Nowy numer 13/2024 Archiwum

Kiedy mąż pije

Kobieta, która ma męża alkoholika, cierpi bardziej niż on. Jola zna to cierpienie. Ale zna też drogę wyjścia.

Obawy miałam, zanim jeszcze wyszłam za mąż – wspomina Jola. – To było 25 lat temu. Picie Jacka już wtedy było chore. Ale miałam 20 lat i skończoną szkołę. Chciałam wyjść z domu, usamodzielnić się, założyć rodzinę. Moje obawy bardzo szybko przerodziły się w dramat. Myślałam, że sobie z tym poradzę. Najpierw ukrywałam to. Potem szantażowałam go, żeby poszedł się leczyć. Mówiłam, że jak nie, to odejdę. Parę razy odchodziłam na dwa, trzy miesiące. To działało, ale na krótką metę. – Mieliśmy już wtedy dwie córki. Bałem się, że stracę z nimi kontakt. A żona? Chciała mi je zabrać, więc uważałem ją za wroga. Samo jej odejście nie było dla mnie wielkim dramatem – przyznaje dziś Jacek. – Kiedy alkoholik trzeźwieje, potrafi być bardzo przekonujący – mówi Jola. – Jacek chodził za mną, prosił. Nawet próbował się leczyć. Wtedy wracała mi wiara. Modliłam się i mówiłam sobie, że skoro przysięgałam przed ołtarzem, to będę ratować to małżeństwo. Tak się to ciągnęło 8 lat. Wtedy spotkałam kobietę, która też miała męża alkoholika i – w przeciwieństwie do mnie – próbowała gdzieś szukać pomocy.

Zabiłam te uczucia
Tak trafiłam do Klubu Abstynenta i Al-Anon – samopomocowej grupy dla rodzin osób uzależnionych od alkoholu. Byłam zszokowana. Po latach tkwienia w szarym świecie, obracającym się tylko wokół alkoholika i alkoholu, zobaczyłam, jak kobiety o podobnych problemach z radością opowiadały o swoich codziennych sprawach i o uczuciach, które ja już zabiłam. I nawet nie byłam tego świadoma. To spotkanie zadziałało na mnie tak, że zapytałam jedną z tych kobiet: „Gdzie ty się tego nauczyłaś?”. A ona na to, że jest taka przychodnia, są fajne terapeutki... I tak trafiłam na psychoterapię dla żon alkoholików. Trwała pół roku. Bardzo dużo mi to dało. Otwarło mi drogę do samej siebie. Zrozumiałam, że jeśli ja nie będę szczęśliwa, to moje dzieci nie będą szczęśliwe.

Na czym polegał mój problem? To się nazywa: współuzależnienie. Człowiek zaczyna żyć życiem drugiego człowieka, najczęściej życiem uzależnionego męża. Nieustannie go kontroluje. Kieruje się zasadami: „Nie czuj. Nie mów. Ukrywaj. Jeśli trzeba, skłam, żeby ukryć problem, żeby wszystko jako tako grało”. W to wszystko włączane są dzieci. Nie są już tylko dziećmi. Muszą przyjmować role, które narzuca im matka. Osobie współuzależnionej wydaje się, że wie, co druga osoba czuje i czego potrzebuje. To współuzależnienie jest większym cierpieniem niż uzależnienie, bo uzależniony znieczula się alkoholem czy narkotykami, a współuzależniony nie. Żyje w skołowanym świecie, skupia się na innych, w kółko zastanawia się, czy dobrze zrobił. To jest chore i dostarcza wielu cierpień. Uwolnienie się z tego kosztuje lata pracy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy