Rządząca w Niemczech koalicja łączy cele i wrażliwość trzech środowisk: socjaldemokratów, liberałów i ekologów. W tym układzie kluczową postacią jest Olaf Scholz. Będzie kanclerzem przełomu czy kontynuacji? Jest to pytanie ważne nie tylko dla Niemców.
Nowy kanclerz Niemiec to jeden z najbardziej doświadczonych polityków w tym kraju. Zajmował eksponowane stanowiska najpierw jako federalny minister pracy, później jako pierwszy burmistrz Hamburga. W 2018 roku objął w rządzie koalicji chadecko-socjaldemokratycznej stanowisko federalnego ministra finansów i wicekanclerza. To on zdecydował o wpompowaniu w niemiecką gospodarkę miliardów euro w czasie kryzysu pandemicznego, przekonując kolegów z rządu, że jedynie w ten sposób uda się uratować miejsca pracy i utrzymać socjalne bezpieczeństwo milionów obywateli. Państwo niemieckie zadłużyło się na kwotę blisko 400 mld euro. W kraju, gdzie obowiązek przestrzegania równowagi budżetowej jest zapisany w konstytucji, jest to zjawisko niezwykłe. Na czas pandemii został on jednak zawieszony. Odpowiadając na krytykę, Scholz zapewniał, że dzięki temu posunięciu społeczeństwo nie będzie odczuwać najbardziej drastycznych konsekwencji pandemii, a gospodarka niemiecka zdoła w ciągu dekady odrobić straty, jak zrobiła to po kryzysie z lat 2008/2009.
Lewicowy konserwatysta
Jednym z nielicznych polskich polityków i naukowców mających osobisty kontakt z Scholzem jest prof. Krzysztof Miszczak, kierownik Zakładu Bezpieczeństwa Międzynarodowego SGH, a w przeszłości bliski współpracownik ministra Władysława Bartoszewskiego. – Kilka lat temu brałem udział wraz z prof. Władysławem Bartoszewskim i Donaldem Tuskiem w spotkaniu zorganizowanym przez Scholza w Hamburgu – wspomina. Był wtedy jego burmistrzem – w niemieckiej terminologii pierwszym burmistrzem. Musimy pamiętać, że Hamburg to miasto, a właściwie metropolia, z wielu względów kluczowa dla niemieckiej gospodarki oraz polityki, posiadająca status samodzielnego landu. Wspomniane spotkanie było kameralne, w międzynarodowym gronie, prowadzone w konwencji rozmów przy cygarze i koniaku, a więc w dość swobodnej atmosferze. Scholz, choć wówczas poza federalną polityką, prezentował się jako polityk pierwszego garnituru. Świetnie orientował się w wielu kluczowych kwestiach polityki europejskiej. Nie ukrywał także, że szczególnie bliskie mu są relacje niemiecko-francuskie. – Podkreślał specyfikę regionów hanzeatyckich. Hamburg, jak wiadomo, był jednym z kluczowych miast Hanzy, a do związku tego należały również Gdańsk, Ryga i Tallin. Scholz uważał, że istnieje coś w rodzaju genius loci tych miast, charakteryzujących się przedsiębiorczością i etosem obywatelskim. Jednocześnie w kwestiach obyczajowych podkreślał znaczenie tradycyjnych wartości. Pamiętam, że po wspomnianym spotkaniu prof. Bartoszewski dziwił się, co polityk o takich poglądach robi w szeregach SPD. Równie dobrze mógł reprezentować CDU, a nawet CSU. Być może dlatego tak dobrze współpracowało mu się z Angelą Merkel. Okazywał wobec niej lojalność, także podczas kampanii wyborczej. Warto dodać, że kwestie społeczne zawsze były mu bliskie – podkreśla prof. Miszczak.
Od Jusos do Urzędu Kanclerskiego
Scholz w swej oficjalnej biografii podkreśla, że sprawiedliwość społeczna nigdy nie była dla niego pustym sloganem. Pragnienie budowania społeczeństwa równych szans skłoniło go do politycznego zaangażowania po stronie SPD. Już w szkole średniej, do której uczęszczał w Hamburgu-Rahlsted, zaczął działać w partii. Następnie został działaczem socjalistycznej młodzieżówki Jusos, dochodząc do funkcji federalnego wiceprzewodniczącego, którą pełnił w latach 1982–1988. Później był wiceprzewodniczącym Międzynarodowego Związku Młodzieży Socjalistycznej. Po ukończeniu studiów prawnych (specjalizował się z prawa pracy) reprezentował w sądach pracy zwalnianych pracowników. Zna także specyfikę landów byłego NRD, gdyż w latach 90. XX wieku doradzał tamtejszym radom zakładowym w negocjacjach z Treuhand-Gesellschaft, państwowym urzędem powierniczym brutalnie rozprawiającym się z niewydolną i nierentowną gospodarką NRD, bez oglądania się na los wyrzucanych na bruk pracowników.
– W trakcie naszego spotkania w Hamburgu Scholz kilkakrotnie podkreślał, że jest politykiem, który chce wyjść poza wąskie elity polityczne i stara się docierać do szerokich mas, gdyż tylko wtedy można skutecznie reagować na problemy obywateli – dodaje prof. Miszczak. – Zapamiętałem z tamtego spotkania jego słowa, że trzeba problemy poznawać od podszewki, a nie tylko czytać opinie partyjnych analityków czy ekspertów. Nie zmienia to faktu, że jego obecne poglądy sytuują się zdecydowanie na prawo od głównego nurtu politycznego współczesnej SPD. Dla wielu działaczy tej partii, a już na pewno dla jej młodzieżówki, Scholz jest mniejszym złem niż Angela Merkel. Zresztą w 2019 r. przegrał rywalizację o fotel przewodniczącego SPD ze znacznie bardziej radykalnym rywalem. Nigdy w partii nie był specjalnie popularny, gdyż nie jest to klasyczny przykład działacza, „swojego chłopa”, ale chłodny analityk, nie okazujący w życiu publicznych większych emocji. Kandydaturę Scholza na kanclerza w 2020 r. partyjne elity wysunęły pragmatycznie, zdając sobie sprawę, że tylko on jest w stanie zdobyć głosy umiarkowanego centrum, wahającego się, na kogo postawić po erze Merkel – ciągnie prof. Miszczak. – Jestem przekonany, że jego poważnym politycznym problemem będzie zdobycie zaufania własnej partii. Pierwszym sprawdzianem jest zjazd SPD, który 5 grudnia ma zatwierdzić umowę koalicyjną przyszłego rządu. Zresztą podobnej autoryzacji umowy koalicyjnej mają dokonać członkowie Zielonych i FDP – dodaje.
Nie będzie mu także łatwo w samej koalicji, gdzie zwłaszcza wśród Zielonych nie brakuje różnej maści radykałów, pragnących szybkich i głębokich zmian bez kompromisów – przede wszystkim w polityce klimatycznej. Oczywiście w niemieckim systemie politycznym pozycja kanclerza jest kluczowa, wybiera go jednak Bundestag. Partia Scholza zdobyła jedynie 25,7 proc. głosów. Bez wsparcia Zielonych, którzy otrzymali 14,8 proc. głosów, i liberałów z FDP (11,5 proc.) rządzić nie może. Wszystko to pokazuje, że jednym z najważniejszych zadań nowego kanclerza będzie umiejętność wypośrodkowania różnych, często sprzecznych ze sobą oczekiwań i postulatów, zarówno własnego partyjnego zaplecza, jak i koalicjantów.
Pan z aktówką
Nieodłącznym atrybutem nowego kanclerza jest stara, mocno sfatygowana aktówka, z którą bywał fotografowany w czasie konferencji i narad rządowych. Mam wrażenie, że demonstrując tę zużytą teczkę, Scholz mówi: „Jestem nieco staroświecki, nie zmieniam przedmiotów, które mogą mi dalej służyć. Pełnię ważne urzędy dla dobra publicznego, a nie blichtru i splendorów”. Jest w tej postawie nieco podobny do Angeli Merkel, może nawet bardziej ascetyczny. Wywodzi się ze środowiska ewangelickiego, jednak kilka lat temu wystąpił z Kościoła. Ciekawe, że na jego oficjalnej stronie poza miejscem urodzenia – Osnabrück w Dolnej Saksonii widnieje informacja, że został ochrzczony w Hamburgu-Altonie. Jako burmistrz Hamburga dobrze współpracował zarówno z parafiami ewangelickimi, jak i katolickimi. Podkreślał ich znaczenie w kwestiach społecznych i charytatywnych. Doprowadził także do zawarcia formalnej umowy ze stowarzyszeniami islamskimi, co było ważnym wydarzeniem w życiu liczącej ponad 130 tys. wyznawców wspólnoty muzułmańskiej w Hamburgu.
Jego dziadek był kolejarzem, rodzice pracowali w przemyśle tekstylnym. Miał dwóch braci. Dorastał w Hamburgu w okresie, kiedy ton niemieckiej polityce nadawali kanclerze Willy Brandt i Helmut Schmidt, jego polityczni idole. W połowie lat 80. XX wieku w Hamburgu poznał Brittę Ernst, także działaczkę SPD, którą poślubił w 1998 roku. Obecnie mieszkają w Poczdamie, nie mają dzieci. Scholz lubi podkreślać, że swą szczupłą sylwetkę zawdzięcza żonie, która namówiła go do wysiłku fizycznego – regularnie biega, wiosłuje i jeździ na rowerze.
Niewątpliwie ostatnie wybory w RFN pokazały, że społeczeństwo w wielu kwestiach oczekuje zasadniczych zmian. Zanim jednak kanclerzowi Schulzowi dane będzie się zmierzyć z najważniejszymi wyzwaniami zarysowanymi w umowie koalicyjnej –zmiana polityki energetycznej, nowe podejście do kwestii polityki migracyjnej, cyfryzacja wielu dziedzin życia publicznego, federalizacja Unii Europejskiej – musi stawić czoła czwartej fali pandemii. Nie zbiera ona tak śmiertelnego żniwa jak przed rokiem, ale paraliżuje życie publiczne. Spory o to, jak z nią walczyć, są w Niemczech nie mniej gorące jak u nas. A kryzys na granicy ukraińsko-rosyjskiej będzie pierwszym sprawdzianem siły przywództwa nowego kanclerza na arenie międzynarodowej. Natomiast reakcja na hybrydowe ataki z wykorzystaniem migrantów na Polskę pozwoli zweryfikować zapisane w umowie koalicyjnej deklaracje o znaczeniu polsko-niemieckiego sąsiedztwa i partnerstwa. •
Dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Świat”
Doktor nauk politycznych, historyk. W redakcji „Gościa” pracuje od czerwca 1981. W latach 80. był działaczem podziemnych struktur „Solidarności” na Podbeskidziu. Jest autorem wielu publikacji książkowych, w tym: „Agca nie był sam”, „Trudne pojednanie. Stosunki czesko-niemieckie 1989–1999”, „Kompleks Judasza. Kościół zraniony. Chrześcijanie w Europie Środkowo-Wschodniej między oporem a kolaboracją”, „Wygnanie”. Odznaczony Krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice, Krzyżem Wolności i Solidarności, Odznaką Honorową Bene Merito. Jego obszar specjalizacji to najnowsza historia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, historia Kościoła, Stolica Apostolska i jej aktywność w świecie współczesnym.
Kontakt:
andrzej.grajewski@gosc.pl
Więcej artykułów Andrzeja Grajewskiego