Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Inny gust Pana Boga

Myśl wyrachowana - Nie pytaj człowieka, czy błądzi. Pytaj, co uważa za błąd.

W seminarium kiepsko się sprawowali. Jeszcze nie mieli święceń, a już domagali się przywilejów. Pazerni byli – pytali, co będą z tego mieli, że zostaną księżmi. Jeden to nawet podkradał wspólne pieniądze. Ten, jak się potem okazało, współpracował i doniósł na przełożonego. Pozostali, gdy trzeba było wyznać wiarę, uciekli. A szef rocznika, gdy było gorąco, to w żywe oczy zarzekał się, że w ogóle nie był w seminarium. Tacy ludzie po prostu nie nadawali się na duchownych. Jedenastu z nich zostało biskupami, z tego jeden nawet papieżem – ten właśnie, co szedł w zaparte. Są filarami Kościoła. Apostołowie. Pewnie za czasów Jezusa byli mądrzejsi ludzie niż ci, których On wybrał. A przecież mógł sobie dobrać takich, którzy mieliby jakąś ogładę, wykształcenie, wiedzieli więcej o świecie. Żeby chociaż byli Polakami-katolikami, a tu masz: Żydzi.

Stanowczo Pan Bóg ma inny gust niż większość ludzkości. Czasem wręcz jakby drwi sobie z naszego poczucia estetyki i zasad doboru ludzi. Nie dość, że wyświęcony z litości, to jeszcze przeraźliwie brzydki Jan Vianney jest dziś najjaśniejszą gwiazdą świętego duchowieństwa. Karol de Foucauld, który usunął się na pustynię i siedział tam bez sensu, nie nawracając nawet złamanego Beduina, ma dziś zastępy cennych dla Kościoła uczniów. Gruby jak beczka i stary papież Jan XXIII miał dostosować się do „przejściowości” swojego pontyfikatu, a zwołał sobór o gigantycznych skutkach.

Mnóstwo jest takich rzeczy w całej historii Kościoła. Naprawdę znaczących dzieł dokonywali tam nader często ludzie, którzy niespecjalnie się do tego nadawali. Jeśli jednak się nadawali, dostawali od życia taką szkołę, że nie przychodziło im do głowy uważać posiadanych zdolności za swoją własność. I o to pewnie chodzi: chrześcijanin ma wiedzieć, że sam z siebie jest skończonym łajzą i bez Ducha Świętego niczego sensownego nie zdziała. Dopóki to się nie stanie, jego drzwi pozostaną zamknięte nie tylko „z obawy przed Żydami”, ale też przed masonami, cyklistami, Unią Europejską, a nawet Komunią na rękę.
Chrześcijanin, jeśli nie zamierza spędzić życia w okopach i kanałach, musi przejść drogę apostołów. Musi dać nogę z Getsemani i zobaczyć, jak sypie się jego dobre mniemanie o sobie. Musi zobaczyć, jakim jest tchórzem i jak z jego rzekomych zasług zostaje jedynie rzekomość.

Z dwunastu pierwszych seminarzystów przepadł tylko ten, co nie miał dobrej woli. Pozostali, gdy zrozumieli, że nie mają szans na świętość, spokornieli i … stali się święci. Wtedy już nie uciekli nie tylko przed krzyżem Jezusa, ale nawet z własnego krzyża. Nie był to jednak owoc ich wysiłków, tylko Ducha Świętego, który zstąpił na nich z taką siłą, że aż to było widać i słychać. Zstąpił nie dlatego, że apostołowie byli tego godni, ale dlatego, że oni swoją niegodność zauważyli i przestali ją ukrywać. Tak powstaje lądowisko dla Bożej łaski. Nie ma się zatem co przerażać, gdy widzimy upadającego chrześcijanina, choćby i duchownego. Problem jest dopiero, gdy on tego nie widzi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy