinie stają się najlepszą rekomendacją. „Wspólnota stała się dla mnie rodziną, żeby moja rodzina stała się wspólnotą” – dał świadectwo starszy mężczyzna podczas jednego ze wspólnotowych spotkań.

Coraz popularniejszą praktyką wśród ludzi zaangażowanych we wspólnoty, zwłaszcza ewangelizujące, jest płacenie dziesięciny – oddawanie na dzieła Kościoła (np. związane z działalnością wspólnoty) dziesiątej części swoich dochodów. Trudno o lepszy dowód na to, że przynależność tych osób do wspólnoty nie wynika z poszukiwania własnych korzyści. Jest to natomiast mocne świadectwo osobistego doświadczenia wiary, które okazuje się silniejsze od skłonności do maksymalizacji dochodów. – Myślę, że jest dziś bardzo wielu letnich katolików dlatego, że nie weszli do wspólnoty – zauważa Magdalena Plucner. Zwraca jednak uwagę na potrzebę nastawienia członków wspólnot na dzielenie się z innymi otrzymanymi we wspólnocie darami. – Gdy obserwuję wspólnoty, często widzę, że niektóre zamieniły się w „grupy terapeutyczne” i same nie wiedzą, czemu się spotykają. Istotą jest to, że mamy głosić Jezusa, czynić uczniów i żyć mocą Ewangelii – zaznacza. Przywołuje zasłyszane zdanie: „Formacja bez transformacji prowadzi do deformacji”. – Czyli jeśli się formuję, ale się nie przemieniam, to się deformuję – zaznacza.

Aby przemiana oznaczała prawdziwe nawrócenie, czyli zmianę myślenia, potrzebujemy wspólnoty. •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka

Quantcast