Nowy numer 13/2024 Archiwum

Kościół kobiet nie zabija

Bezwzględni księża każą kobietom rodzić, nawet kiedy zagrożone jest ich życie! – wykrzykują feministki. I jak często zdarza się ludziom w stanie zacietrzewienia, plotą bzdury.

Nawet my, świeccy katolicy, zwykle niewiele wiemy o nauczaniu Kościoła w sprawie tych przypadków, w których życie ciężarnej matki i dziecka jest zagrożone. Tymczasem teolodzy od lat wypowiadają się na ten temat. Mówią, że kobieta ma moralne prawo ratować swoje życie, nawet jeśli będzie się to wiązało z niebezpieczeństwem dla życia jej dziecka. Dodają jednak, że nigdy nie można przy tym stosować środków, które bezpośrednio uderzyłyby w życie tego dziecka, które matka nosi pod sercem.

Każdemu z takich przypadków trzeba się dobrze przyjrzeć, bo to niezwykle delikatna materia. Czy na przykład ciężarna kobieta ma przyjąć lekarstwo, którego skutki uboczne mogą być niebezpieczne dla jej poczętego dziecka? Czy kobieta może się na to zgodzić, gdy kompetentni lekarze widzą w tym jedyny ratunek dla jej życia? – Jest to moralnie dopuszczalne – mówi ks. dr Grzegorz Stephan, teolog moralista. – Wierząca matka powinna jednak wsłuchać się w głos sumienia, bo wola Pana Boga może być inna! Nie można odrzucać głosu sumienia, które podpowiada, że trzeba poświęcić swoje życie dla uratowania dziecka. Bo życie nienarodzonego dziecka nie jest życiem mniejszej wartości niż życie matki – podkreśla.

A gdyby Gianna wybrała siebie?
Włoszka Gianna Beretta Molla miała 39 lat, kiedy zaszła w ciążę po raz czwarty. Niestety, miesiąc później lekarz stwierdził u niej coś oprócz ciąży: włókniaka, czyli guza nowotworowego na macicy. Gianna sama była lekarką, więc wiedziała dokładnie, co jej grozi. Jednak zdecydowanie powiedziała lekarzom: „Jeśli chodzi o dokonanie wyboru między mną a dzieckiem, proszę się w ogóle nie wahać. Proszę wybrać – żądam tego – dziecko. Ratujcie je”. Tak się stało. W kwietniu 1962 roku kobieta urodziła zdrową córeczkę. Tydzień później jednak sama zmarła.

Jan Paweł II ogłosił Giannę Berettę Mollę świętą. Jednak co byłoby, jeśli ta kobieta nie zdobyłaby się na taki heroizm? Gdyby ratowała własne życie jakimiś godnymi metodami terapeutycznymi, których uboczne działanie byłoby niebezpieczne dla życia jej córeczki? Czy popełniłaby wtedy grzech? Otóż niekoniecznie. – Kościół nigdy nie zgodzi się na bezpośrednią aborcję, czyli zabicie dziecka. To absolutnie wykluczone – mówi ks. dr Grzegorz Stephan. – Jednak czasem lekarze muszą dokonać wyboru, czy swój wysiłek skoncentrować na ratowaniu matki czy dziecka. O tym muszą decydować w sumieniu i na podstawie ich najlepszej wiedzy lekarskiej. Taka sytuacja jest moralnie dopuszczalna – dodaje.

Według księdza Stephana, lekarze najróżniejszych specjalności podejmują czasem wybory, które są w jakiś sposób do tej sytuacji podobne. Na przykład, gdy mają w szpitalu jedną aparaturę ratującą życie, a kilku pacjentów, których trzeba do niej pilnie podłączyć. Którego podłączyć najpierw? Kiedy wreszcie lekarz już wybierze jednego z pacjentów, to przecież nie znaczy, że próbuje zabić pozostałych. To wciąż jest ratowanie życia. Tak samo ratowania w pierwszej kolejności życia ciężarnej matki nie można nazwać aborcją, zabiciem dziecka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy