Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Patron na czas niewiedzy

Błogosławiony Franciszek Maria od Krzyża Jordan, choć żył sto lat temu, wiedział, jak bardzo w sekularyzującym się świecie potrzebne są rzetelne nauczanie prawdy i głoszenie Ewangelii wszelkimi możliwymi sposobami.

Maleńkie Gurtweil w Niemczech to dzisiaj zaledwie dzielnica miasta Waldshut-Tiengen w południowym Schwarzwaldzie, zamieszkiwana przez trochę ponad 1500 osób. Na pierwszy rzut oka nic specjalnego. Leciwe, bo pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 873 roku, i jakby… ospałe. Przywodzi na myśl Betlejem z czasów narodzin Jezusa Chrystusa. I nie jest to skojarzenie bezpodstawne. Tak jak w Betlejem zrodziło się na ziemi Słowo, tak w Gurtweil urodził się wielki Jego miłośnik. Jan Chrzciciel. Nomen omen – Jordan.

Biały gołąb nad głową

Niektórzy twierdzą, że żyjemy w czasach, które w kwestiach moralnych i duchowych mają swój odpowiednik w epoce upadku Rzymu. Można się z tą tezą zgadzać lub nie, nie można jednak zaprzeczyć, że świat zachodni dotknął kryzys kulturowy, zwłaszcza w postaci wszechobecnego relatywizmu, odchodzenia od chrześcijańskich norm oraz totalnej niewiedzy o katolicyzmie również wśród tych, którzy w rubryce „wyznanie” wpisują wciąż „rzymskokatolickie”. „Niewiedza” to nieświadoma, wywołana brakiem zainteresowania oraz bazowaniem na informacjach płynących szerokim strumieniem z wątpliwej jakości źródeł. I chociaż te współczesne źródła istnieją od niedawna, trudno uniknąć skojarzenia, że historia jednak się powtarza. Kiedy 16 czerwca 1848 roku na świat przyszedł Jan Chrzciciel Jordan, Wiosna Ludów rozpoczynała swój marsz politycznego liberalizmu, a sekularyzacja postępowała coraz dynamiczniej, ramię w ramię z radykalnym antyklerykalizmem.

Bieda i sporo traumy w dzieciństwie z całą pewnością miały wpływ na rozwój małego Jana. Wawrzyniec, jego ojciec, zmarł w kwiecie wieku z powodu rany zadanej kopytem konia, służył bowiem dorywczo w stajni. Matka z trudem wiązała koniec z końcem. Skłonnemu do psot chłopcu zdarzało się i zaskrońca do klasy na lekcję przynieść, i dostać reprymendę od proboszcza za rozproszenia w czasie I Komunii Świętej. Ciekawe, bo jako jedyne wytłumaczenie tego zachowania podał ponoć… białego gołębia, który zaczął latać mu nad głową, po czym odfrunął ku niebu. Nie nadużywając skojarzeń i nie mitologizując faktów, trzeba powiedzieć, że to właśnie od przyjęcia sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego rozpoczęła się jego przemiana wewnętrzna, której ostatecznym efektem było podjęcie decyzji o kapłaństwie. Biograf Jordana ks. Pankracy Pfeiffer napisał: „Do 12. roku życia był powierzchowny, jednakże od tego momentu stał się kimś innym. Zwracał szczególną uwagę na spowiedź św. Po Pierwszej Komunii Świętej i po śmierci ojca był jak przemieniony. Często chodził modlić się do lasu lub w miejsca odosobnione”. Gdy zaczął poważnie rozważać kapłaństwo, mieszkańcy wioski podobno pytali go: „Czy może gołąb znów lata nad tobą?”.

Wszystko albo nic

Zanim zaczął studiować teologię, był uczniem malarskim, jednocześnie pobierając lekcje łaciny u życzliwych księży. „Zdolny do służby w kawalerii” odbywał ją jedynie przez kilka tygodni, ale i tak jego nazwisko znalazło się na pomniku upamiętniającym wojnę francusko-pruską z 1870 roku. Po powrocie z wojska uczył się coraz bardziej intensywnie, ukończył gimnazjum, a ocena jego profesorów może budzić uśmiech: „Ukończyłby naukę bez trudności, gdyby w ten sam sposób poświęcił się wszystkim przedmiotom, zamiast koncentrować się na pojedynczych przedmiotach, czasem nieużytecznych, a umiłowanych materiach”. Te „umiłowane materie” to na przykład esej w ośmiu europejskich językach o „Elektrze” Sofoklesa czy wypracowanie o miłości do ojczyzny w czterech językach współczesnych. Można się chwytać za głowę z podziwu, biorąc pod uwagę, ile miał wówczas lat, ale ten rys wszechstronności pozostanie na wszystkim, co robił do końca życia. Z „liczenia” był słaby, ale też nie interesowały go liczby. Interesowała go „powszechność” rozumiana jako dotarcie do całości, do wszystkich. Jego polski biograf ks. Michał Piela SDS napisał o nim: „W rzeczywistości wszystkie słowa klucze, którymi można opisać jego życie i osobisty charyzmat, są następujące: apostolski, uniwersalny, nauczycielski, Jezus Zbawiciel, Maryja Królowa Apostołów i św. Michał”. W ostatnim roku studiów przed przyjęciem kapłańskich święceń skumulowały się w nim te klucze w jedno pojęcie: „nauczanie”. Jordan widział bowiem, jak bardzo potrzebne jest w sekularyzującym się świecie podawanie ludziom od wczesnej młodości informacji prawdziwych i rzetelnych, wiedzy usystematyzowanej „w tym kierunku, by prawdy teologiczne przedstawić zrozumiale i takie udostępnić ludowi!”.

21 lipca 1878 roku przyjął święcenia kapłańskie. Mszy prymicyjnej nie mógł jednak odprawić w swoim parafialnym kościele – kulturkampf zabraniał.

Objawienie ze szczytów Libanu

„Stać się, żyć i umrzeć świętym” było dla niego najważniejszym zadaniem, co mocno akcentował w swoim „Dzienniku Duchowym”. Można w nim odnaleźć wszystko, co towarzyszyło doświadczeniom wewnętrznym, znanym z życiorysów innych świętych, w tym tzw. nocy mistycznej. Ksiądz Piela zapisał: „Jej zasadnicze elementy: uznanie własnej nicości, dobrze rozumianą bojaźń Bożą, odrzucenie własnego ja i świata, dostrzegalny rozwój cnót teologicznych pod kierownictwem Ducha Świętego, a przede wszystkim głębokie przeżycie »oddalenia« i »pocieszenia« – możemy odnaleźć także w jego »Dzienniku Duchowym«”. Dziennik ten młody ksiądz Jordan 14 marca 1880 roku położy na Grobie Pańskim w Jerozolimie. To chwila symboliczna, bo kształtuje się już w nim zdecydowane pragnienie powołania do życia apostolskiego stowarzyszenia, którego jedynym celem ma być realizacja słów Chrystusa: „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17,3). Jakby ten pusty grób Chrystusa, niemy świadek zmartwychwstania, miał dać życie milionom innych świadków, posiadających zdolność mówienia i świadczenia swoim życiem o tym, że Chrystus zmartwychwstał. Ta podróż do Ziemi Świętej oprócz ogromnego znaczenia naukowego, bo Jordan studiował tam wschodnie języki (wyniki zapisane w świadectwach – imponujące!), miała również dla niego charakter wewnętrznej podróży duchowej. Przebywając w Libanie, doświadczył bardzo szczególnego dotknięcia łaską, dzięki któremu zrozumiał, że dzieło, o którym myśli, powstanie, nawet gdyby on sam miał go nie założyć. „Liban stał się dla niego Taborem. Głos Libanu miał nigdy nie umilknąć w Czcigodnym Ojcu” – napisał o tym doświadczeniu ksiądz Timotheus Edwein.

