Nowy numer 17/2024 Archiwum

Kampania wyborcza w impasie

Ponieważ robi się coraz bardziej zielono, nie widzę billboardów wyborczych i nie muszę się denerwować

Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego; według sondaży weźmie w nich udział 13 proc. potencjalnych wyborców. To nie za dużo, jak na zestaw nazwisk kandydatów, ale i nie za mało, jak na wysiłki propagandowe. Nawiasem mówiąc, nie całkiem rozumiem, o co chodzi ze słynnym „spotem” PiS-u, którym wszyscy się zainteresowali, a większość się oburzyła. Jeśli był interesujący, to przemawia na jego rzecz. Podobnie, jeśli kogoś oburzył: w końcu do obowiązków partii opozycyjnych należy oburzanie zwolenników partii rządzących. To, że złośliwie zakpiono z obietnic wyborczych PO, należy do standardów światowych.

Sam doskonale pamiętam dyskusję poprzedzającą wybory prezydenckie w USA w roku 1996. Kandydat republikański skomentował wówczas słowa „Chyba panu żyje się lepiej”, wypowiedziane przez ustępującego prezydenta Clintona, który twierdził, że jego rządy spowodowały, iż ludziom żyje się lepiej. Z drugiej strony odpowiedział poseł Palikot, żądając ustąpienia prezydenta lub wiarygodnego oświadczenia, że nie cierpi on na chorobę alkoholową. Uff! W każdym razie, jak na spodziewane 13 proc. głosujących, wysiłki są zdecydowanie nieadekwatne. Dotyczy to w równym stopniu kompletowania listy kandydatów, co ich promowania. Chociaż trudno byłoby potępić w czambuł wszystkich starających się o wybór: moja bratowa przekonuje mnie na przykład do głosowania na jedną z osób, o której słyszała, że jest aktywna i rzetelna, a przy tym pracowita. Może jednak pójdę na te wybory?

Na razie jednak chodzę na długie spacery, co wpływa w określony sposób na moją kondycję oraz sprawność. Ponieważ robi się coraz bardziej zielono, nie widzę billboardów wyborczych i nie muszę się denerwować. Listowie przykrywa też góry śmieci, które psują piękny polski krajobraz. Jak wiosna wpłynie na nasze obyczaje, to już trudno przewidzieć, jednak nie traćmy nadziei. Wraz z wiosną nadchodzi pora wyznań miłosnych i sercowych uniesień, więc należy założyć, że będziemy dla siebie lepsi. A w każdym razie niektórzy z nas będą lepsi dla niektórych. Może nawet oddaliby swój głos na jego lub jej kandydaturę, ale nie wydaje się to potrzebne. W dodatku przy tak niskiej spodziewanej frekwencji mogłoby to oznaczać wybór, a więc wyjazd do Brukseli. A czy zakochani potrafiliby się rozstać na tak długo? Chyba nie. Zaś pobyt w Brukseli może być w sumie dość męczący: zarabia się tam więcej niż u nas, ale na co można te pieniądze wydać? Na ostrygi, frytki, pralinki i piwo owocowe. To już lepiej odpuścić z tym głosowaniem i poprzestać na bardziej tradycyjnych sposobach wyznawania miłości.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej