Nowy numer 17/2024 Archiwum

Nieznana czułość

Jan Sochoń: Bagaż podręczny, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu (Biblioteka „Toposu”, t. 23), Sopot 2005.

Wiersze Jana Sochonia zebrane w tomie Bagaż podręczny tworzą swoisty dziennik rekolekcji odbytych w podróży do Ameryki. Spośród wszystkich jej celów jeden wysuwa się na plan pierwszy – poszukiwanie aktualnego rozwiązania najistotniejszej dla każdego kwestii: „Jak być?”. Autor (wyjaśnijmy prędko, że poezję Sochonia wolno nam traktować także w kategoriach autobiograficznych) zadaje sobie to pytanie w momencie dla siebie szczególnym: około pięćdziesiątych urodzin. Widziane w takim kontekście zapiski rekolekcyjne stają się świadectwami kolejnych prób uchwycenia istoty wszystkiego tego, do czego jako człowiek i jako kapłan został powołany.

Zapiski rekolekcyjne przybierają zwykle kształt dzienników duszy. Tymczasem poezja Jana Sochonia w sposób wzruszający potrafi wsłuchać się w ciało, przyjmowane jak cudowny, cenny dar. (By się o tym przekonać, wczytajcie się, proszę, w pełen pogodnej radości wiersz „Na zawsze”). Potrafi się wpatrzeć nawet w dłonie, w chwili spojrzenia puste, które w miłości stają się „światem spełnionym” („Racje”). Ciało uświadamia poetyckiemu „ja” jego wspólnotę z bliźnimi, wspólnotę egzystencjalnych pytań i nadziei, pragnień i marzeń „o szczęściu bez wzniosłej powagi” („Powaga”). A otaczająca je miłość, przypisana do daru ciała „nieznana czułość”, godzi je z duszą i jedna.

Siła miłości bierze się z Boga-Chrystusa, stojącego w centrum duchowego doświadczenia wpisanego w tę poezję. Sochoń, co ważne, unika zbyt łatwego optymizmu, zdawkowych pociech. Wie, że religijność niczego nie ułatwia, niczego nie załatwia. Raczej zobowiązuje do ciągłej rezygnacji z siebie, z własnych, i tylko własnych marzeń i wyobrażeń o szczęściu, z „łatwych pozorów miłości”. Nawet z jakichkolwiek szans na zwycięstwo w „nierównej z Bogiem walce”, gdyż – paradoksalnie – klęska w tym zmaganiu będzie wygraną („Walka”).

„Bagaż podręczny” nie mógłby chyba służyć jako przewodnik po Ameryce, krainie, gdzie „świat czuje się dobrze/ i nie potrzebuje niczego”, naszkicowanej ledwie paroma kreskami, ujętej w siatkę kilku nazw miejscowych. Wiersze przechowały jej dziwność („Cmentarz amerykański”) i smutek tych, którzy po pracy „wracają nocą/ do pokojów, wynajętych na chwilę,/ która okazuje się całym życiem” („Chicago”).
Liryczne notatki Jana Sochonia, spontaniczne, lapidarne, nie narzucają czytelnikowi swojej poetyckości. Jakby nam chciały przypomnieć, że ostrość widzenia oraz swoboda wyobraźni, niekiedy łagodnie improwizującej, jak w wierszu „Smooth jazz”, wystarczą, aby „słowa mogły znaczyć więcej”. Tutaj tak właśnie znaczą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy