Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Matematyka Putina

Autorzy optymistycznych scenariuszy rozwoju sytuacji na wojnie popełniają jeden zasadniczy błąd: z faktu, że coś wydaje się szalone i niemal niemożliwe, wyciągają wniosek, że Putin tego nie zrobi.

Jak większość osób, śledzących losy wojny na Ukrainie, próbuję na różne sposoby interpretować orędzie Putina, w którym ogłosił częściową mobilizację, po raz kolejny wygrażał światu i dał wyraz postępującemu obłąkaniu. To naturalne, że - zwłaszcza po niedawnej skutecznej kontrofensywie Ukraińców - wszyscy chcemy w tym widzieć raczej bezradne wymachiwanie szabelką przez satrapę, którego plan zajęcia Ukrainy w 72 godziny zamienił się w przeciągającą się wojnę, w której armia rosyjska straciła już cztery razy więcej żołnierzy niż w ciągu wieloletniej kampanii ZSRR w Afganistanie.

W tej optymistycznej interpretacji wszystkiego, co mówi i zapowiada Putin, opieramy się na brzmiących racjonalnie analizach wojskowych i politycznych, z których - chcemy wierzyć - można wyprowadzić wyłącznie jeden wniosek: Putin nie odważy się zrobić kroku dalej, nie użyje broni atomowej (choćby taktycznej), nie zaatakuje też innych krajów. Zapewniają o tym od lewa do prawa politycy, politolodzy, publicyści, dyplomaci, wojskowi, analitycy. Niektórzy przedstawiają nawet dość przekonujące argumenty, inni bardziej wyczuwają, że ludzie potrzebują teraz jakiegoś powiewu optymizmu, więc również przyłączają się do tej optymistycznej narracji.

I w ten sposób, uspokojeni kojącymi analizami, w których faktycznie 2+2=4 (straty wojsk rosyjskich i wiele innych okoliczności niesprzyjających planom Putina jest  kwestią bezdyskusyjną), zapominamy, że cała ta wojna jest możliwa właśnie dlatego, że na Kremlu wyliczenia odbywają się według nieco innego paradygmatu. I że choćby i wychodziło 4 z dodania dwóch dwójek, to w Moskwie zrobią wszystko, by wyszło z nich 5. Błąd optymistów na Zachodzie polega - kolejny raz - na tym, że nadal nie przyjmujemy do wiadomości tej subtelnej różnicy: Rosja nie podejmuje agresywnych działań dopiero wtedy, gdy warunki są podręcznikowo sprzyjające i analitycy na Zachodzie zgodnie mówią o możliwym uderzeniu, ale wtedy, gdy wola władcy Kremla i jego otoczenia dojrzewa do podjęcia decyzji.

Nie chcę w tym miejscu nikomu z nazwiska wypominać, co mówił jeszcze tydzień, miesiąc czy rok przed otwartą agresją na Ukrainę, która zaczęła się 24 lutego. Pozwolę sobie jednak przytoczyć parę wypowiedzi, które w tamtym okresie wypowiadali dyplomaci, analitycy wojskowi, generałowie, publicyści. Nie po to, by komuś palcem wykazać błąd (dlatego bez nazwisk), ale po to, by zwrócić uwagę na błędne założenie, jakie i dziś leży u podstaw nadmiernego optymizmu w kwestii dalszego rozwoju sytuacji. Zaznaczę, że i ja, ma się rozumieć, bardzo chcę podzielać ten optymizm, po cichu nawet mu jakoś ulegam. Ale od razu zapala się lampka, która każe powątpiewać w analizy oparte na argumentacji w rodzaju: Rosja jest mocno osłabiona, osamotniona, Putin nie jest szaleńcem (sic!) itp. Popatrzmy zatem, jakie słowa z ust naprawdę poważnych osób padały na krótko i nieco dłużej przed rosyjską agresją:

„Zmasowany atak rosyjskich wojsk na Ukrainę jest mało prawdopodobny” (1 lutego 2022). „Lądowe uderzenie na Mariupol Rosjanie mogliby przypłacić sporymi stratami. Od czasu aneksji Krymu i wojny w Donbasie to jeden z najlepiej przygotowanych do obrony obszarów Ukrainy” (1 lutego 2022). „Żadnej wojny nie będzie. Bo to irracjonalne. Bo Rosja musiałaby taką wojnę przegrać, nawet jeśli jej armia istotnie byłaby silna, bojowa, nowoczesna i dość bitna, by zdobyć Kijów z marszu w kilka dni. Ta wojna, w długim okresie, po prostu musiałaby się skończyć dla Kremla blamażem” (22 stycznia 2022). „Nord Stream 2 daje Zachodowi przewagę nad Rosją, ponieważ prezydent Putin jest zainteresowany przepływem gazu. Jest bardzo mało prawdopodobne, że Rosjanie zaatakują Ukrainę” (grudzień 2021). „Rosja nie zaatakuje Ukrainy, Putin nie jest samobójcą” (marzec 2021). „W razie ataku na Ukrainę Rosji przyszłoby się borykać z regresem ekonomicznym i izolacją międzynarodową. I nawet jeśli NATO nie wyśle swoich żołnierzy, Putin musiałby się mierzyć z całym światem, a wie, że takiej wojny nie wygra” (grudzień 2021). Jak dzisiaj brzmią te i podobne mądrości sprzed paru miesięcy czy roku?

Tu nie chodzi o straszenie wojną i jeszcze większymi jej rozmiarami. Chodzi wyłącznie o to, by nasz optymizm nie opierał się na argumentach w rodzaju: „Putin nie jest samobójcą” i „Putin wie, że takiej wojny nie wygra”. Jak dotąd, od ponad pół roku, Putin tej wojny wprawdzie nie wygrywa, ale to jednak on i jego wojska zamieniły sporą część Ukrainy w spaloną ziemię, zroszoną krwią i zalaną łzami. To może i jest samobójcza dla samego Putina wojna, ale…ona ciągle jednak trwa.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny