Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Misterium, które daje nadzieję przejdź do galerii

Stawia nam również wszystkim pytanie: "Czy wierzysz w trzeci dzień, co złamał śmierci moc?". Salezjanie z Krakowa wraz z zespołem "Ziemia Boga" i reżyserem Marcinem Kobierskim po raz kolejny stworzyli niezwykłe Misterium Męki Pańskiej.

Everyman

W tym misterium wyróżniają się na pewno dwie postacie, których raczej nie znajdziemy na kartach Ewangelii, ale będąc na widowni łatwiej nam się z nimi utożsamić. To Aszer i Ruben. Aszer jest takim łącznikiem między różnymi postaciami. Żyd-żebrak, który urzeka swoją prostotą. Szczególnie scena jego spotkania z Maryją, Matką Jezusa, porusza. Prosi ją o coś do jedzenia, otrzymuje kawałek chleba i słyszymy: "Niebiański posiłek". Dwa słowa, a wyrażają tak wiele! Maryja, to przecież ta, która przyniosła nam na świat naprawdę Niebiański posiłek - Boga Żywego. To mnie właśnie porusza w tych misteriach takie czasem drobne rzeczy, gesty, słowa, a które tak wiele mądrości przekazują. Marcin w Aszerze widzi też świętego Franciszka. "Dla mnie to trochę taki św. Franciszek, który nic nie  ma, ale zachwyca się światem. Pomyślałem sobie, że to może być ktoś spajający wiele postaci. Dlaczego on jest w tym misterium, zrozumiałem na jednej z ostatnich prób. Aszer uwalniając się od pieniędzy (oddaje sakiewkę Piotrowi) krzyczy wolność, otwiera się kurtyna, a tam jest Jezus na krzyżu, też z rozłożonymi rękami. I wtedy sobie pomyślałem, Jezus na krzyżu to jest wolność, uwalnia nas od wielu rzeczy." 

Rubena, który traci brata i nie potrafi poradzić sobie z jego śmiercią, gra kl. Michał Cebulski. To postać, która dla wielu osób stanie się bliska. Szczególnie, że ostatni czas jest trudny. 

- Co próbujesz przekazać swoją postacią? 

- Chociaż Ruben nie pojawia się osobiście w Ewangelii, to jest on postacią, z którą może utożsamić się wiele osób doświadczonych cierpieniem, stratą kogoś bliskiego. Szczególnie w dzisiejszych czasach przeżywamy takie trudne sytuacje. Ruben w pierwszej części spektaklu skupia się wyłącznie na sobie. Śmierć brata i rozpamiętywanie jej w samotności doprowadza go aż do szaleństwa. Dopiero doświadczenie zmartwychwstania Chrystusa i spotkanie Jego uczniów zmienia perspektywę. Najważniejszym przesłaniem tego bohatera jest to, o czym mówi pod koniec - że Chrystus dał nam życie, które w przeciwieństwie do problemów na ziemi będzie trwało wiecznie. Graną przeze mnie postacią chcę zachęcić, by zaprosić Jezusa do swojego życia - również do tych sytuacji, które po ludzku są beznadziejne. Jezus może nas uzdrowić nawet, kiedy trudno nam jest w Niego uwierzyć i od Niego uciekamy. Za radą reżysera, modlę się też za osoby, które siedząc na widowni będą przeżywać stratę kogoś bliskiego, przez co Ruben stanie się im bliski.

- Jak ci się pracuje z reżyserem?

- Praca z Marcinem Kobierskim to nie tylko doświadczenie profesjonalnego podejścia do teatru, ale w dużej mierze przeżycie duchowe. Pisaniu scenariusza towarzyszyła modlitwa, rozważanie i rozeznawanie naszego reżysera. Trzeba przyznać, że Marcin to w pewnym sensie nasz formator seminaryjny, chociaż nie jest oficjalnie naszym przełożonym. Jego świadectwo wiary daje nam bardzo dużo. Dowodem na działanie Ducha Świętego jest również podział ról; ja sam dużo się uczę od granego przeze mnie Rubena. Myślę, że dzięki tej postaci będę bardziej rozumiał osoby doświadczone ogromnym cierpieniem.

Zatrzymanie w kadrze

To Misterium po raz kolejny pokazuje niezwykłą plastyczność i umiejętność budowania obrazów na scenie. Takiego też zatrzymania i chwili kontemplacji. Kilka scen na pewno zapadło mi głęboko w pamięć. Wskrzeszenie Łazarza, które pomaga nam zrozumieć, że zmartwychwstanie nie dotyczy tylko duszy. Spojrzenie Judasza w oczy Maryi tuż przed wydaniem Jej Syna - i to napięcie między postaciami. Skontrastowanie Judasza z Piotrem. Maryja, która śpiewa kołysankę po śmierci swego Syna, a która w piękny sposób niesie nadzieję. Wieszanie przez uczniów prania po Zmartwychwstaniu - nowy dzień, stanie się jak dzieci, przypomnienie Apokalipsy i tych, którzy wybielili swe szaty we krwi Baranka. Ukazanie się Jezusa Tomaszowi - to kolejne przypomnienie, że zmartwychwstanie dotyczy ciała i duszy. I mogłabym tak chyba jeszcze wymieniać i wymieniać.

Zapytałam kl. Grzegorza Chmielińskiego, czy trudno było mu zagrać Judasza. - To pierwszy raz, kiedy mam okazję zagrać Judasza i rzeczywiście, wcielenie się w tę postać było największym wyzwaniem. Nie wiem jakie odczucia mają moi poprzednicy – mi był trudno. Chyba w każdym z nas jest taka naturalna chęć bycia dobrym. A tutaj trzeba być kimś, kto jest oceniany jednoznacznie negatywnie. Całe szczęście, często jest tak, że im trudniejsze zadanie, tym owoce są wartościowsze, mam nadzieję, że tak będzie i tym razem - odpowiada.

- Jakie myśli towarzyszyły ci grając go albo gdy dowiedziałeś się, że masz go grać?

- Gdy usłyszałem obsadę, to faktycznie się zmartwiłem. Zastanawiałem się, jak odnaleźć się w tej dramatycznej historii. Jak wykreować wiarygodne zdrajcę. Myślałem o tym, co musiało się wydarzyć wcześniej, jakie było serce Judasza, jakie motywacje. Ostatecznie bardzo pomocne okazało się wyobrażenie sobie mojego własnego życia, ale trochę w innym kontekście – przypomniałem sobie najważniejsze i najpiękniejsze wybory w moim życiu, a potem pomyślałem, jakby wyglądało moje życie, gdybym wtedy wybrał inaczej. Od tamtego momentu znacznie łatwiej było mi malować w głowie portret Judasza. To człowiek, który źle wybierał. A dlaczego tak było, to już osobny temat.

- Śpiewasz o wątpliwościach Judasza, czy jest to trudne?

- Samo śpiewanie jest zdecydowanie trudne, zwłaszcza, że Judasz śpiewa dość histerycznie, piskliwie, płaczliwie, cały dramat jego wnętrza ma być wyśpiewany. A treść jego piosenki? Jest bardzo wartościowa. Nikt z nas nie umie być uczniem, nikt nie umie nieść krzyża, nie wiemy często, co robić. Judasz wybrał otchłań i beznadzieję. A właściwym wyborem był Jezus. Jakkolwiek to dziwnie zabrzmi, to ta dramatyczna piosenka Judasza jest dla mnie źródłem nadziei. Rozterki Judasza nie są bez odpowiedzi, odpowiedź jest w Chrystusie.

- Co czujesz, gdy tuż przed zdradą patrzysz w oczy Maryi?

- To jest bardzo ciekawy moment. Nigdy nie próbowałem zagrać spojrzenia Judasza. To niezwykle krucha, delikatna scena. Oczy wyrażają bardzo wiele, nie kłamią, nie potrafię udawać, grać tak głębokim spojrzeniem. W tej jednej chwili nie gram Judasza, bo zwyczajnie nie potrafię. Staram się wtedy, by w moich oczach można było dostrzec wzrok Syna, jakkolwiek to trochę na przekór, może nie na miejscu, ale jednak bardziej niż Judaszem, jestem tym, który wybrał Jezusa, nawet jeśli gra Judasza.

Z Judaszem skonfrontowany zostaje Piotr, grany przez kl. Łukasza Wójcika. 

- Grając Piotra zapierasz się trzy razy, by potem skonfrontować się z Judaszem. Jakie uczucia się wtedy rodzą? 

- Scena spotkania z Judaszem jest dla mnie bardzo ważna. Piotr wściekły atakuje go a Judasz odpiera atak jakby wyrzucając mu: „Ty też się zaparłeś, jesteśmy tacy sami!”. Ta scena pokazuje podobieństwo między tymi dwoma Apostołami, z jednym wyjątkiem – Piotr zdołał uwierzyć w miłosierdzie i w to, że nie wszystko stracone, że może się nawrócić.

- Co czujesz, gdy śpiewasz pieśń Piotra? 

- Chociaż samo śpiewanie było czymś nowym i wymagającym, to tekst piosenki niesamowicie do mnie przemawia i łatwo się w nim odnajduje. Słowa tej piosenki szczególnie podkreślają ten szczególny rys Piotra – ten, który miał być Skałą, zaparł się i wszystko przegrał, ale na końcu szuka spojrzenia Jezusa, bo wiem że Jezus szuka go swoimi oczami. To sprawia, że wierzy w nawrócenie… Kiedyś usłyszałem, że Apostołowie zostali zebrani wokół Piotra po jego upadku tylko dlatego, że miał szczególną relację z Jezusem. Był słaby i nie miał nic oprócz tego spojrzenia. Pan Bóg często nas tak prowadzi, pozwala nam się posypać po to by Jego miłość była jedynym co mamy, żebyśmy ją odkryli i znaleźli, jak Piotr.

Moją uwagę przykuła kołysanka Maryi, która z jednej strony jest bardzo bolesna, Matka traci Syna, a z drugiej tak pełna nadziei. A także niezwykły moment Zmartwychwstania i ukazanie Maryi jako najlepszej uczennicy swojego Syna. W rolę Matki Bożej na zmianę wcielają się Emilia Kasprowicz i Justyna Gołas, które należą do zespołu "Ziemia Boga". 

- Śpiewanie nie jest dla mnie czymś nowym, lubię śpiewać i zdarzyło mi się już to robić w kilku spektaklach, choć muzykiem nie jestem. Ale w tym misterium śpiew jest dla mnie źródłem niepewności i stresu, bo muszę połączyć bardzo skrajne emocje Maryi po śmierci jej Syna, z czułymi nastrojem i treścią kołysanki, którą się z Nim żegna, a jednocześnie przewiduje w niej światło Zmartwychwstania. W trzech krótkich zwrotkach mówię o Betlejem, Golgocie i przyszłej nadziei – to bardzo dużo do pomieszczenia w sobie i poradzenia sobie z tymi emocjami, a tu trzeba jeszcze wyciągnąć to na zewnątrz dla widowni, myśląc jednocześnie o technice śpiewania, by przekaz był znośny na poziomie muzycznym - opowiada Emilia. Zapytana o to, czego uczy ją rola Maryi, odpowiada - Granie Maryi w tym wydaniu misterium sprawia, że przeżywam na nowo konfrontację ze swoją kobiecością. Zastanawiam się jaką kobietą jestem, co to w ogóle znaczy dla mnie - być „kobiecą”. W moim obrazie Maryi widzę połączenie ogromnej siły i twórczej energii z harmonią i spokojem, nienachalnym urokiem i autentycznym ciepłem. Walka ze sobą o to czy jestem w stanie to pokazać na scenie, to tak naprawdę walka o samą siebie – przeprawa z moimi kompleksami i wątpliwościami, ciągłe pytanie siebie jaka jestem, jaka chciałabym być, jaka uważam, że powinnam być. To trudny i czasem bolesny proces, ale dzięki niemu coraz mocniej dociera do mnie, że odpowiedzi znajdę tylko u Źródła, bo jak to Maryja – Ona zawsze prowadzi do Boga.

« 1 2 3 »

Zapisane na później

Pobieranie listy