Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Mścić się nie będę

Córki zabitych na kopalni Wujek podpisały apel o narodowe pojednanie. – To nie znaczy, że ja już biegnę z transparentem, że wszystkim zabójcom przebaczam, i że przed nimi klękam. Ale chcę rozmawiać – mówi Agnieszka Gzik-Pawlak, córka zastrzelonego w czwartym dniu stanu wojennego Ryszarda Gzika.

Przed rozpylonym gazem górnicy osłaniali twarze zwykłymi chustkami. Wartak zachłysnął się jednak. Dobiegł pod komin i zwymiotował. – Miałem wrażenie, jakby niewidzialna kotwica wyrywała ze mnie wnętrzności. Zresztą gaz spowodował, że my wszyscy tam obecni mieliśmy następnego dnia na oczach biały osad podobny do mąki – wspomina dzisiaj.

Seriami w górników
Zwarty szereg górników ciągle jednak bronił ZOMO wstępu na kopalnię. I wtedy atak milicji przestał być tylko gwałtowną przepychanką. Nagle górnicy zaczęli się przewracać. W pierwszych sekundach większość z obrońców pomyślała: widać zomowcy celnie rzucają z daleka kamieniami. Niestety, już w następnej chwili dotarła do nich prawda. Kolejni mężczyźni walili się na ziemię jak podcięci. To milicyjny pluton specjalny pakował w tłum górników całe magazynki pocisków.

W procesie, który ślimaczy się od kilkunastu lat, znajomy zomowców zeznał, że oni tamtym strzelaniem się przechwalali. Mówili, że było lepiej niż na strzelnicy: fik i ludzik znikał. Kilkudziesięciu górników zostało rannych. Dziewięciu tej masakry nie przeżyło. Stanisław Płatek, przywódca strajku, zaczął podnosić jednego z górników, który bezwładnie osunął się na ziemię. I wtedy... jego też dosięgła kula. Dostał w ramię. Przed sądem Stanisław Płatek stał z zabandażowaną, unieruchomioną ręką. Sąd wysłał go do więzienia.

Jerzy Wartak siedział w areszcie w Katowicach, w więzieniach w Raciborzu, Strzelcach i Kłodzku. Miał tam tkwić aż 3,5 roku, ale z powodu wizyty Jana Pawła Wielkiego w Polsce wypuszczono go po roku i pięciu miesiącach. Choć był traktowany łagodniej niż kryminaliści, to i tak zaliczył tam tydzień „kabaryny”, czyli karnej celi. To była bardzo mała i niezwykle zapleśniała cela w piwnicy więzienia w Strzelcach, w której więźniom towarzyszył tylko szczur wychylający się z ustępu. Wartak trafił tam, bo strażnik oskarżył go o próbę przemycenia do celi jednej tabliczki czekolady. Pan Jerzy wdał się ze strażnikiem w dyskusję, a potem sobie z niego zażartował. To wystarczyło na tydzień kabaryny. A sprawcy masakry na „Wujku”? Do dzisiaj włos im nie spadł z głów. W 1981 i 1982 roku prokuratorzy wojskowi zupełnie otwarcie zacierali za nimi ślady, zamiast je zbierać. Ci prokuratorzy też do dzisiaj są bezkarni, choć ich nazwiska są znane.

« 1 2 3 4 5 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy