Szef ukraińskiego wywiadu ostrzega, że 90 tysięcy rosyjskich żołnierzy jest zmobilizowanych przy granicy z Ukrainą, a inwazja ma nastąpić w styczniu lub lutym 2022 roku.
Rosja znów gromadzi wojska wokół Ukrainy. To nie pierwsza eskalacja napięcia ze strony Moskwy od czasu zamrożenia konfliktu w Donbasie. Tym razem jednak działania najważniejszych aktorów tego konfliktu wskazują na nadzwyczajne okoliczności. W ruchach rosyjskich wojsk wokół ukraińskich granic po raz pierwszy zaobserwowano działania wskazujące na prowadzenie walk długotrwałych i na szeroką skalę, m.in. budowę szpitali polowych i centrów zaopatrzenia. Ukraińskie władze twierdzą, że znana jest już data rosyjskiej agresji, a wcześniej dojdzie do próby reżyserowanego przez Moskwę zamachu stanu. Kijów zabiega w NATO i USA o dodatkowe uzbrojenie i wsparcie polityczne. Stany Zjednoczone w listopadzie prowadziły z kolei ofensywę dyplomatyczną w Europie, kolejne kraje NATO z naszego kontynentu odwiedzali: wiceprezydent Kamala Harris, sekretarz stanu Anthony Blinken oraz dyrektor amerykańskiego wywiadu Avril Haynes.
Rosyjskie kleszcze
To druga w 2021 r. koncentracja rosyjskich sił przy ukraińskich granicach, poprzednia miała miejsce w kwietniu. Część żołnierzy nie wróciła po wiosennych ćwiczeniach do swoich macierzystych baz, gotowych w ciągu jednego dnia zaatakować Ukrainę. Zdjęcia wywiadowcze pokazują, że w listopadzie zaczęto też budowę zaplecza logistycznego i sanitarnego.
Sytuację Ukrainy pogarsza włączenie się Białorusi w plany inwazji. Pierwsze miesiące po wybuchu wojny w Donbasie w 2014 r. przyniosły wzrost znaczenia Łukaszenki na arenie międzynarodowej. Wyrażanie poparcia dla integralności terytorialnej Ukrainy sprawiło, że Białoruś została uznana przez europejskich przywódców za wiarygodnego pośrednika w rozmowach pokojowych. We wrześniu 2014 r. i w lutym 2015 r. w białoruskiej stolicy podpisano dwa porozumienia dotyczące zawieszenia broni w Donbasie. Na zdjęciach ze szczytu w Mińsku Łukaszenka stał dumny obok przywódców Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy. Z każdym kolejnym rokiem stosunki się ochładzały, zwłaszcza po tym, jak Ukraina nie uznała reelekcji Łukaszenki po sfałszowanych wyborach. 30 listopada Łukaszenka w wywiadzie dla telewizji Russia Today stwierdził, iż Krym de facto i de iure jest rosyjski. Dodał też, że w razie wojny Białoruś stanie „wiadomo po czyjej stronie”. Następnego dnia białoruski minister obrony ogłosił rozpoczęcie ćwiczeń wojskowych przy granicy z Ukrainą.
Zdaniem USA głównym celem wywołanego przez Łukaszenkę kryzysu migracyjnego jest odwrócenie uwagi od przygotowań do inwazji na Ukrainę. 14 listopada sekretarz stanu USA po rozmowie z polskim szefem dyplomacji napisał na Twitterze: „Hybrydowa kampania Łukaszenki na polsko-białoruskiej granicy ma zagrozić bezpieczeństwu, generować podziały i odwracać uwagę od aktywności Rosji na granicy z Ukrainą”.
Rozlokowanie sił na Białorusi sprawiło, że Rosja jest w stanie przeprowadzić atak na Ukrainę z każdej strony: od zachodu z Naddniestrza, od południa z Krymu, od wschodu z Donbasu i Rosji oraz od północy z Białorusi. Scenariusz ten potwierdza ukraiński wywiad, który opublikował mapę potencjalnych kierunków inwazji. Rosyjski atak przebiegałby z wykorzystaniem wszystkich rodzajów broni: nalotów powietrznych, ataków artyleryjskich, pancernych, powietrznodesantowych oraz desantów morskich w Odessie i Mariupolu.
Ukraiński generał zauważył też, że inwazję poprzedzi „seria psychologicznych operacji mających zdestabilizować Ukrainę i jej zdolności do walki”. Ukraińskie władze twierdzą, że ta część agresji już się zaczęła. Oskarżają Rosję np. o inspirowanie antyszczepionkowych demonstracji na Ukrainie. 26 listopada prezydent Wołodymyr Zełenski ogłosił na konferencji prasowej, że ukraiński wywiad odkrył plan prorosyjskiego zamachu stanu. Koordynatorem akcji po stronie ukraińskiej miał być najbogatszy oligarcha kraju – Rinat Achmetow. Biorąc pod uwagę eskalację rosyjskich prób destabilizacji Ukrainy, próba wyreżyserowania zamachu nie wydaje się zaskakująca. Natomiast wskazany jako winny Achmetow zaprzeczył, a jego stronnicy wskazują, że Zełenski używa sytuacji międzynarodowej jako pretekstu do zaostrzenia kampanii przeciwko oligarchom.
Inna armia ukraińska
Mimo niekorzystnego położenia Ukraina jest znacznie silniejsza niż w 2014 r., gdy traciła Krym i Donbas. Ukraińskie wojsko ma wyższe niż 7 lat temu morale, wyszkolenie i uzbrojenie, m.in. dostarczone z USA. Ukraina kupiła też „hit” tureckiego przemysłu zbrojeniowego – drony Bayraktar, które okazały się kluczowe w wygraniu przez Azerbejdżan wojny z Armenią w 2020 r. Od 2014 r. USA przekazały Ukrainie pomoc wojskową za łączną kwotę 2,5 mld dolarów. Na rok 2022 przewidziane było wsparcie w wysokości 250 mln dolarów. Senat USA zaproponował zwiększenie go do 300 mln dolarów. Władze w Kijowie zabiegają też o dostarczenie amerykańskich systemów rakietowych Patriot oraz o zwiększenie aktywności NATO przez loty zwiadowcze nad Ukrainą.
Ukraina zabiega też o wsparcie polityczne. Tę kampanię należy ocenić jako dość skuteczną. Prezydent USA potwierdził „niezachwiane wsparcie dla suwerenności integralności terytorialnej Ukrainy”. Kwestia ukraińska zdominowała również spotkanie ministrów spraw zagranicznych państw NATO, które odbyło się 30 listopada w Rydze. Szefowie dyplomacji zarówno USA, jak i Niemiec zapowiedzieli, że agresja na Ukrainę oznaczałaby „wysoką cenę” i „poważne konsekwencje” dla Rosji.
Inwazja czy negocjacje?
Biorąc pod uwagę historię zarządzania konfliktami przez Władimira Putina, można przedstawić kilka opcji rozwoju sytuacji. Pierwszą z nich, na którą wskazuje mobilizacja blisko stu tysięcy żołnierzy, jest konflikt zbrojny na pełną skalę. Rosja liczy, że przewaga w uzbrojeniu i możliwość zaatakowania Ukrainy z czterech kierunków pozwoli na szybkie uzyskanie lądowego połączenia Krymu z Donbasem, a tym samym niemal pełne odepchnięcie Ukrainy od morza oraz rozwiązanie problemów z zaopatrzeniem Półwyspu Krymskiego w wodę. Docelowo chodzi o oderwanie całej wschodniej Ukrainy z Charkowem. Do radykalnych działań ośmielają Putina ograniczone konsekwencje, jakie spotkały go za inwazję na Gruzję, aneksję Krymu, wojnę w Donbasie, zestrzelenie malezyjskiego samolotu pasażerskiego czy atak z użyciem nowiczoka w Wielkiej Brytanii.
Rosja może też doprowadzić do „gruzińskiego” scenariusza konfliktu, czyli sprowokowania przeciwnika. Napięcie w Donbasie utrzymuje się na wysokim poziomie od lat, regularnie dochodzi tam do wymiany ognia. W obecnej sytuacji każdy incydent może zostać wykorzystany przez Rosję jako uzasadnienie rozpoczęcia inwazji. Nie brakuje jednak głosów, że mobilizacja wojsk przy granicy z Ukrainą to typowa dla Rosji forma „zaproszenia” do negocjacji. Nie chodzi o dialog z ukraińskimi władzami – Moskwa twierdzi, że konflikt w Donbasie to „wewnętrzna sprawa Ukrainy”, a Rosja „nie pozwoli się obsadzić w roli aktora konfliktu”. Putin dąży do odrodzenia dwubiegunowego układu świata euroatlantyckiego lub przynajmniej do powrotu „koncertu mocarstw”, czyli rozmów o kształcie Europy z Francją i Niemcami, ponad głowami Ukrainy, Polski i innych krajów Europy Środkowej. Mobilizacja rosyjskich wojsk w kwietniu 2021 r. doprowadziła do spotkania Bidena z Putinem w Genewie. Tym razem rosyjski prezydent też nie czekał długo na odzew. W połowie listopada rozmawiał telefonicznie z Angelą Merkel i Emmanuelem Macronem, 2 grudnia doszło do spotkania szefów dyplomacji Rosji i USA, w przygotowaniu jest wirtualny szczyt Putin–Biden. Rosja oczekuje od USA porozumienia, które „wykluczy rozszerzenie NATO na wschód i rozmieszczanie w pobliżu Rosji zagrażającego nam uzbrojenia”.
Dalszy rozwój sytuacji jest trudny do przewidzenia. Jedyną metodą powstrzymania wojny wydaje się udowodnienie Rosji, że ewentualna agresja będzie dla niej zbyt kosztowna militarnie, politycznie i ekonomicznie. •
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się