Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Demokracja urażonych

Myśl wyrachowana: Po zdjęciu krzyża nie będzie neutralności - będzie brak krzyża.

Trybunał w Strasburgu nie daje o sobie zapomnieć. A wszystko po to, żebyśmy zapomnieli o sobie – o tym, kim jesteśmy, skąd się wzięliśmy i dokąd zmierzamy. Tylko ostatni naiwniak uwierzyłby, że wyrok orzekający, iż krzyże naruszają „wolność religijną uczniów”, to wyraz troski o czyjąś wolność. To właśnie znakomity sposób na likwidację wolności. Wystarczy, że jednej osobie wadzi krzyż i już wszystkim każe się oglądać miejsce po krzyżu. Typowe liberum veto. Polacy najlepiej wiedzą, czym kończy się takie prawo, które w imię „złotej wolności” odbiera wolność realną. Po wprowadzeniu takiego prawa, gdy byle chłystek mógł narzucić swoją wolę wszystkim, można było tylko bezsilnie patrzeć, jak wali się potężne niegdyś państwo. Po kraju bezkarnie hasały obce wojska, gospodarkę zalewała fałszywa moneta z Prus, a zamiast króla w praktyce rządził ambasador z Moskwy.

Z krzyżami jest tak samo. Jeśli jednemu „urażonemu” wolno usuwać to, z czego siłę czerpie większość, to znaczy, że większość jest już pod butem, a katastrofa u płota. Profity z tej sytuacji jak zwykle zbierze przyszły zaborca. Urażonych zawsze się znajdzie. Sam Jezus przez takich zawisł na krzyżu – tym samym krzyżu, którego teraz kolejni urażeni nie życzą sobie widzieć. Pewnie, że i bez krzyży w miejscach publicznych można być chrześcijaninem – podobnie jak bez Polski można być Polakiem. Nasi przodkowie mieli okazję tego posmakować, ale jakoś nie usatysfakcjonowała ich rola „Polaków w sercu”. Zapłacili ogromną cenę, żeby odzyskać swój kraj, swoje symbole i swoją tożsamość. Odrodzenie Polski nie odbyło się bez naruszenia interesów pewnej grupy ludzi, zwłaszcza urzędników państw zaborczych. Gdyby jednak Polacy roztkliwiali się nad „urażonymi” zaborcami, mówilibyśmy dziś po rosyjsku, z regionalnym polskim akcentem.

Nie inaczej jest ze sprawami duchowymi. Diabeł używa różnych metod, żeby zamknąć wiarę chrześcijan w getcie ich świadomości, bo wie, że ona się tam udusi. Metoda „na urażonego” jest najlepsza, bo daje jednostkom wrażenie, że to w ich interesie czyści się świat ze śladów Boga. Zły nie ogranicza demokracji – on ją podkręca. „Więcej wolności!” – wołają emisariusze Lucyfera. I wyzłacają tę wolność, dając ludziom prawo do bycia urażonym każdym przejawem normalności. Matka urażona, że nie mogła zabić dziecka, facet urażony, że nie może poślubić faceta i zdeprawować razem z nim dziecka, rodzice urażeni, że ich pociechy patrzą na symbol miłości Boga do człowieka. „Liberum” rośnie i rozdyma się, zostawiając miejsce tylko dla gąb ryczących „veto!”. To już nie demokracja szlachecka, już nie ludowa, lecz laicka. Jej podstawą jest założenie, że tylko ten, kto Boga odrzuci, staje się słuszny, obiektywny i tym samym zasługuje na to, by pouczać, piastować, zasiadać i pełnić. To jednak założenie fałszywe – bo negacja Boga to też religia. Nieracjonalna, ale dopuszczalna. Dlaczego jednak akurat ta religia ma dominować? Już i tak wystarczy, że jej symbol jest obecny w każdej szkole. To ta pusta przestrzeń obok krzyża.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy