Nieuniknione poczucie obcości

Każde pokolenie pozostawia po sobie spuściznę sukcesów i porażek. Także i moje pokolenie wydało wiele dobrych osób, które zmieniały świat na lepsze. Ale największą porażką wielu rodziców, nauczycieli i pasterzy Kościoła bywa to, że nie udaje nam się w przekonujący sposób przekazać wiary pokoleniu, które teraz zajmuje nasze miejsce.

ks. Robert Skrzypczak

|

07.08.2022 00:00 GN 31/2022 Otwarte

dodane 07.08.2022 00:00

Powodem, dla którego wiara chrześcijańska nie ma znaczenia dla tak wielu młodych ludzi, jest być może to, że nie miała ona znaczenia dla nas samych. A przynajmniej nie na tyle, by kształtowała nasze życie. Jako katolicy czujemy się obcy we własnym kraju. I problemem nie jest to, że my, wierzący, jesteśmy tu „cudzoziemcami”, ale to, że nasze dzieci i wnuki wcale już nimi nie są. Świetnie odnajdują się w tym świecie, który my dla Chrystusa i dla nieba porzuciliśmy.

Dzisiaj nie ma miejsca na chrześcijaństwo. Wiara uznawana jest za przeszkodę w realizacji dążeń. Mamy w związku z tym pokusę, by poddać się zgorzknieniu i zaprzestać walki. Upadek z wysokiego stanowiska nikomu nie sprawia przyjemności, a to właśnie przydarza się zwolennikom katedr i sakramentów. Wielu wierzących nie jest gotowych żyć na marginesie. Musimy jednak walczyć z tą pokusą. Warto więc przywoływać fragmenty Listu do Hebrajczyków, który ludzi wierzących określa jako tych, którzy „uznają siebie za obcych i gości na tej ziemi”, szukają bowiem „ojczyzny nowej, niebieskiej”, „miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg”. Warto też wczytać się w starożytny List do Diogneta, który opisuje chrześcijan następująco: „Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. Żenią się jak wszyscy i mają dzieci, lecz nie porzucają nowo narodzonych. Wszyscy dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba”. Pierwsi chrześcijanie rzeczywiście byli jak przybysze mieszkający w obcym kraju. Duch otaczającej ich cywilizacji był obcy temu, w co uwierzyli, bowiem nosili w sobie coś nowego: świadomość obywatelstwa niebiańskiego. I przede wszystkim byli wierni Królowi królów. Rozumieli, że naśladowanie Chrystusa oznacza płynięcie pod prąd. Chrześcijaństwo zrodziło się w świecie aborcji, seksualnego zamętu i rozwiązłości, nadużyć władzy i wyzysku ubogich. Miłość pierwszych chrześcijan do Jezusa przynaglała ich do tego, by wybierać doskonalszą drogę – drogę, która w oczach ówczesnej cywilizacji czyniła ich znakiem niezrozumienia, a czasem pogardy. „Nikt nie może podjąć walki – pisze papież Franciszek – jeśli nie wierzy w zwycięstwo”. I zachęca: „Spójrz w głąb twego serca, popatrz w swoje wnętrze i zadaj sobie pytanie: czy twoje serce pragnie czegoś wielkiego, czy jest uśpione przez rzeczy? Czy w twoim sercu pozostał niepokój pobudzający do poszukiwań duchowych, czy też uciszyłeś go rzeczami, które powodują jego zanikanie?”. •

Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Robert Skrzypczak

Zapisane na później

Pobieranie listy