Rośnie „tęczowa” presja na językoznawców, nauczycieli i dziennikarzy.
Kochacie polszczyznę? To czas spojrzeć prawdzie w oczy. Język polski jest „binarny do bólu”, a nasza gramatyka „silnie zgenderyzowana”. Polszczyzna stała się częścią „kultury przemocowej” i coś z tym trzeba zrobić – apeluje Rada Języka Neutralnego. Jest to ciało (na razie) samozwańcze, komunikujące się ze światem za pośrednictwem strony zaimki.pl. Stronę redagują „autorszcza”, czyli osoby, których płeć nie jest przesądzona. Albowiem „zwracanie się do kogosia tak, jak sobie życzy, to wręcz podstawa relacji społecznych” – czytamy na stronie.
RJN energicznie bierze się za reformowanie polszczyzny, która w obecnym kształcie represjonuje osoby niebinarne, „narzucając nam precyzowanie płci”. Kolektyw utyskuje na anachroniczne dwa rodzaje gramatyczne (męski i żeński), całą nadzieję pokładając w rodzaju nijakim. Oczywiście poza stygmatyzującą nazwą. Powinien on rzecz jasna zwać się „neutralnym”.
Konieczność dziejowa
To nie jest jedynie zabawa. Autorszcza ostrzegają, że zwracanie się kogosia w jednym z dwóch rodzajów gramatycznych „pogłębia dysforię płciową i wręcz zmusza nas do kłamania w niemal każdym zdaniu na temat naszej własnej płci”. Słowo „dysforia” (przeciwieństwo euforii, rodzaj depresji) robi ostatnio wielką karierę i należy się spodziewać, że „pogłębianie dysforii płciowej” stanie się obok homofobii przestępstwem ściganym z użyciem wszelkich dostępnych sił i środków na terenie całej UE. Albowiem – znów cytat: „Usilne, celowe używane błędnego imienia i zaimków stanowi formę przemocy”. Natomiast „używanie poprawnego imienia i zaimków redukuje depresję oraz ryzyko samobójstw wśród osób transpłciowych”.
Na razie rośnie presja na językoznawców, by nie tylko przyjęli konieczność dziejową do wiadomości, ale ją oficjalnie zaakceptowali. Pierwsze pytania do Rady Języka Polskiego w tej sprawie skierowano już w 2003 roku. I ówczesna odpowiedź stanowi przyczółek, z którego planowana jest inwazja. „Z punktu widzenia gramatycznego formy byłom, byłoś, robiłom, robiłoś, widziałom, widziałoś itd. są poprawne, zgodne z systemem językowym”. Tę opinię cytuje się nagminnie, choć jest niepełna. Rada podkreślała już wówczas swoje wątpliwości semantyczne – uznając, że te formy nie mają praktycznego zastosowania, są jedynie „potencjalne”.
„Czy ktosio wrzuciło już posta?”
Współautor tamtej opinii – prof. Jerzy Bralczyk – dopowiada dziś (w rozmowie z portalem wp.pl): „Przy zaimkach osobowych lepiej nie majstrować. Każda interwencja w materię językową może wiele osób razić, może także śmieszyć, jeżeli się coś chce robić na siłę i próbuje się instytucjonalnie wprowadzać jakieś określenia, których nie ma w tej chwili w języku”.
Zwolennicy neutralizacji polszczyzny nie składają jednak broni i proponują cały szereg zwrotów do wykorzystania w życiu codziennym. Oto kilka przykładów ze strony zaimki.pl. „Czy ktosio wrzuciło już posta o spisie powszechnym? Nikto nie zrobiło zadania domowego. Kto zrobiło ten bałagan? Wszystkie byłośmy pod wrażeniem”.
Z kolei w języku pisanym promowane jest zastępowanie końcówek osobowych znakiem „x”. Podpowiedź: „Przycisk »zapomniałem hasła« na Twojej stronie możesz przemianować na »zapomniałxm hasła«. Twój transparent może mówić »nigdy nie będziesz szłx samx«”. Niestety, tego typu formy powoli przedostają się do urzędowych formularzy instytucji i firm pragnących być w tęczowej awangardzie.
Zresztą osoby redagujące stronę zaimki.pl także nie ograniczają się do rad, ale same je stosują. Pisząc o sobie, stosują formy: „Studencie filologii klasycznej, aktywiszcze queerowe, członcze Rady Języka Neutralnego, autorze Słownika Neutratywów Języka Polskiego”.
Kurs na resocjalizację
Jeśli ktoś myśli, że jest to zabawa, rodzaj hobby czy co najwyżej formułowanie postulatów niemających przełożenia na realną rzeczywistość językową – błądzi. Oczywiście nikt nie jest w stanie wymusić na milionach użytkowników polszczyzny zmiany nawyków językowych. Co innego, jeśli chodzi o ludzi kultury i mediów. Tu schemat działania już poznaliśmy na konkretnym przykładzie Margot.
Beata Lubecka z Radia Zet przeprowadziła rok temu rozmowę z transseksualnym aktywistą. Wywiad został nominowany do nagrody Grand Press. Wystarczyło jednak, że dziennikarka na antenie wypowiedziała zdanie: „Patrząc na ciebie, widzę mężczyznę”, by stała się obiektem zaciekłych ataków. „W normalnym kraju za coś takiego Lubecka wyleciałaby z hukiem z pracy, a nie dostała nominację” – to najłagodniejszy z wpisów. Potem było rytualne zwracanie nagród przyznanych w poprzednich latach (w ramach protestu), apele o wycofanie nominacji do nagrody. Skuteczne, bo jury zlikwidowało całą kategorię „wywiad”.
Ale w tej historii chodziło o coś więcej: zmianę świadomości, wprowadzenie do redakcji popularnego radia nowych standardów językowych. Udało się, bo Radio Zet przeprowadziło dla swoich pracowników szkolenie „ze słownictwa i wiedzy o osobach LGBTQ+”. Jak łatwo się domyślić, nie prowadzili ich członkowie Rady Języka Polskiego, ale aktywiszcza specjalizujące się w neutralizacji języka.
Martwe imię
Strona zaimki.pl stanowi czoło językowej awangardy. Podpowiada, radzi, sugeruje. Czasem lekko postraszy tych, co sobie żarty stroją z podsuwanych rozwiązań. Służy też materiałami, odsyła do literatury. Adresowana jest do ludzi, którzy językiem się na co dzień posługują, więcej, dla których to warsztat pracy. Bo przykład powinien iść z góry. Ważnym ogniwem są oczywiście nauczyciele, nie tylko akademiccy.
Autorszcza strony ubolewają, że tu łatwo nie jest. „Nauczyciele w relacjach z uczniami bardzo często nie chcą się posługiwać poprawnym imieniem czy zaimkami, z którymi uczeń czuje się komfortowo, złośliwie podkreślają deadname” – czytamy na stronie. Znamienne, że imię nadane dziecku przy narodzinach określane jest tu jako „martwe”, a używanie go przez nauczycieli wobec uczennicy czy ucznia (tu mamy „ucznium”) deklarującego inną niż naturalna płeć to „nękanie”. Strona służy oczywiście stosownym wzorem pisma – donosu do dyrekcji na takiego nauczyciela. Jeśli będzie ono nieskuteczne, pozostaje poradnia psychologiczno-pedagogiczna, która może wydać belfrowi zalecenie. Jest też inna droga, pozyskanie klasowego kolektywu, by zdecydowanie domagał się zwracania się do niebinarnego ucznium tak, jak sobie życzy.
Mamy też na stronie sporo podpowiedzi, jak tworzyć na lekcjach klimat przyjazny dla tematyki trans. Na historii zalecana jest opowieść o Kazimierzu Pułaskim jako postaci „interpłciowej”, a na języku polskim czytanie poezji Piotra Własta, transpłciowego pisarza z okresu Młodej Polski.
Patronami neutralizacji polszczyzny są dla środowiska trans wybitni pisarze zajmujący się fantastyką – Jacek Dukaj i Stanisław Lem. Dlaczego akurat oni? Bo w ich powieściach występują postaci o nieokreślonej płci i dla nich wymyślony został niebinarny język. Jacek Dukaj traktowany jest wręcz jako Wielki Językoznawca, a stworzone przez niego słowa do powieści „Perfekcyjna niedoskonałość” zyskały miano „dukaizmów”. Są one zalecane do stosowania w codziennej praktyce.
Sprawa smaku
Problem mają już tłumacze z angielskiego. Jesteśmy bowiem świadkami ekspansji osób trans w popkulturze, która zdominowała ogarnięty tęczowym szałem Zachód. Zgodnie z zasadą idea placement lokuje się tę tematykę wszędzie, niczym reklamowy produkt, od sportu przez muzykę po seriale telewizyjne. Zresztą osoby niebinarne już z racji samej deklaracji neutralności płciowej stają się pożądanymi przez media celebrytami.
„Przeanalizowałom relacje, w których byłum i doszłom do wniosku, że właściwie to z mojej strony nie miało nic »romantycznego« w sobie. Właściwie wszystko, co robiłum z tymi osobami, mogłobym równie dobrze zrobić z bliskim przyjacielem” – deklaruje Rony Ariel w rozmowie z Mają Staśko, poświęconej osobom „aromantycznym i alloseksualnym, w skrócie aroallo lub alloaro”. Maja Staśko, dziennikarka i feministka, sama szczyci się ogromnymi zasięgami w mediach społecznościowych, między innymi dzięki słynnej wypowiedzi (dla tvn24), że „w Polsce snobizm na czytanie książek jest szkodliwy”.
Można się w tym zdaniu doszukać pewnej logiki. Neutralizowanie polszczyzny będzie trudniejsze w przypadku osób zakorzenionych w literaturze. Im większy zasób słownictwa, świadomość językowa i kapitał kulturowy, tym trudniej ulec tęczowej presji. Nawet jeśli się bardzo chce. Bo – jak pisał poeta – jest to w gruncie rzeczy sprawa smaku, tak, smaku (w którym są włókna duszy i cząstki sumienia). •
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się