O poczuciu winy i wstydzie

Wina jest w istocie raną na żywej relacji osobowej i jako taka dopiero jest naprawdę odczuwana. To jest źródło poczucia winy. Kiedy wina zostaje zrozumiana jedynie na poziomie przekroczenia prawa, zasady, to jest odcięta od swojego źródła i można nią manipulować.

Manipulacja poczuciem winy

Jest jeszcze jedno ważne zagadnienie – w relacjach osobowych bliskich, gdzie to poczucie winy się pojawia, zachodzą sytuacje manipulowania drugim człowiekiem – wzbudzanie w nim poczucia winy. Klasycznym przykładem jest tutaj alkoholik, który w domu manipuluje żoną i dziećmi do tego stopnia, że ci najbliżsi czują się winni tego, że on pije. U dzieci często skutkuje to w dorosłości syndromem DDA, który nieraz polega na tym, że oni łatwo „kupują” swoją winę i łatwo jest nimi manipulować. Czasami również, rodzice manipulują dziećmi – zaborcza matka chce mieć dziecko przy sobie i nim manipuluje i wpaja mu to, że jak ją zostawi, to stanie jej się krzywda, toteż dziecko musi się mamusią opiekować. Tacy ludzie stają się w konsekwencji niezdolni do małżeństwa, bo muszą być z „biedną” mamusią, bo jak odejdą to „będzie tragedia”. Również różne inne formy manipulacji są możliwe w rodzinie (np. brat i siostra), w małżeństwie. Wreszcie manipulacja poprzez wykorzystanie poczucia winy, możliwa jest także w miejscu pracy.

Nieadekwatność poczucia winy i relatywizacja winy

Kolejny ważny problem to nieadekwatność poczucia winy do wagi dokonanego czynu. W rozumieniu psychologicznym winy, jako nieprzyjemnego doświadczenia, jako odczucia przygnębienia w związku z tym, że okazaliśmy się nie tacy jak powinniśmy, jako utraty godności, to owo odczucie częściej występuje wtedy, gdy zdarzenie będące jego źródłem miało miejsce publicznie, było zauważone. Człowiek czuje się winny z powodu niepożądanego zachowania (nawet drobnego), które wszyscy widzieli. Z kolei, gdy w innej sytuacji, ktoś kogoś okłamie, czy obmówi kolegę z pracy, to poczucia winy nie ma. Tak też coś, co dzieje się wewnątrz, niepublicznie, czego nie widać, przeżywa się często bez problemu. Tymczasem ciężar winy jest tu dokładnie odwrotny. Problem nieadekwatności poczucia winy dobrze oddaje satyryczne opowiadanie Antoniego Czechowa – „Śmierć urzędnika” – ukazujące przypadek urzędnika Iwana Dmitriewicza Czerwiakowa, który będąc w teatrze, kichając niechcący ubrudził wysokiego rangą oficera i wpadł w takie poczucie winy, że w konsekwencji stresu umarł. Podobnie przykład bramkarza, który odczuwa silne poczucie winy z powodu przepuszczenia słabo strzelonej bramki na meczu, podczas gdy faktycznie sport winien być traktowany jako zabawa. Jednocześnie dla tego samego człowieka może nie być problemem, np. pobicie żony w domowym zaciszu.

We współczesnym społeczeństwie istnieje też kultura plotkowania, obmawiania innych, które w ogóle nie wywołuje u ludzi poczucia winy. Rzadko się zdarza, aby ludzie spowiadali się z obmowy, podczas gdy obecnie najczęściej grzeszą językiem. Nie jest to przy tym problem przeklinania, czy wulgaryzmów, ale insynuowania niegodziwości u innych i sprzedawania jej jako ciekawostki i sensacji – to są ciężkie grzechy, a nie towarzyszy im poczucie winy. Co więcej, takiemu człowiekowi wydaje się, że mówi prawdę. Często zakłada, że jak ktoś mu coś powiedział, to jest to rzetelna prawda i w ogóle tego nie sprawdza. Zarazem powielanie niesprawdzonych informacji, będących w istocie plotką czy wręcz oszczerstwem, uważane jest za coś dobrego, a niekiedy wręcz za konieczność moralną. Ludzie nie rozumieją, że robią coś złego, że kogoś krzywdzą. Istotę tego problemu, niekiedy zrozumieją dopiero wówczas gdy sami padną ofiarą takiej plotki i wtedy oczywiście od razu czują się pokrzywdzeni. Tymczasem to, że ktoś coś nam powiedział, oznacza w istocie tylko tyle, że nam to powiedział, a to czy jest to prawda, jest zupełnie odrębną kwestią. W naszym społeczeństwie, w tym również w środowisku kościelnym powszechne jest obecnie takie właśnie powtarzanie plotek. Dla ludzi nie jest problemem, insynuowanie, rzucanie kalumnii, opluwanie, obmawianie innych. Nie towarzyszy temu żadne poczucie winy.

Ten stan rzeczy odsłania to, czym naprawdę żyjemy, co uznajemy za wartość. Problemem jest, że winę widzi się w kategoriach przekroczenia prawa, przekroczenia zakazu, bądź nakazu, czy konwencji społecznej, a te są zmienne, dziś takie jutro inne. Do tego człowiek może się z prawem albo konwencją zgadzać lub nie. W związku z tym pojęcie winy staje się relatywne. Ponadto człowiek patrzy na wartość odnoszącą się do zewnętrznych wykroczeń, szczególnie w społeczeństwie, w grupie. Jak to jest (zawinienie) publicznie, człowiek czuje się przygnębiony, gdy rzecz się dzieje w samotności, to jest to mniejszy problem.

Jest też tak, że zwykle, gdy coś jest w społeczeństwie zauważane, poddane opinii i ocenie społecznej, to powinna być to ocena w miarę obiektywna, gdyż oceniający nie są zaangażowani w oceniane działanie. Niemniej, społeczeństwo niejednokrotnie jest zmanipulowane, bądź tkwi w błędnej tradycji, pomimo że jest ona ewidentnie niesprawiedliwa (np. wspomniane domniemanie winy kobiety przy grzechach seksualnych). Obecnie dochodzi również systematyczna i metodyczna manipulacja społeczeństwem.

W sytuacji gdy wina staje się relatywna, staje się często problemem psychologicznym. W związku z tym w zależności od sposobu przeżywania, wrażliwości, a także od opinii społecznej, jest to bardzo rozchwiane. I tak, jak normalnie wina ma wskazywać na popełnione zło, a w ramach winy moralnej człowiek winien w sumieniu dostrzegać to czy zrobił źle czy dobrze, tak w obecnej rzeczywistości to się „rozjeżdża”. Jest to konsekwencją, zbytniego związania winy z przepisem prawa.

Należy przy tym zwrócić uwagę, że istotnie są sytuacje, gdy ten sam czyn popełniony w różnych okolicznościach, wobec różnych osób, może być winą albo nie. Dobrym przykładem jest tutaj kłamstwo. W sytuacji gdy urzędnik, okłamuje petenta mówiąc, że nie załatwił sprawy z braku czasu, podczas gdy w rzeczywistości o niej zapomniał jest ono nacechowane stosunkowo małym stopniem winy. Z kolei gdy sekretarka, na polecenie dyrektora, mówi że go nie ma, pomimo, że jest on w swoim gabinecie, ale jest zajęty, kłamie tylko formalnie. Jej wypowiedź mieści się bowiem w pewnej konwencji, w której zamiast tłumaczyć, że dyrektor jest zajęty, to mówi że go po prostu nie ma w znaczeniu, że „nie ma go dla klientów, bo jest zajęty”. Jeżeli jednak, człowiek nawet drobne kłamstwo wypowie, wobec np. chorej matki – to sytuacja jak we wcześniejszym przykładzie urzędnika (kłamiącego, że nie miał czasu coś załatwić, a w istocie zapomniał) ujawnia problem, iż jest coś nie tak z jego miłością do matki. Małe kłamstwo urasta tu do wydarzenia. Również wobec pokory i prostoty człowieka okłamywanego, małe kłamstwo może urosnąć do rangi dużej niegodziwości.

Problem winy na podstawie „Przypowieści o miłosiernym ojcu” (Łk 15, 11-32)

W omawianej przypowieści – syn marnotrawny dokonuje głupiego, złego czynu żądając od ojca swojej części majątku, a następnie wyjeżdżając i trwoniąc go. Kiedy grzeszy nie czuje jednak winy. Dopiero gdy znalazł się w sytuacji konieczności swoistej walki ze świniami o jedzenie, zaczął rozumieć swój błąd. Po owocach poznał swoją głupotę i doszedł do wniosku, że w domu ojca nawet najemnik ma pod dostatkiem chleba. Pomyślał: pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników (Łk 15,18–19). Zaczyna się zatem pojawiać poczucie winy wobec ojca i skrucha serca. Ale początkowo jest ono przeżywane na tle jego własnej biedy, nastawienia na własne dobro. W momencie jednak, gdy syn wraca do domu, to ojciec z daleka dostrzega go, rozpoznaje w nim syna i wybiega mu na spotkanie. Następnie nim syn zdąży się odezwać, ojciec przytula go i przyjmuje do siebie. Jest to wyraźny gest bezwarunkowego przyjęcia. Absolutnie bezwarunkowa miłość, która zalewa tego młodego człowieka. Dopiero wówczas syn marnotrawny poznaje głębię swojego grzechu, swojej winy, dostrzega jak zranił ojca w jego miłości. Ale zauważmy, że to poczucie winy w sposób bezpieczny pojawia się i zostaje przyjęte całkowicie, tylko dlatego, że ta wina już jest przebaczona. Już w momencie, gdy syn to sobie uświadamia, widzi, że wina jest przebaczona. Mało tego, nie może być inaczej. Dopiero wtedy człowiek się staje bowiem wewnętrznie wolny, żeby zobaczyć prawdę o swojej winie. Inaczej człowiek tego nie może przyjąć.

Thomas Merton wskazuje, że swój grzech prawdziwie poznaje nie ten, kto grzeszy nawet ciężko, ale święty, dlatego że on staje wobec Boga, który jest Miłością, poznaje Miłość Boga. Dopiero w świetle tej Miłości, która jest większa od jego grzechu, może mu się odsłonić prawda o jego grzechu.

Podobnie jest w spotkaniu z drugim człowiekiem. Zauważmy, że struktury zła, np. aparaty bezpieczeństwa, czy terroryści, specjalnie próbują ludzi uprzedmiotowić. Dopóki bowiem człowiek jest „numerkiem” (np. jak w obozie koncentracyjnym), póki jest anonimowy, to można z nim robić co się chce, ale gdy nawiązuje się spotkanie, to pojawia się problem. Analogicznie w sytuacji, porwań, wzięcia zakładników (co badano również pod kątem psychologicznym), to porywacze gdy grożą im śmiercią w razie niespełnienia określonych żądań, są gotowi zabić dopóki ofiary są dla nich anonimowe. Gdy jednak zostają z nimi dłużej i nawiąże się interakcja, spotkanie, gdy np. zaczynają widzieć na obliczach tych ludzi przerażenie, strach i zaczyna to na nich działać, to już nie są w stanie ich zabić. Jak człowiek wchodzi w relację bliskości, spotkania, to nie jest w stanie skrzywdzić drugiego. Żeby skrzywdzić, to musi najpierw wyjść z relacji bliskości i potraktować go jako obcego, zagrażającego. Kreowanie drugiego na wroga, agresora również powoduje, że można z nim zrobić, co się chce (tak np. robiono w komunie – kapitaliści jako wrogowie).

W związku z tym wydaje się, że wina jest w istocie raną na żywej relacji osobowej i jako taka dopiero jest naprawdę odczuwana. To jest źródło poczucia winy. Kiedy wina zostaje zrozumiana jedynie na poziomie przekroczenia prawa, zasady, to jest odcięta od swojego źródła i można nią manipulować.

Również jak przyjrzeć się problemowi grzechu rajskiego, to niejednokrotnie uważa się że grzech ten polega na przekroczeniu, przez człowieka, Bożego zakazu. De facto przekroczył on ów zakaz, niemniej istota grzechu pierworodnego polega na tym, że człowiek przerwał żywą więź z Bogiem, przez to, że zwątpił w Jego bezinteresowną miłość. Bóg stał się dla człowieka konkurentem. I to jest istota tego grzechu. Stąd potem odkupienie, to jest proces odsłonięcia, objawienia miłości Boga do końca. Stąd krzyż.
Innym przykładem jest to, jak św. Paweł podchodzi do kwestii jedzenia mięsa z pogańskich ofiar. Św. Paweł odpowiada, że można to robić, bo wiemy, że pogańskich bogów nie ma, a zatem nie ma problemu. Ale gdyby gorszyło to mojego brata, to nie będę jadł takiego mięsa. Apostoł przedkłada ponad kwestię zasady, że były to ofiary składane pogańskim bóstwom, relację z drugim i miłość do niego, jako główny powód do niejedzenia mięsa z ofiar.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Benedictus”, który prowadzony jest przez oblatów benedyktyńskich.

***
Włodzimierz Zatorski OSB – urodził się w Czechowicach-Dziedzicach. Do klasztoru wstąpił w roku 1980 po ukończeniu fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pierwsze śluby złożył w 1981 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1987 r. Założyciel i do roku 2007 dyrektor wydawnictwa Tyniec. W latach 2005–2009 przeor klasztoru, od roku 2002 prefekt oblatów świeckich przy opactwie. Autor książek o tematyce duchowej, między innymi: “Przebaczenie”, “Otworzyć serce”, “Dar sumienia”, “Milczeć, aby usłyszeć”, “Droga człowieka”, “Osiem duchów zła”, “Po owocach poznacie”. Od kwietnia 2009 do kwietnia 2010 przebywał w pustelni na Mazurach oraz w klasztorze benedyktyńskim Dormitio w Jerozolimie. Od 2010 do 2013 był mistrzem nowicjatu w Tyńcu. W latach 2013-2015 podprzeor. Pełnił funkcję asystenta Fundacji Opcja Benedykta. Zmarł 28 grudnia 2020 r.

 

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Włodzimierz Zatorski OSB