Nowy numer 17/2024 Archiwum

"Ranczo" znikąd, czyli nieśmieszna komedia

Na początku był serial. A później już tylko gorzej. Chcąc zdyskontować sukces komercyjny cieszącego się fenomenalną popularnością „Rancza”, jego realizatorzy wyprodukowali oparty na motywach serialu kinowy kicz, jakich mało.

Nie byłoby w tym nic niezwykłego, bo kinowe wersje popularnych seriali coraz częściej trafiają na nasze ekrany, z tym że do tej pory ich produkcją zajmowały się przede wszystkim stacje komercyjne. Za własne pieniądze. Telewizyjne „Ranczo” cieszyło się popularnością zasłużoną. Należało do ciekawszych w ofercie telewizji publicznej. Informacje o realizacji filmu kinowego opartego na serialu przyjęto z zainteresowaniem. W realizację filmu Wojciecha Adamczyka zainwestowała m.in. telewizja publiczna i Polski Instytut Sztuki Filmowej. Są to pieniądze podatników. Być może nie będą to pieniądze stracone, bo dzięki zmasowanej telewizyjnej reklamie podobne „dzieła” cieszą się powodzeniem i w końcu wszyscy, z wyjątkiem rozczarowanego widza, wychodzą na swoje. Ale czy te produkcje mają coś wspólnego ze sztuką filmową? Raczej ze sztuką przekonywania potencjalnych inwestorów, by sfinansowali produkcję, chociaż wystarczy przeczytać scenariusz, by zorientować się, co zobaczymy na ekranie. Bo trudno przypuszczać, że do tego stopnia można go zepsuć w czasie realizacji. Udział obu wyżej wymienionych instytucji w tym niewydarzonym przedsięwzięciu zakrawa na skandal w sytuacji, kiedy na wsparcie czeka wiele ciekawszych propozycji filmowych.

„Ranczo Wilkowyje” jest komedią przeznaczoną dla tych, którzy oglądali „Ranczo” telewizyjne i znają, przynajmniej ogólnie, miejsce, w którym toczy się akcja, a także jego bohaterów. A więc wieś położoną gdzieś na wschodzie, braci bliźniaków, czyli skłóconych z sobą wójta i księdza granych przez Cezarego Żaka, Amerykankę Lucy, szukającą szczęścia w Polsce, oraz przesiadujących na ławeczce miejscowych pijaczków w roli greckiego chóru komentującego rzeczywistość. W filmie pojawia się także postać nieobecna w serialu. Jest nią były mąż Lucy, który przyjeżdża do Polski z nadzieją, że odzyska żonę i namówi ją do powrotu do USA. W Wilkowyjach zjawia się także Czerepach, tym razem w roli kontrolera z Izby Obrachunkowej. Wójt przekonany, że dawny sekretarz bez problemu odkryje wszystkie nieprawidłowości, jakie działy się w urzędzie, postanawia się go pozbyć za wszelką cenę. To główne wątki filmu.

Przyjęło się, że telewizyjne seriale oceniamy, stosując taryfę ulgową co do poziomu ich realizacji. Od filmów kinowych wymagamy nieco więcej. I tak np. komedia powinna bawić, a nie nudzić. W niemrawo toczącym się „Ranczu Wilkowyje” rozbawi nas może jeden gag, dotyczący konkursów audiotele, i jedno „pieprzne” powiedzenie. A niewyszukany humor, jaki serwują nam twórcy filmu, obraża inteligencję widza. Zresztą, czy zabawna może być komedia, w której wszyscy bohaterowie prezentują poziom inteligencji poniżej normy i tak naprawdę żaden z nich nie budzi sympatii widza. I którego akcja rozgrywa się w niemającym nic wspólnego z rzeczywistością świecie.
Edward Kabiesz

Ranczo Wilkowyje; reż. Wojciech Adamczyk, wyk.: Cezary Żak, Ilona Ostrowska, Paweł Królikowski, Marta Lipińska, Dorota Chotecka, Radosław Pazura; Polska 2007

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza