Nowy numer 17/2024 Archiwum

Już cię nie wezmą w kamasze

W prostych, żołnierskich słowach powiemy, o co chodzi w profesjonalizacji polskiej armii.

Jeszcze w 2000 r. roku polskie wojsko liczyło 200 tys. żołnierzy. Dziś tworzy je niespełna 125 tys. ludzi. Z tego około 50 tys. to żołnierze zasadniczej służby wojskowej. Pozostałe 75 tys. to zawodowcy. Plany rządu zakładają, że do końca 2010 r. wszyscy nasi żołnierze będą zawodowcami. Ma to kosztować 1,4 mld zł w przyszłym roku i 2,5 mld zł w roku 2010. Nie będzie obowiązkowej służby wojskowej. Polskie siły zbrojne mają liczyć do 120 tys. ludzi, przy czym 90 tys. stanowić mają żołnierze w służbie czynnej. Będą to żołnierze w służbie stałej oraz kontraktowej, czyli opartej na umowie na czas określony.

Dalsze 30 tys. żołnierzy należeć będzie do Narodowych Sił Rezerwowych (NSR). Na co dzień będą oni pracować w zawodach i firmach cywilnych, od czasu do czasu będą wzywani przez wojsko na ćwiczenia i powoływani do czynnej służby w razie potrzeby, czyli w razie zagrożenia militarnego lub klęski żywiołowej. Wcale nie muszą to być czołgiści czy spadochroniarze, ale także specjaliści w dziedzinach jak najbardziej cywilnych, na przykład tłumacze. Za czas swej gotowości do służby pobierać będą od wojska comiesięczne wynagrodzenie, choć nie w pełnej wysokości (prawdopodobnie będzie to kilkanaście procent wynagrodzenia żołnierza etatowego). Pracodawcy mają otrzymywać rekompensaty za czas, który ich pracownicy poświęcać będą służbie wojskowej. Podobne rozwiązania funkcjonują w innych krajach NATO i Unii Europejskiej (np. Gwardia Narodowa w USA).

Komisje zostają
Czy to znaczy, że koniec już z komisjami rekrutacyjnymi, kategoriami i książeczkami wojskowymi? Nie. Komisje nadal będą działać, tzn. będą wzywać poborowych, ewidencjonować ich, przyznawać kategorie i wydawać książeczki wojskowe. Ale w większości przypadków na tej działalności ewidencyjnej ich rola będzie się kończyć. Młody człowiek – jeśli nie będzie chciał służyć we wojsku – zostanie automatycznie przeniesiony do rezerwy. Nie będzie już obowiązku zasadniczej służby wojskowej, czyli administracyjnego przymusu we wcielaniu do wojska. Mówiąc dokładniej: nie zostanie on całkowicie zniesiony, ale zawieszony, tak by można go było szybko wprowadzić w razie sytuacji kryzysowej albo gdyby okazało się, że chętnych do służby zawodowej jest za mało. Sensem planowanych zmian jest to, aby polska armia była mniejsza, ale bardziej nowoczesna i lepiej wyszkolona, czyli bardziej efektywna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny