Nie ma szczęśliwych prostytutek. Wszystkie są ofiarami. Winni są klienci. Ale oni też potrzebują pomocy.
W raporcie po sympozjum stwierdzono, że paradoksalnie również „klient” prostytutki to w pewnym sensie „niewolnik”. Większość z nich jest po czterdziestce, jednak wzrasta liczba młodych ludzi. Badania wykazują, że coraz więcej mężczyzn szuka u prostytutek nie tyle wyżycia seksualnego, ile dominowania. W relacjach społecznych i międzyosobowych doświadczają oni utraty władzy i męskości. Nie czują się respektowani. Nad prostytutką mogą przez określony czas całkowicie dominować.
Płatny seks wcale jednak nie rozwiązuje ich problemów płynących z samotności, frustracji czy braku autentycznych relacji międzyludzkich. Z jednej zatem strony „klientom” prostytutek należy się społeczna dezaprobata i konsekwencje karne, które prawo często już przewiduje. Niemniej trzeba im też pomóc w rozwiązywaniu ich najgłębszych problemów.
Kto pomoże?
Czy właściwą drogą jest ta wybrana przez Szwecję? W 1999 roku zakazano tam „kupowania usług seksualnych”. Od tego czasu liczba prostytutek w Szwecji spadła sześciokrotnie.
A może właściwą drogą jest postępowanie policji w Chicago, która w Internecie umieszcza zdjęcia klientów prostytutek? Podobno także polskie rodziny mogą tam znaleźć portrety swoich ojców, mężów, braci...
Nie wiadomo dokładnie, ile jest w Polsce prostytutek. Według jednych danych – około 14 tys., w tym około 2,5 tys. cudzoziemek. Według innych danych, tylko w Warszawie jest ok. 1,5 tys. agencji towarzyskich i cztery tysiące prostytutek.
Wiadomo, że jeśli szukają pomocy Kościoła, mogą ją znaleźć w Katowicach w stowarzyszeniu siostry Bałchan, we Wrocławiu w powiązanej ze stowarzyszeniem Misji Dworcowej i w Warszawie u ks. Mirosława Jaworskiego, szefa tamtejszej Caritas.
A w innych miejscowościach? Brak danych.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się