Nowy numer 17/2024 Archiwum

Niebezpieczne związki

W Jastrzębskiej Spółce Węglowej utrzymanie etatowych związkowców kosztuje około 12 milionów złotych rocznie. Piotr Duda, szef śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”, opowiada się za zmianą ustawy o związkach zawodowych.

Kiedy w Polsce rodziły się wolne związki zawodowe, komuniści chcieli zmylić opinię publiczną. Skrót NSZZ w materiałach propagandowych rozwijany był następująco: „Nareszcie sami zostaliśmy złodziejami”. Wtedy takie stawianie sprawy gorszyło i budziło sprzeciw zdrowo myślącego społeczeństwa. Dziś niektóre związki zawodowe zasługują na miano awanturniczych.

„Bohaterowie” z Budryka
Od prawie miesiąca nierozwiązana jest sprawa kopalni „Budryk”. Konflikt pomiędzy przedstawicielami załogi z zarządem miał kilka odsłon. Była już głodówka, strajk okupacyjny pod ziemią, pikieta, a nawet szarpanina pod bramą, przez którą górnicy nie chcieli wpuścić pracującej w administracji załogi. Media donosiły o próbach zastraszania i wywierania nacisku. „Łamistrajkiem” jest każdy, kto myśli inaczej. Najbardziej więc obrywa się liderom central, które nie poparły protestu. Zdaniem Andrzeja Powały, przewodniczącego NSZZ „Solidarność” w kopalni „Budryk”, żadne zawarte dotąd porozumienie płacowe nie było tak korzystne dla załogi, jak ostatnie. – Średnia płaca za rok 2007 miała wzrosnąć o 18,6 proc., takiego wzrostu nie było w żadnej spółce – twierdzi. Jak uważa Andrzej Ciesielski, przewodniczący ZZG w Polsce w kopalni „Budryk”, ludzi, którym obieca się 18 tys. złotych zysków, a potem 8,4 tys. premii, zawsze można zmanipulować. – Część załogi, która nie chciała strajku, była zastraszana – mówi. – Pracuje tutaj moja córka i powiedzieli mi, że jak mnie nie dostaną, to córkę załatwią. Trudno ocenić, na ile w tych deklaracjach jest prawdy, na pewno jednak antagonizmy pomiędzy związkami widoczne są gołym okiem. Podczas pikiety pod budynkiem dyrekcji obecni są tylko organizatorzy i uczestnicy protestu. W ich ustach bohaterami są protestujący. Reszta to złodzieje i szczury.

Kto kłamie?
Jest czwartek 10 stycznia. Atmosfera przed dyrekcją kopalni „Budryk” staje się coraz bardziej gorąca. Podjeżdżają samochody i autobusy ze związkowcami. Mają na sobie czerwone ubrania z napisem „Sierpień ’80”, w ręku trzymają sztandary. Pod bramą ustawiają się także rodziny strajkujących. Ich gniew skupia się głównie na mediach. – Telewizja kłamie – mówią. Kiedy od strony kopalni zaczynają maszerować protestujący górnicy, przez mikrofon skandowane są hasła. Tłum najczęściej powtarza: „Uczcie się liczyć!”. W ten sposób manifestują swe niezadowolone z powodu medialnych relacji. Większość dziennikarzy w ostatnich dniach zwracała uwagę na brak reprezentatywności załogi w proteście. Zdaniem komentatorów, dochodziło do wywierania nacisku na osoby, które miały dość strajku albo w ogóle nie przystąpiły do protestu. – Rzeczywiście, strajkujących jest ponad pięćset – mówi jeden z obserwatorów. – Ale było ich znacznie mniej – dodaje drugi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy