Nowy numer 18/2024 Archiwum

Coś tu jest nie po kolei

W gabinecie ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka wisi napis: „Kolej na kolej”. Ale niewiele z tego wynika.

Stan polskich kolei wzbudza wściekłość pasażerów. A już kwiaty, które minister Grabarczyk dostał na sali sejmowej po nieudanej próbie jego odwołania podziałały na wielu jak płachta na byka. Rozumie to nawet sam minister, który nie zaprzecza, że zawalił. Ale jego przygięty kark i przeprosiny, opublikowane w prasie przez grupę PKP, nie poprawiły doli podróżnych. Oto pierwszy z brzegu przykład: jeden z dziennikarzy GN wybrał się niedawno w podróż koleją. Znalazł w rozkładzie jazdy odpowiedni pociąg i chciał kupić na niego bilet w tymczasowych kasach na katowickim placu Młodzieży Powstańczej. – Tego pociągu nie ma w systemie (informatycznym) – odparła kasjerka. O św. Katarzyno, patronko kolejarzy! – Jak to nie ma? Przecież jest w rozkładzie – zdziwił się pasażer. – To proszę spytać w informacji – usłyszał w odpowiedzi. Ale katowicki dworzec jest właśnie przebudowy-wany i do okienka informacji dotrzeć jest trudno. Więc kolega podszedł do innej kasy, tym razem w budynku dworca. O dziwo, tam zagubiony pociąg się… odnalazł!

To tylko jeden z licznych przykładów chaosu, który w ostatnim miesiącu zapanował na kolei. Dlaczego tak się stało? Tłumaczy ekspert Instytutu Sobieskiego dr Michał Beim: – Grzech pierworodny polegał w tym przypadku na tym, że rozkład jazdy został ustalony zbyt późno. Nie-które zaplanowane pociągi zostały z niego wycięte jeszcze przed uruchomieniem. Kto za to odpowiada? Przepis jest sformułowany tak, że rozkład ma być koordynowany przez przewoźników w Urzędzie Trans-portu Kolejowego (UTK). Czyli nie ma jasnego określenia, na kim spoczywa odpowiedzialność – rozkłada ręce dr Beim. Kolejna przyczyna chaosu mieści się, według dr. Beima, w tym, co się nazywa informacją pasażerską. Odpowiadają za nią przewoźnicy, czyli Intercity i Przewozy Regionalne. – Ale możliwe, że część odpowiedzialności spada na inne spółki kolejowe – te, które zajmują się dworcami i telekomunikacją – zastrzega ekspert.

Rozmycie odpowiedzialności
Ta ostatnia uwaga wskazuje na szerszy problem (jest ich wiele, ale w niniejszym tekście wskazujemy tylko na niektóre). Otóż po podziale dawnego wielkiego PKP za rządu Jerzego Buzka, struktura polskiej kolei jest poplątana jak rycerze na Matejkowskiej „Bitwie pod Grunwaldem”. Kolejowych spółek jest wiele, są powiązane siecią skomplikowanych zależności. Organizacyjne rozbicie dotyczy przede wszystkim infrastruktury kolejowej. I tak np. główna spółka, czyli PKP SA, zajmuje się dworcami, ale bez pero-nów i prowadzących do nich przejść, bo te są w gestii Polskich Linii Kolejowych (PLK), które zarządzają torami. Prądu do tej sieci dostarcza jeszcze inna spółka. Częścią zapleczy przeładunkowych zarządzają PLK, a częścią spółka PKP Cargo, która zasadniczo jest (największym w kraju) przewoźnikiem towarowym. To oczywiście tylko część kolejowej panoramy, do której należą nie tylko spółki, ale także urzędy państwowe: UTK i Ministerstwo Infrastruktury. Niemniej, podstawowy wniosek jest prosty: – Skutkiem takiej struktury jest rozmycie odpowiedzialności za to, co dzieje się na kolei – podsumowuje dr Beim. Jego zdaniem, przewoźnicy powinni działać na zasadach rynkowych, a infrastruktura kolejowa powinna należeć do państwa, ale w nierozdrobnionej strukturze. – Te państwa, które infrastrukturę kolejową sprywatyzowały, bardzo tego żałowały – przestrzega ekspert Instytutu Sobieskiego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy