GN 40/2023 Otwarte Archiwum

Wyrok, który boli

Świtało. Angelika chwiejnym krokiem szła wzdłuż budynku, opierając się o mur. Z trudem pokonywała kolejne metry. Mijający ludzie patrzyli na nią z dezaprobatą. Podejrzewali, że jest nietrzeźwa. To bolało.

Od zawsze chciała żyć dla kogoś, dawać siebie. Wybrała starsze pokolenie, to nikomu niepotrzebne. Niecierpliwi, sfrustrowani chorobą, trudni. Została asystentem osób niepełnosprawnych i pedagogiem resocjalizacyjnym. Była szczęśliwa. Żałowała, gdy musiała zmienić pracę. Wydaje jej się, że była dobrym pracownikiem. Ale przyszła choroba…

Wyrok

Angelika Socha nagle straciła wzrok w jednym oku. Pojechała na izbę przyjęć. Nie pomogli. Zaczęła szukać ratunku w różnych przychodniach, szpitalach. Robiła to po pracy, bo nie chciała być ciężarem dla pracodawcy. Nikt nie umiał znaleźć przyczyny jej stanu, ale gdy po pewnym czasie wzrok zaczął wracać, zapomniała o problemie. Miesiąc później straciła wzrok w drugim oku. Pojawił się ból w obu gałkach ocznych. Wtedy zaczęły się też okresowe problemy z równowagą. Gdy szła do pracy, potrzebowała wsparcia dla chwiejnego kroku. Wyglądała źle. Zmęczona chorobą, bez makijażu.

Musiała podjąć leczenie. Nie mogło być jednak mowy o popołudniowej wizycie u lekarza. A trzeba było wykonać wiele badań, żeby postawić diagnozę. Usłyszała wówczas od pracodawcy, że jeśli pójdzie na L4, zostanie zwolniona. Takie ultimatum stawia człowieka pod murem. Angelika pamięta uczucie przerażenia, kiedy lekarz skierował ją do szpitala na oddział neurologiczny. Próbowała się przed tym bronić, miała syna na utrzymaniu. Kłóciła się z lekarzami, którzy stawiali niekorzystną diagnozę. Nie pozostawiali nadziei. Wyrok: stwardnienie rozsiane. Wygląd jej mózgu to rozległe, rozsiane uszkodzenia. A jak miało się jej serce? Co się czuje, gdy dowiadujemy się o niepełnosprawności do końca życia? I że będzie tylko gorzej? Orzeczenie o niepełnosprawności to formalność, która objaśnia, że na inny finał nie ma co liczyć. Zwolnienie z pracy jest kwestią czasu. Tak kończy się historia wielu osób, którym los daje niechciany prezent w postaci choroby.

Drzwi w drzwi

Telefon. Angelika odbiera. Tłumaczy komuś zawiłości prawa, podpowiada, w czym stowarzyszenie może pomóc. Jest radosna, uśmiechnięta. Nie znajdzie się w niej cierpienia. A może go już nie ma? Drzwi w drzwi z nią pracuje Mariusz. Na pierwszy rzut oka widać, że to człowiek doświadczony przez los. Choruje na czterokończynowe porażenie mózgowe. Kiedy pierwszy raz spotkałam tego mężczyznę, jechaliśmy windą. Spojrzałam nieśmiało, a on uśmiechnął się ciepło i głęboko. „Niepełnosprawność fizyczna i intelektualna” – pomyślałam, bo kto przy zdrowych zmysłach uśmiecha się dziś w taki sposób do nieznajomej osoby… Mariusz ma pracę. Jest grafikiem komputerowym. Wcześniej pracował w Zakładzie Aktywności Zawodowej. Nie czuł się tam dobrze właśnie dlatego, że jego intelekt jest w normie. A właściwie co znaczy norma? Przez 10 lat Mariusz pracował w jednym z urzędów gminy, w dziale promocji. W wyniku różnych zmian zlikwidowano jego stanowisko. Cieszy się, że w nowej firmie nie jest traktowany jak osoba niepełnosprawna, ale pełnowartościowy pracownik. – Mam przykurczone mięśnie, poruszam się trochę inaczej, ale jeżdżę samochodem, spełniam się w pracy, realizuję pasje, nie czuję się niepełnosprawny – mówi. Objaśnia wszystko w ruchu, bo przecież jest w pracy. Tak pracują niepełnosprawni, którym dano szansę. Na 120 procent.

Wakacje na Mauritiusie

– A wie Pani, że w zeszłym roku Mariusz nurkował na Mauritiusie? – pyta jego pracodawca. – Ten Mariusz? – dziwię się, wskazując na mego rozmówcę. – Tak – pan Tomasz śmieje się z mojego zdumienia i dodaje, że Mariusz pewnie jeszcze wiele razy nas zaskoczy.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast