Nowy numer 17/2024 Archiwum

Chirurg-żabojad a sprawa polska

Przeklęte żabojady! – złości się pewnie w duchu minister zdrowia Ewa Kopacz.

Dlaczego żabojady? Bo cały ten zgiełk, związany z wprowadzeniem w Polsce nowych norm czasu pracy lekarzy, ma źródła we Francji. Był bowiem czas, gdy tamtejsi chirurdzy przez cały Boży dzień pracowicie wycinali pęcherzyki żółciowe i ślepe kiszki, potem całą nockę spędzali w szpitalu na dyżurze, a następnego dnia rankiem znowu musieli stawać przy stole operacyjnym. Lancet, owszem, był ostry, ale uwaga chirurga po kilkudziesięciu godzinach w szpitalu bywała już nieco stępiona. I coraz trudnej było odróżnić ludzkie udo od żabiego udka.

Tu kończymy żarty, by zupełnie poważnie stwierdzić, że sprawa trafiła do instytucji Unii Europejskiej. Ta wydała dyrektywę, zgodnie z którą czas pracy lekarza nie powinien przekraczać 48 godzin tygodniowo, zaś czas wypoczynku po pracy powinien trwać co najmniej 11 godzin. Możliwe jest natomiast wydłużenie czasu pracy do 72 godzin tygodniowo, jeśli lekarz wyrazi na to zgodę w formie pisemnej (tzw. opt-out). Wspomnianej unijnej dyrektywy nie stosuje się w Polsce bezpośrednio.

To polski parlament w sierpniu 2007 r. przyjął jednogłośnie (!) ustawę, ograniczającą czas pracy lekarzy i to w wersji ostrzejszej niż to przewidują normy unijne, ponieważ w naszym kraju lekarz może zgodzić się na większy wymiar godzin pracy niż 48 godzin, ale nie może to być więcej niż 65 godzin tygodniowo. Teraz wszyscy rozdzierają szaty, a przecież można było wcześniej pomyśleć, jak ten problem rozwiązać. Jakie były i są rozwiązania?

Brytyjczycy zyskali na czasie
Przede wszystkim można było w ogóle wstrzymać się przez jakiś czas z przyjęciem europejskich regulacji. Tak zrobili Brytyjczycy, którzy zresztą znani są z tego, że co rusz korzystają w Unii Europejskiej z jakichś wyjątków. Zamrozili oni działanie dyrektywy aż do 2012 r.! To samo mógł zrobić także rząd polski i zyskać w ten sposób kilka lat na poprawę sytuacji finansowej naszej służby zdrowia. Skoro jednak tak się nie stało, to co pozostaje? Zatrudnienie dodatkowych 30 tysięcy lekarzy jest nierealne (szacuje się, że tylu właśnie medyków byłoby potrzeba, żeby zaspokoić potrzeby polskich szpitali bez podpisywania deklaracji opt-out). – Przede wszystkim nie straszcie chorych! – apeluje do dziennikarzy dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu prof. Marian Zembala, podkreślając, że nie ma mowy o zagrożeniu dla zdrowia czy życia pacjentów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy