Papież przyjeżdża z pielgrzymką do Czech, choć wielu zadaje tam pytanie, czy nie będzie to zbędny trud.
Kościół katolicki u naszych południowych sąsiadów przeżywa jeden z trudniejszych momentów w swej ponadtysiącletniej historii. Kłopoty wynikają nie tylko z ciężkiego brzemienia okrutnych prześladowań i represji w czasach komunistycznych. Statystyki nie wyglądają tragicznie. Z danych opublikowanych przed dwoma laty przez Stolicę Apostolską wynika, że 30 proc. Czechów jest katolikami. Rzeczywistość jest gorsza. W wielu parafiach liczba praktykujących nie przekracza kilku procent, wszystkim diecezjom brakuje księży, a seminaria świecą pustkami. Pod względem religijności Republika Czeska nie jest obszarem jednolitym. Inaczej jest na Morawach, zwłaszcza w południowej części, gdzie zachował się model katolicyzmu ludowego, kościoły w niedziele są pełne, a parafia jest nadal żywym organizmem. Dlatego oczekuje się, że najwięcej ludzi przyjdzie na liturgię sprawowaną przez Ojca Świętego na lotnisku pod Brnem. Jadąc do Pragi, można na Morawach zauważyć rozwieszone wzdłuż autostrady billboardy, zachęcające do udziału w spotkaniu z Benedyktem XVI.
Misja na Czarnym Moście
Inaczej jest w Pradze, która zawsze była ostoją ruchów antykatolickich. Gdy moi prascy przyjaciele usłyszeli, że będę rozmawiać z księdzem, który chce budować nowy kościół na osiedlu Černý Most (Czarny Most), osłupieli. – A tam w ogóle ktoś chodzi do kościoła, pytali szczerze zdziwieni. To obszar misyjny, jak w Togo. Gdy powtórzyłem to ks. Edwardowi Walczykowi, który jest proboszczem parafii św. Bartłomieja w Kyjach oraz na Czarnym Moście, uśmiechnął się, ale nie zaprzeczył. – Jest pewna różnica – powiedział – w Togo wierzą, trzeba tylko ich nakierunkować na Chrystusa, natomiast tutaj trzeba ludzi przekonać, że wiara w ogóle ma sens. Parafia św. Bartłomieja jest położona w starej praskiej dzielnicy Kyje, niecały kilometr od wielkiego, nowego osiedla Czarny Most. Kyje były ważnym centrum duszpasterskim Pragi. Piękny romański kościół był drugą świątynią, która powstała w mieście. Ks. Walczyk, w odróżnieniu od wielu polskich księży pracujących w Czechach, jest księdzem miejscowym. Kończył teologię i dziennikarstwo w Krakowie, skąd przyjechał do Pragi, zachęcony przez kard. Miloslava Vlka. Tutaj przeszedł krótką formację oraz przygotowanie językowe w praskim seminarium. Był święcony dla archidiecezji praskiej. – W moim kościele nie ma tłumów – podkreśla. – Praktykuje ok. 2 proc. moich parafian. Więc nie łowię siecią, ale pojedyncze sztuki, na wędkę.
Otrzymał plebanię zabytkową, ale zaniedbaną, wymagającą generalnego remontu. O dziwo, gdy zaczął o to zabiegać, sponsorzy się znaleźli. Sam także wiele przy remoncie pracował, m.in. przeszedł szybki kurs obsługi małej koparki, i podstawowe prace ziemne wokół parafii sam wykonał. To zaczęło przyciągać ludzi. Ks. Edward podkreśla, że ci, którzy uczestniczą w nabożeństwach, to głównie ludzie w średnim wieku, raczej wykształceni. Jest ich wprawdzie niewielu, ale ci, którzy uczestniczą w nabożeństwach, także w życiu codziennym wyróżniają się swą postawą moralną. Na środku osiedla Czarny Most jest dość szeroki placyk, gdzie ks. Walczyk zamierza zbudować świątynię. Problem w tym, że do Kościoła należy tylko część terenu, resztę trzeba uzyskać od miasta. Tymczasem ksiądz wynajął na osiedlu lokal po dawnej pizzerii, który nazwał „Katolicką oazą”. Odprawia tam co tydzień Mszę św., na którą przychodzi kilkadziesiąt osób. – Zobaczycie – przekonuje – kiedyś tu stanie dwupoziomowy kościół, gdzie oprócz przestrzeni sakralnej, będzie miejsce na punkt charytatywny i nowoczesny ośrodek pracy dla migrantów, gdyż takich w okolicy jest wielu. Wraz ze swoją parafią wybiera się na spotkanie z papieżem do Starej Bolesławi, gdzie czczony jest wizerunek Maryi, opiekunki czeskich ziem. Ks. Edward odrodził tradycje pielgrzymowania do tego miejsca, położonego nieopodal Pragi. W trakcie przygotowań do przyjazdu papieża przekonał kard. Vlka, aby zorganizować ogólnopraską pielgrzymkę do Starej Bolesławi. Będą szli całą noc, a zapisało się ok. 100 pielgrzymów. – Jest postęp – mówi – ks. Edward. Gdy zaczynałem, szło ze mną tylko kilka osób.