Nowy numer 13/2024 Archiwum

Fiesta na wulkanie

O kryzysie, potężnych instytucjach finansowych i niedźwiedziach w polityce z prof. dr hab. Zytą Gilowską rozmawia Tomasz Rożek

Tomasz Rożek: Sprawy naszej gospodarki nie biegną chyba w dobrym kierunku. Czy to kryzys?
Prof. Zyta Gilowska: – Gospodarka każdego kraju, jeżeli jest to gospodarka rynkowa, rozwija się według cyklu. W tym cyklu pojawiają się fazy spowolnienia, czasami określane jako fazy oczyszczenia. Gdy są głębokie, przechodzą w recesję, definiowaną jako ujemne tempo wzrostu PKB, przez co najmniej dwa z kolei kwartały.

Ale nie każde spowolnienie to kryzys.
– Oczywiście że nie. Z kryzysem mamy do czynienia wtedy, gdy wraz recesją występują silne i niekorzystne tendencje w infrastrukturze rozwoju gospodarczego, np. załamuje się wymiana handlowa (konflikty zbrojne) lub bankrutują duże instytucje finansowe (banki, towarzystwa ubezpieczeniowe) albo chwieją się systemy walutowe. Wówczas kumuluje się wszelka awersja do ryzyka, mamy krachy giełdowe i wszyscy kupują złoto.

Pytam o to, bo zastanawiam się, czy kryzys to kwestia obiektywnych danych liczbowych, czy może stanu umysłu, stanu ducha.
– Kryzys nigdy nie jest efektem stanu ducha. Stan ducha ma wpływ na tempo rozprzestrzeniania się kryzysu i na długość jego trwania, a także na skuteczność niektórych środków naprawczych,
ale sam kryzys jest splotem zdarzeń niekorzystnych dla gospodarki, które faktycznie mają miejsce. Dzisiaj nasza gospodarka jest zainfekowana zjawiskami niekorzystnymi i to jest kwestia twardych faktów.

A wszystko miało się zacząć za oceanem.
– Tak, tam pewne zjawiska wskazujące na tlący się kryzys obserwowano już dużo wcześniej. Niektórzy twierdzą, że początek nastąpił w 1971 r., kiedy USA jednostronnie odeszły od ustalenia z Bretton Woods w kwestii wymienialności dolara na złoto, zakotwiczonej w ustabilizowanym parytecie. Jeżeli chodzi o kryzys, pojawiło się pytanie nie „czy”, tylko „kiedy”.

Czyli podłoże do zjawisk kryzysowych pojawiło się ponad 30 lat temu?
– Tak. Odkąd zrezygnowano z parytetu złota dla dolara, światowy system monetarny stał się niestabilny. Źródłem niestabilności jest dominacja w światowych rozliczeniach pieniądza papierowego, a ściślej mówiąc fiducjarnego, ponieważ oprócz banknotów jest także metalowy bilon, jako towar również bezwartościowy. Taki pieniądz nie ma własnej wartości, jego funkcje są wykonywane w efekcie swoistej umowy. Siłę waluty fiducjarnej gwarantuje emitent, czyli państwo, np. USA, albo umowa międzynarodowa, np. państwa strefy euro w Unii Europejskiej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy