Nowy numer 17/2024 Archiwum

We wsi Śrubarnia nie było kościoła. Jan na swojej działce postawił na własny koszt kaplicę

Krzyż leżał na hałdzie, właściwie na wysypisku śmieci. Ktoś go znalazł, powiesił w kontenerze. Zardzewiałe gwoździe wydawały się dociskane przekleństwami, sprośnymi żartami. „To nie jest godne miejsce dla Jezusa” – powiedział Jan i uratował Zbawiciela.

Bo Jan ma dobre serce. Niby takie samo jak wszyscy, ale jakby bardziej bijące dla ludzi i Boga. Kiedyś zobaczył ogłoszenie, w którym kobieta potrzebowała cegieł, pustaków ceramicznych. Wdowie z pięciorgiem dzieci zawalił się dom, mąż jakiś czas temu zginął. Akurat na placu Jana leżało trochę potrzebnego materiału. Dlaczego miałby nie dać? 1100 pustaków pojechało pod Lublin. Zadzwoniła, jak postawiła dom. Dziękowała. – Ale przecież ja nic wielkiego nie zrobiłem. Czasem ludzie, którym pomagam, pytają, jak się odwdzięczyć. To ja mówię, żeby pomogli komuś następnemu, żeby ten łańcuch dobra oplótł Ziemię. Nic więcej, po prostu komuś okaż serce – mówi Jan, dodając, że świat będzie wtedy szczęśliwszy i lepszy. Kiedyś na Jasnej Górze usłyszał modlitwę, zapamiętał słowa: „Matko Boża, zatrzymaj ten czas beznadziejnej gonitwy, niech nastąpi czas modlitwy”. Trzeba się rozejrzeć, zawsze znajdzie się ktoś, komu można pomóc. A dobro wróci. – Ktoś kiedyś zadzwonił do mnie, że zrobi mi krzyż na kaplicę. Nie spodziewałem się tego, ale się ucieszyłem, bo czułem, że to z potrzeby serca ktoś dla mnie robi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy