Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Nie omija nas żadna pokusa

Nie uciekaj od ludzi, gdy ci trudno. Nie przegap nikogo, kto ucieka od wszystkich.

Zajrzałem do jednej z pobliskich parafii. Popatrzyć, czy bocianie gniazdo jest na swoim miejscu. I przystanąć przy grobie Kazia. Proboszcza tejże parafii. „Odszedł dobry pasterz” – napisali parafianie na pomniku. Prawdę napisali. Bo dobrym był proboszczem – ludzki, miły, uśmiechnięty, przyjacielski, pobożny. Kiedyś jeździł maluchem i dopiero koledzy zmusili go do kupna cinquecento. A potem nagle przyszła choroba. Depresja. Skąd się wzięła? Pytanie o przyczynę choroby często zostaje bez odpowiedzi. Szpital, dobra, przyjacielska opieka psychiatryczna. Polepszyło się. Na przepustkę go puścili do parafii. Co się stało? Trudno dociekać, ani kogoś winić. Dobry pasterz odszedł. Sam odszedł z parafii, z życia, z tego świata. Nie ja jeden przeżyłem to bardzo. Przypomniałem sobie też notatki innego księdza, który tej samej pokusie kiedyś uległ. Ostatnie zdania w jego notatniku: „Nie można już nic. Nie można się modlić. Nie można” – urwał się zapis, urwało się życie. Dlaczego w pewnym momencie nic już nie można? Czy to prawda, że już nic? Czy nawet bliskość Boga w kapłańskim życiu to za mało w tej najstraszniejszej ludzkiej pokusie? Widocznie za mało.

Odsądzano kiedyś samobójców od czci i wiary. Dziś patrzymy na problem inaczej. To znaczy ocena grzechu zostaje ta sama: grzech ciężki, śmiertelnym zwany. A co najgorsze – grzech nie do odwrócenia. Taka jest ocena oderwana od konkretów. Te zaś mogą być bardzo różne – choroba, samotność, załamanie, jakaś tragedia. Nie, nic nie usprawiedliwia. Ale pozwala zrozumieć – choć troszkę.

A może warto nieraz popatrzyć we własny życiorys i zapytać: A ciebie ta pokusa nigdy nie nawiedziła? Łatwo ją z pamięci wymazujemy, jest przecież tak straszna. Zwykle w najciemniejszej chwili kogoś bliskiego brakło obok. To nie jest oskarżenie. Bo dotknięty tą pokusą człowiek zwykle ucieka przed innymi, chowa się ze swoim cierpieniem, które jest gorsze od trądu. Tak właśnie zrobił ks. Kazimierz. Odszedł od przyjaznych mu ludzi. Odszedł na zawsze.

Dlaczego wspominam to smutne wydarzenie? By samemu sobie uświadomić dwie sprawy: Nie uciekaj od ludzi, gdy ci trudno. Wyślij do kogoś choćby pustego SMS-a. Po drugie – nie przegap nikogo, kto ucieka od wszystkich. Nie pozwól mu odejść od siebie, by nie odszedł jeszcze dalej, skąd powrotu nie ma.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy