Nowy numer 17/2024 Archiwum

Iracka lekcja

Amerykanie coraz rzadziej wspominają o złapaniu bin Ladena, co miało być jednym z głównych celów operacji w Afganistanie. Jeszcze mniej mówią o rozprzestrzenianiu demokracji. Teraz chodzi już tylko o wyjście z twarzą.

Sytuacja w Afganistanie wykazuje zastanawiające podobieństwo do tej w Iraku. Interwencja w Afganistanie zaczęła się wprawdzie wcześniej, już w październiku 2001 roku, niemal bezpośrednio po zamachach na World Trade Center i Pentagon, jednak – z różnych powodów – historia biegła szybciej w Iraku. Rozpoczęta tam w 2003 roku interwencja przyniosła owoce, które mogą być pouczającą lekcją dla zainteresowanych przyszłością Afganistanu i toczącego się w nim konfliktu.

Zwycięstwo Iranu
Paradoksalnie jedynym zwycięzcą walki o Irak wydaje się obecnie… Iran. To, czego nie była w stanie dokonać taktyka „fali ludzkiej”, posyłanej przez irańskich ajatollahów na irackie pola minowe podczas wojny między tymi krajami w latach 1980–1988, uczynili Amerykanie. Obalając Saddama, musieli (wobec słabości irackiej opozycji na uchodźstwie) zdać się na miejscowe struktury opozycyjne. Kurdowie byli i pozostali lojalni wobec Waszyngtonu, jednak – mimo swej rosnącej siły – pozostaną w Iraku „tymi trzecimi”, po szyitach i sunnitach. Ponieważ sunnici byli masowo uwikłani we wspieranie reżimu Saddama, Amerykanie znaleźli się w niewdzięcznej sytuacji: musieli szukać pomocy u irackich szyitów – wyznawców tej samej odmiany islamu, jaka panuje w Iranie. Po niemal trzech dekadach zaciętej walki o ograniczanie wpływów irańskiej rewolucji islamskiej Stany Zjednoczone musiały więc wyciągnąć rękę do jej irackich przedstawicieli.

Oczywiście wiele różni iracki szyizm od irańskiego, a iraccy ajatollahowie nie chodzą bynajmniej na pasku swych irańskich kolegów. Jednak wschodząca potęga Iranu, jego możliwości finansowe i organizacyjne, a także względny sukces jego protegowanego, libańskiego Hezbollahu, w wojnie z Izraelem w 2006 r. są magnesem przyciągającym do Teheranu szyitów z całego świata. Pod rządami administracji Baracka Obamy Amerykanie stopniowo wycofują się z Iraku, zostawiając władzę chwiejnej koalicji szyicko-kurdyjskiej. Dokonania USA i ich koalicjantów w Iraku trudno bez kwaśnej miny nazwać sukcesem. Uwolniony z irackiej butelki dżin wojny domowej wylanym morzem krwi psuje humor nawet i dziś, gdy można mówić o pewnej stabilizacji na znacznych obszarach Kraju Dwóch Rzek. Amerykanie zezują teraz dalej na wschód, na Afganistan, i zdają się mówić: „No, ale tam to już musi pójść jak należy”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
DO POBRANIA: |
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy