Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Komfort ubóstwa

Myśl wyrachowana: Ludziom chodzi o zdrowy sen, a zabijają się o złote łóżka

Maryja rąbek z głowy zdjęła, „bo ubogą była”. Przyjęło się, że Święta Rodzina to biedna rodzina. Że małego Jezusa nawet nie było w co owinąć, choć Ewangelista pisze wyraźnie, że Maryja owinęła Go w pieluszki. Jezusa trzeba było położyć w żłobie, bo „nie było miejsca w gospodzie”. Zatem pieniądze na gospodę były, tylko miejsc noclegowych nie było. Maryja i Józef nie byli najbogatsi, ale do biedaków też nie należeli. Jakoś sobie radzili w Betlejem, a Bóg im nawet wycieczkę do Egiptu zafundował. W Nazarecie też musiało być znośnie – Józef miał tam firmę stolarską.

Fakt, że Jezus urodził się w żłobie, nie znaczy, że ideałem chrześcijanina jest być żłobem, nie mieć mieszkania albo przynajmniej mieć w domu chlew. Oznacza raczej, że Boga można spotkać w zupełnie dziwnych miejscach i momentach. Żłóbek podpowiada, że gdy człowiek znajdzie się w tarapatach, to nie znaczy, że Bóg się od niego odwrócił. Nawet przeciwnie – gdy człowiek nie umie sobie znaleźć miejsca, to może znaczyć, że nadchodzi rozwiązanie.

Żłóbek to nie ołtarzyk postawiony nędzy. Jest na świecie wielu nędzarzy, którzy o niczym poza bogactwem nie myślą i dla pieniędzy gotowi są zabijać. Nie o takich Jezus powie, gdy dorośnie: „Błogosławieni ubodzy w duchu”. Ubogi to niekoniecznie biedny, a biedny niekoniecznie ubogi. Niektórzy wywodzą słowo „ubogi” od tego, że ten ktoś ma wszystko „u Boga”.

Pewnemu człowiekowi ukradli portfel z pieniędzmi. – W pierwszym momencie się wściekłem – opowiadał. – A potem nagle przyszło mi do głowy: „No zaraz, przecież to nie był mój portfel!”. I wyjaśnił, dlaczego: bo on oddał życie Jezusowi. Portfel gwizdnęli więc nie jemu, tylko Panu Jezusowi.
To jest geniusz ubóstwa – ubogim w duchu jest nie ten, który niczego nie ma, tylko taki, któremu nie można niczego ukraść. Do tego jednak potrzebna jest decyzja oddania życia Bogu. Bez zastrzeżeń. Ze wszystkim, czym się jest i co się posiada. Ludzie, nawet pobożni, powszechnie boją się tego. Myślą, że gdy oddadzą życie Jezusowi, to zaraz dostaną raka ze stwardnieniem rozsianym, stracą zęby i wyłysieją, dzieci im wymrą, a sąsiadowi zacznie się powodzić lepiej niż im.

Oddać życie Jezusowi nie znaczy jednak, że trzeba je stracić, bo ono już i tak z góry jest stracone. Ludzie i tak chorują i cierpią, a majątek też zawsze mogą stracić. Nikt nie ma gwarancji szczęścia, zdrowia, pomyślności, za to wszyscy mają gwarancję śmierci, a tym samym utraty wszystkiego, co mieli.
Oddając życie Bogu nic nie tracimy, z wyjątkiem lęku przed przyszłością i troski o to, nad czym i tak nie panujemy. A zyskujemy wszystko, o co w istocie każdemu chodzi – trwałe szczęście.

Benedykt XVI na inauguracji pontyfikatu zapewniał: „Jezus wam niczego nie zabierze”. No właśnie. Skoro Bóg zadowolił się stajnią, to znaczy, że nie domaga się dla siebie niczego. Wszystko, czego chce, jest w naszym interesie.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się