Wiatr w trzech gałęziach

Dzieło młodego księdza, który miał stać się „Czcigodnym Ojcem”, faktycznie powstało. Po uzyskaniu błogosławieństwa papieża Leona XIII, 8 grudnia 1881 roku w kaplicy św. Brygidy przy Piazza Farnese w Rzymie Jordan z dwoma towarzyszami zapoczątkował Apostolskie Towarzystwo Nauczania. Istota i cel określone zostały lakonicznie – „dla szerzenia chwały Bożej za pomocą pielęgnowania nauk, edukacji i nauczania”. Należeli do niego zarówno duchowni, jak i świeccy. Dwa lata później powstanie zgromadzenie zakonne pod nazwą Towarzystwo Boskiego Zbawiciela, a jego założyciel przyjmie imię Franciszek Maria od Krzyża. W 1888 roku wraz z Marią Teresą von Wüllenweber, przyszłą błogosławioną Marią od Apostołów, założy Kongregację Sióstr Boskiego Zbawiciela. Świeccy towarzyszyć będą im od samego początku. – W planach Jordana świeccy odgrywali bardzo ważną rolę – mówi „Gościowi” ksiądz Sławomir Noga, sekretarz zarządu polskiej prowincji salwatorianów. I dodaje: – Od samego początku konkretnie angażował ich w realizację charyzmatu zgromadzenia. Podstawowym narzędziem ewangelizacji i formacji świeckich była działalność wydawnicza, zwłaszcza prasa. Pod tym względem Franciszek Jordan z całą pewnością wyprzedzał swoje czasy.

Można zatem powiedzieć, że od tej chwili trzy gałęzie tego samego drzewa poruszane wiatrem Ducha Świętego powtarzać będą te same słowa założyciela: „Dopóki żyje na świecie choćby jeden tylko człowiek, który nie zna i nie kocha Jezusa Chrystusa Zbawiciela Świata, nie wolno ci spocząć”. – Nie boi się ksiądz, że nie odpocznie nigdy? – pytam generała salwatorianów ks. Miltona Zontę. – Oczywiście, że nie – odpowiada. I dodaje: – Franciszkowi nie chodziło o jakiś rodzaj nadaktywności duchowej czy duszpasterskiej, ale o to, że uświadamiając sobie, iż żyją ludzie, którzy nie znają Jezusa Chrystusa i Jego orędzia zbawienia, my, salwatorianie, nie możemy pozostać spokojni. Nie wolno nam się z tym pogodzić. Kiedy przychodzi wieść o „zagubionej owcy”, dobry pasterz nie odpoczywa, nie relaksuje się, ale wychodzi, by ją ratować.

Dynamiczny rozwój salwatoriańskich wspólnot związany był z misyjnym zapałem ojca Franciszka Jordana. Głosić, głosić, głosić, nauczać, wychowywać… Można sobie wyobrazić, że w tym młodym umyśle słowa te powtarzane były jak refren. Docere verbis et scriptis – erudire – educare, czyli „Nauczać, kształcić i wychowywać” – to była jego pasja, którą dzielił z coraz liczniejszymi współpracownikami. Bez względu na czas, miejsce, kulturowe odmienności. Już w 1889 roku zgromadzenie, choć bardzo młode, otrzymało propozycję rozpoczęcia misji w Indiach. I mimo że początki tej misji były dramatyczne, nic nie zatrzymało rozwoju podobnych przedsięwzięć na całym świecie. Warunki były skromne. Przedsięwzięcia wielkie. Za swojego życia ojciec Franciszek zainicjował dzieło w 14 krajach. Zmarł 8 września 1918 roku w Szwajcarii, gdzie przebywał z powodu wybuchu I wojny światowej. Tam też złożono jego doczesne szczątki. W 1956 roku przeniesiono je do Rzymu. W 1942 roku rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.

Dziecko uzdrowione

14 stycznia 2011 roku papież Benedykt XVI polecił Kongregacji ds. Świętych ogłoszenie dekretu o heroiczności cnót sługi Bożego Franciszka Marii od Krzyża. Pozostało czekać na cud. Kiedy młode małżeństwo z Brazylii spodziewające się dziecka usłyszało niedobre diagnozy z ust lekarzy, historia nabrała tempa. Dziecko miało być obarczone poważną chorobą – dysplazją szkieletową. Gisele Cardoso Santos Silva i jej mąż Fernando Ferreira Da Silva należeli do grupy salwatorianów świeckich. W tej dramatycznej sytuacji rozpoczęli modlitewny szturm do nieba, jakby symbolicznie i duchowo trzymając się kawałka czarnego habitu i węzłów na salwatoriańskiej sutannie sługi Bożego. – Po usłyszeniu diagnozy poszłam do samochodu, gdzie był Fernando, i płakałam – opowiada „Gościowi” Gisele. I dodaje: – Powiedziałam mu też, że ojciec Jordan nam pomoże. Wracając do domu, odwiedziliśmy moją mamę. Przed wejściem do jej domu leżała książeczka z informacjami o ojcu Jordanie i modlitwami za jego wstawiennictwem. Dla nas był to ważny znak, że on jest z nami i że Bóg nam pomoże.

Pomógł. Lívia Maria Cardoso Silva przyszła na świat w rocznicę jego śmierci. A miała się urodzić miesiąc później. Była w doskonałym stanie, jak stwierdziła lekarka, która dodała, że to cud. Nadprzyrodzony charakter uzdrowienia Livii w łonie mamy potwierdził papież dekretem z 19 czerwca 2020 roku.

– Uważa ksiądz, że to szczególny znak na nasze czasy? – pytam wikariusza generalnego salwatorianów, pochodzącego z Polski ks. Adama Tenetę. – Ten cud niesie przede wszystkim przesłanie dotyczące znaczenia i świętości ludzkiego życia, dlatego jest tak aktualnym znakiem. Dla Boga ważny jest każdy człowiek, każde życie jest cenne – od początku do końca. W tej kwestii trzeba Mu ufać nawet w najtrudniejszych momentach, nawet w takich sytuacjach, kiedy patrząc po ludzku, nie ma już żadnej nadziei na to, że będzie lepiej – odpowiada salwatorianin.

Dobry przykład i skandal

W jednym ze swoich przemówień wygłoszonych w roku 1897 Jordan powiedział: „W Kościele i w życiu zakonnym można oddziaływać na dwa sposoby: exemplis (dobry przykład) lub scandalis (skandal) – ten pierwszy buduje, a drugi burzy. Chciałbym ponownie położyć wam na sercu te dwa punkty, gdyż mają one wielkie znaczenie dla Towarzystwa. Macie zatem pracować, oddziaływać exemplis; (…) powinniście być tacy, za jakich się podajecie (…) Jeśli (…) nie żyjecie jak dobrzy członkowie Towarzystwa, dajecie zgorszenie. Inne zgorszenie powstaje wówczas, jeśli nie nauczyliście się panować nad sobą; zwłaszcza ludzie wierzący zauważają to łatwo u zakonnika. Módlcie się, aby te zgorszenia zostały we właściwy sposób usunięte”.

Chociaż od rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego upłynęło sporo czasu, wydaje się, że lepszymi torami ta historia nie mogła się potoczyć. Zacytowane wyżej słowa nowego błogosławionego, ojca Franciszka Marii od Krzyża Jordana dają do myślenia i być może dzisiaj szczególnie należy je przypominać. Żyjemy w czasach powszechnej dezinformacji, manipulacji i niewiedzy, również w tym zakresie, którego te słowa dotyczą. Podobnie jak Jordan. – Jednym z problemów Kościoła jego czasów była religijna ignorancja – mówi ks. Milton Zonta. I dodaje: – Doprowadziło to do tego, że wielu chrześcijan praktykowało wygodną formę wiary, która nie daje prawdziwego świadectwa autentycznym wartościom Ewangelii. Zapewne dlatego zostaliśmy powołani z tak różnych miejsc na świecie i wielu narodowości, abyśmy potrafili pomóc misji Kościoła wszędzie, gdzie zachodzi taka potrzeba. W tym sensie nasz charyzmat jest istotny, aktualny i potrzebny.

Patron na czas niewiedzy, jakim jest z pewnością Franciszek Jordan, ma nam przypomnieć, co jest najważniejsze: bezustanny wysiłek wkładany w to, by jak najwięcej ludzi poznało prawdę i spotkało osobiście Jezusa Chrystusa. Nie tylko to jednak świadczy o jego aktualności w czasach, w których dostępuje wyniesienia do chwały ołtarzy. Cud uzdrowienia dziecka w okresie prenatalnym wydaje się dodatkowym uśmiechem ze strony Opatrzności.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Ks. Adam Pawlaszczyk

Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, dyrektor Instytutu Gość Media.

Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1 lutego 2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego. Współpracował z Wydziałem Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego i Wydziałem Duszpasterstwa Rodzin Kurii Metropolitalnej w Katowicach w ramach formacji duchownych i świeckich w zakresie kościelnego prawa małżeńskiego oraz teorii prawa kościelnego. Szczególnie zainteresowany literaturą i muzyką, autor poezji, tekstów pieśni religijnych, artykułów i felietonów, współpracował z TVP, Radiem Katowice i Radiem eM.

Więcej artykułów ks. Adama Pawlaszczyka